Rozdział 6 - Przepraszam

423 26 35
                                    

   Will wyszedł na polanę czując na sobie wzrok Halta. Zwiadowca szybko dogonił swojego ucznia, po czym szarpnął go za ramię odwracając go w swoją stronę.

   -Co się do diabła z tobą dzieje?! - Krzyknął, bo nie potrafił już tego wytrzymać. Poczuł się, jakby nigdy nie znał stojącego przed nim chłopaka.

   -A co się ma dziać? - Spytał jakby nigdy nic  - Chodźmy trenować - mruknął i spróbował wyswobodzić się z uścisku.

   -Najpierw powiedz mi, co w ciebie wstąpiło - warknął jego mentor.

   -Przecież wszystko jest w porządku - jęknął chłopak i odskoczył od niego, uciekając z uścisku.Zanim starszy zwiadowca zdążył zareagować, jego uczeń już stał na pozycji z łukiem w dłoni.

   Halt przez cały trening miał wrażenie, że Will jest... Wściekły. Strzelał idealnie, w sam środek, ale jednak cały czas był zły. Jego oczy ani trochę nie złagodniały. Cały czas były tak samo czarne i zimne, jak rano. Przez cały dzień Will zachowywał się... Inaczej... Na zadane pytania odpowiadał dziwnie... Krótko... Jedno słowo do maksymalnie jednego, dwóch zdań. Poza tym, działał jakby automatycznie. Robił to, co do niego należało ale szybko, mechanicznie i bez jakichkolwiek pytań, tak charakterystycznych dla tego młodzieńca. Uwinęli się tak bardzo, że starszy zwiadowca zdążył sprawdzić dosłownie wszystko. A to było jeszcze bardziej niepokojące... Nawet, gdy Halt mówił, że na dzisiaj koniec, jego uczeń wchodził mu w słowo i brał się za następną rzecz. A gdy te już mu się skończyły, zaczął wymyślać dla siebie różne zadania, na które Halt, koniec końców, musiał się zgodzić, ponieważ Will tak zmyślnie dobierał sobie rzeczy do zrobienia, że po namyśle jego mentor stwierdzał, że faktycznie, przydałoby się to zrobić.

   Gdy słońce było zaledwie w dwóch trzecich długości nieboskłonu, Halt przechadzał się po idealnie wysprzątanej chatce, przez okno widział porąbane i poukładane drewno na opał, pełny zbiornik z wodą... Wyglądało to tak, jakby Will ze wszystkich sił starał zająć sobie czymś głowę. A to było naprawdę, bardzo niepokojące. Westchnął cicho, gdy zdał sobie sprawę, że jego uczeń znów gdzieś poszedł. Naprawdę zaczynał się o niego martwić. Najgorsze było to, że nie mógł wyciągnąć z niego, co go tak męczy, a co za tym idzie, nie miał żadnego pomysłu na to, jak mógłby mu pomóc.

   Zdał sobie sprawę, że powoli ma tego dość. Był zmęczony. Był zmęczony całym tym dniem, choć tak naprawdę, nic ciężkiego nie robił. Jego rola ograniczała się głównie do przechadzania i wzdychania, gdy zauważył, kolejną już, wykonaną pracę. Uzmysłowił sobie, że nie jedli jeszcze obiadu. Postanowił choć tak mu się odwdzięczyć, chociaż w jego głowie nadal odbijała się poranna, nietknięta, kawa. To było wręcz ujmą na honorze zwiadowcy, by pominąć choć jeden kubek kawy w ciągu dnia. Zwłaszcza, jeśli było się we własnej chatce, we własnym lennie i nie planowało się żadnych dłuższych wyjazdów czy misji. Dotarło do niego także to, że Will... Nie wziął ze sobą Wyrwija... Już miał sprawdzić, czy aby na pewno konik jest w stajni, gdy usłyszał ledwie słyszalny dźwięk otwieranych drzwi.

   Spojrzał w ciemne oczy swojego ucznia i zobaczył koszyk przewieszony przez jego ramię. Chłopak wszedł do ich niewielkiej jadalni i postawił go na stole przed zwiadowcą. Halt uniósł jedną brew.

   -Raporty - rzucił tylko i już miał chwytać za klamkę, gdy poczuł, że jego mistrz wpatruje się w niego sceptycznie.

   -Gdzie znów się wybierasz? - Zapytał neutralnie starszy mężczyzna. Tak naprawdę, za tym pytaniem kryła się troska, chęć poznania prawdy i... Złość. Tak, Halt był zły, ponieważ jego uczeń cały dzień biegał od jednej rzeczy do drugiej i o ile w sytuacji, gdy z Willem wszystko w porządku, Halt nawet pochwalał takie zachowanie, tak teraz bardzo denerwowało to zwiadowcę.

Zwiadowcy - Jestem NieśmiertelnyWhere stories live. Discover now