Rozdział 19 - Jedna z stron

136 11 17
                                    

   -Jesteś pewna?

  -Tak, jestem pewna - powtórzyła po raz chyba dwudziesty.

  -Ale tak na serio jes...

 -TAK, WILL! JESTEM PEWNA! - przerwała mu Kathrin, a Will zamilknął. Pomimo że nic już nie mówił to jednak wciąż miał pełno wątpliwości. Teraz po prostu przestał dzielić się nimi na głos. Rzecz jasna, miał pełne podstawy by odczuwać niepokój. Kathrin odeszła od niego na chwilę, po czym powróciła chwilę później z kolejnym węglem w ręku i nakreśliła na jego czole krzywą linię.

   Stała jeszcze chwilę przed nim i poprawiała namalowane na jego twarzy dzieło. Co jakiś czas odsuwała się, by ocenić postępy po czym wracała do pracy. Will naprawdę miał nadzieje, że TYM RAZEM wreszcie uda jej się... ukończyć cokolwiek tam robiła. Już jakieś trzy razy musiał słuchać jej bełkotu, gdy z ponurą miną zmywała węgiel z całej jego twarzy i zaczynała wszystko od początku. Kiedy się jej o to uczepił stwierdziła tylko ,,Jestem wyrzutkiem. Naprawdę myślałeś, że wiem co robię?". I właśnie te słowa były podstawą jego wątpliwości. Rzuciła w niego jakimś białym proszkiem na co on spojrzał na nią oburzony, ale ona to zignorowała -  co robiła niezwykle często - i ponownie złapała ten swój ukochany czarny węgielek.

  -Ha! Udało się! - zawołała Kathrin, a Will z zrezygnowaniem patrzył na zaskoczenie w jej oczach, które kryło się za radością, jakby sama od początku nie wierzyła w swój sukces. Chciał to skomentować, ale stwierdził, że byłoby to bezcelowe, więc po prostu podniósł się z krzesła i stanął obok niej, by mogła również poprawić jego nową dziwaczną pelerynę.

   Na ogół nie był w stanie żyć bez swojej peleryny... konkretniej, bez swojej zwiadowczej peleryny, a ta, którą miał teraz na sobie, w żadnym stopniu jej nie przypominała. Ale wedle Kathrin - i niestety musiał się tu z nią zgodzić - wyglądał w niej świetnie. Już naprawdę zastanawiał się czy może jego całe życie nie było kłamstwem i zamiast szkolenia zwiadowcy nie przeszedł szkolenia cyrkowego. Bo naprawdę w tej jaskrawej pelerynie wyglądał lepiej niż w swojej zwyczajowej. To by wyjaśniało dlaczego wszyscy znani mu zwiadowcy byli w stanie tak świetnie operować sarkazmem.

  Jeszcze trochę minęło zanim Kathrin pozwoliła mu stanąć przed dużym lustrem i ocenić... jej ciężką pracę. ,,Ciężką pracę? Z której strony?" spytał sam siebie w myślach.

   -Dobrze, dziękuje ci - stwierdził po mniej niż ułamku sekundy - Ja już się napatrzyłem - dodał, a ona zaśmiała się głośno. Spiorunował ją spojrzeniem. Jego strój wyglądał jakby zamierzał zostać co najmniej bardem, a już na pewno nie przywoływać duchy - Czy to naprawdę konieczne? - spytał, patrząc na nią z nadzieją w oczach.

  Odwzajemniła spojrzenie i z pełną powagą odpowiedziała:

   -Oczywiście. - Przez chwilę patrzyła się jeszcze na niego, po czym po prostu zgięła się w pół i wybuchnęła dalszym śmiechem - Wybacz, ale ja już nie mogę... Wy-wyglądasz... - Rzuciła znowu krótkie spojrzenie na niego i nie dokończyła nawet wypowiedzi przez następny napad śmiechu.

   Will naprawdę spodziewał się jakiegoś pentagramu na twarzy albo krzyża, ale zamiast tego na około oczu miał po prostu dwa czarne kółka, na policzkach niezidentyfikowane kształty, a na czole zygzaki. Jego nowa ,,zwiadowcza" peleryna była zbiorem kolorowych tkanin połączonych w jedną wielokolorową płachtę. Dominującymi kolorami były tu żółć, czerwień i ,,piękny", jasny odcień błękitu.

  Naprawdę odnosił wrażenie, że Kathrin chciała sobie po prostu z niego zażartować. Tylko czekał aż powie mu ,,Możesz to zmyć, a tą pelerynę zdjąć. Tak naprawdę nie jest to potrzebne. Jedyne co musisz zrobić to tylko powiedzieć {przybądź do mnie, przybądź do mnie, duchu wszechmocny!}", ale nie zapowiadało się na taki obrót zdarzeń.

Zwiadowcy - Jestem NieśmiertelnyWhere stories live. Discover now