Rozdział 14 - ,,Czy jesteś pewna, że to dobra decyzja? Zdecydowanie nie"

356 26 10
                                    

Pierwsza myśl...? Czemu ja to robię?! Mogła dłużej się zastanowić zanim podjęła decyzję. Mogła wybrać lepiej, ale zamiast tego bez namysłu opuściła swoje mieszkanie i ruszyła wzdłuż głównej drogi Redmont.

   Skąd znała drogę? Szczerze? Nie znała. Dlatego właśnie po drodze musiała zaczepić multum ludzi z pytaniem ,,Jak dojdę do egzorcysty?". Wszyscy przez to patrzyli się na nią dziwnie, a po pewnym czasie zaczęli nawet unikać z myślą, że za tą dziewczyną może podążać demon. Tylko właściwie dlaczego niby miałaby tam iść gdyby nie chodziło o jakieś opętanie przez demona.

   Na przykład po to, by uratować najlepszego przyjaciela, który jak zawsze chciał wszystko robić sam, a ona - jak głupia dziewucha - musiała zignorować rady przyjaciela i na własną rękę znaleźć pomoc i odpowiedź. Jak gdyby nie mogła poczekać, aż Will przyjdzie do niej i powie ,,mam plan". Chociaż co do tego była pewnego...

    Will nie miał planu, a nawet jak jakiś cudem wymyśli to zrealizuje go bez niej. Oczywiście jak zawsze musiał martwić się bardziej o innych, niż o siebie. I oczywiście, jak zawsze, pozostawała mu praca na własną rękę, którą sam wybrał. I rozumiała to na tyle by nie mieć do niego pretensji... przynajmniej zazwyczaj. Czasami jednak następowały dni, gdy chciała mu po prostu powiedzieć w twarz co myśli o tym jego ,,Nie pozwolę by przeze mnie stała się wam krzywda" - ,,bla bla bla", tak interpretowała to Jenny.

   Oczywiście rozumiała, że to wszystko to była zwykła troska ze strony Willa, ale ona nie była ta słabiutką dziewczynką, o która cały czas trzeba się martwić. Podczas szkolenia u Mistrza Chubba poznała przynajmniej pięćdziesiąt sposobów na uderzenie kogoś drewnianą łyżka czy chochlą, a także czterdzieści trzy sposoby na tych ,,nieznośnych klientów", którzy mieli jedynie cięty język i nic poza tym (oczywiście wszystkie te techniki sama już doświadczyła na własnej skórze).

I choć Will wiedział jak ona bardzo nienawidzi tej jego troski o nią, to jednak jak widać czasem przezwyciężała tą jego część niczym starszego brata. A jednak kochała go również za to i była nawet w stanie zaakceptować tą głupią - jej zdaniem - cechę. Parę metrów przed sobą zobaczyła wreszcie jakiś mały drewniany domek, który trochę kojarzył jej się z zwiadowcą chatką. Różnicą był brak miejsca dla koni i te wszystkie krzyże powieszone w różnych miejscach. Cały dom był nimi wręcz obwieszony, a kiedy podeszła bliżej zobaczyła również sól przy schodach.

   Zaczęła rozumieć dlaczego Will był tak bardzo uprzedzony do tego pomysłu, a jednak wciąż nie zamierzała się wycofać. Podeszła do drzwi, a jakieś małe dzwoneczki wiszące obok jej głowy zadzwoniły od podmuchu wiatru.

   Podniosła lewą dłoń i zapukała delikatnie w drewniane drzwi. Kiedy po dłuższej chwili wciąż nikt nie otwierał zapukała ponownie.

   -No cierpliwości trochę! - usłyszała czyiś głos ze środka. I już dwie sekundy później drzwi się otworzyły - Ah! Dajcie rzesz człowiekowi chwilę spokoju! - zawołała wysoka kobieta, stając w drzwiach. Jenny nie odezwała się ani słowem, tylko wpatrywała się w postać przed sobą - A co ty taka zdziwiona? - zapytała brunetka - Co myślałaś, że zobaczysz jakiegoś starca z zwariowanym spojrzeniem i długą brodą? Jeśli czujesz się zawiedziona to możesz sobie iść...

   -Em... Jestem Jenny - powiedziała wreszcie.

   -Aha... Katrin. Miło mi. Więc skoro formalności już mamy za sobą - zaczęła Katrin - To teraz możesz już iść.

   -Co..?

   -Do zobaczenia! - zawołała kobieta i obróciła się do niej tyłem.

Zwiadowcy - Jestem NieśmiertelnyWhere stories live. Discover now