3

1.3K 39 4
                                    

Ktoś mnie dotykał. Leżałam na ziemi i jedyne, co odczuwałam, to ból. Uchyliłam powieki. Oglądał mnie jakiś facet, a potem wstrzyknął coś w żyłę. W tle widziałam szarpiącą się kobietę, jednak nie miałam siły zareagować.

- Rita...- szepnęłam. 

Nawet ja ledwo usłyszałam własne słowa. Po chwili znów odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Nie wiem ile spałam, ale gdy się obudziłam, Rity nie było. Od pozostałych dziewczyn dowiedziałam się, że ją zabrali. Walczyła, jednak było ich dwóch i zdzierali z niej sukienkę. Rozpłakałam się i nie mogłam wydobyć z siebie słowa.

Co za koszmar!

Podobno oglądał mnie lekarz, gdy spałam, czyli jednak to się mi nie śniło. Musiałam pewnie wyglądać fatalnie, inaczej nikt by się nie przejął. W końcu byłam tylko kawałkiem mięsa na sprzedaż. Doczłapałam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Miałam tego nie robić, ale woda cudownie pieściła obolałe ciało. Miałam rozciętą wargę i byłam posiniaczona. Nogi, ręce, a nawet żebra. Chyba jednak dostałam jakiś środek przeciwbólowy, bo po pewnym czasie odczuwałam każdego sińca coraz bardziej, a najgorzej było z żebrami. Założyłam za dużą koszulę, która była powodem mojego obecnego stanu i skuliłam się w kącie. Traciłam rachubę i nie wiedziałam kiedy jest dzień, kiedy noc, ale chyba wieczorem dostałyśmy kolejny posiłek. Kolację we włoskim stylu, czyli makaron z sosem. To miło, że nas jednak nie głodzili. Prawdę mówiąc, mogło być gorzej. Gdybym nie prowokowała małego italiańca, to pewnie nawet by mnie nie ruszył. Położyłam się na zimnej podłodze, aby uśmierzyć ból. Leżałam i nie mogłam znieść, że Rity jeszcze nie ma. Miałam nadzieję, że wkrótce jednak ją zobaczę. Zasnęłam z wyczerpania.

Drzwi otworzyły się raptownie. Poderwałam się, jednak w rzeczywistości jedynie wygięłam plecy w łuk, zawyłam z bólu i znów opadłam na podłogę. Z oczu poleciały mi łzy. W piwnicy pojawił się gość z orlim nosem, ale też młody mężczyzna ze skórzaną walizką, jak na narzędzia i starsza kobieta, która obkładała ścierką karłowatego Toniego. Wyglądała na zatroskaną. Okazało się, że facet z walizką jest lekarzem. Na początku nie pozwoliłam się dotknąć, więc przemówił po angielsku. Był bardzo młody, jak na lekarza i miły, chociaż dziwnie podobny do zimnego mafioso, którego widziałam tu wcześniej. Jednak jego oczy nie były tak okrutnie zimne. Zachęcały do kontaktu, były pocieszne i miały ciepły odcień ciemnego bursztynu. Zaufałam mu. Podał mi lek przeciwbólowy, który szybko zaczął działać, a "orli nos" dał nam znów owsiankę.
Dyskretnie złapałam lekarza za rękę, na co się wzdrygnął. Nic dziwnego, bo temperatura mojego ciała była zbliżona do temperatury zwłok. Z nadzieją zapytałam szeptem o Ritę, ale on, patrząc mi prosto w oczy, pokiwał tylko głową na boki. To znaczyło, że ona już nie wróci...

- Basta!- wykrzyknęła kobieta i udała się do drzwi, a za nią podążyli pozostali. 

Co za chora sytuacja...

Po kilku godzinach wróciła z ochroniarzem. Stanęła na środku i mówiła, a orli nos tłumaczył. Pytała, czy któraś z nas potrafi gotować. Zgłosiła się Klaudia, ale po chwili okazało się, że pod pojęciem gotowanie kryją rozumie przygotowywanie różnych rodzajów sałatek. Ja potrafiłam gotować, ba byłam mistrzynią cukiernictwa, ale to było w moim rodzimym kraju. Tu byłam nikim, więc milczałam, bo nie widziałam sensu, żeby się odzywać. Zdenerwowana kobieta kazała nam wszystkim umyć się, a ochroniarzowi przyprowadzić nas do kuchni. Poczłapałam więc do łazienki. Byłam blada, nawet moje usta utraciły różowy kolor. Przemyłam twarz i dłonie. Po jakimś czasie wyprowadzono nas z piwnicy. Starałam się zapamiętać wszystkie szczegóły, z nadzieją, że zauważę coś, co pozwoli mi uciec. Byłyśmy jednak w cholernej fortecy! A konkretnie w zamku, strzeżonym przez kilkudziesięciu ochroniarzy. Kamienne schody, łukowate, wysokie po sufit okna, pomieszczenia o wysokości przynajmniej pięciu metrów i ogromna ilość ochroniarzy. OGROMNA! Szłyśmy około minuty, póki dotarłyśmy do kuchni. Podeszłam do okna, z którego widać było ogród pełen kwiatów, drzew i ziół, a ten idylliczny obrazek malował się na tle gór. Niewyobrażalne. Uspokoiłam się, bo to był najpiękniejszy widok od kilku dni. Właściwie, to najpiękniejszy widok w moim życiu. Idealnie równe grządki z ziołami i warzywami, krzaki malin oraz borówek, cytrynowe i pomarańczowe drzewka, a w tle potężne, ośnieżone szczyty. I wcale nie były tak daleko. Znajdowaliśmy się gdzieś wysoko w górach... Widok jak z obrazka. Zapragnęłam tu zostać. Nie wiedziałam, po co nas tu przyprowadzono, ale wiedziałam, że zrobię wiele, żeby nie wrócić do piwnicy, albo móc stamtąd wychodzić. Przynajmniej, póki byłam w tym miejscu. Okazało się, że kobieta ma na imię Rosa, a my mamy pomóc w przygotowaniu kameralnej imprezy na kilkanaście osób, która odbędzie się wieczorem. W duchu zaczęłam się śmiać, bo sytuacja była absurdalna. Porwano nas do jakiegoś zamku, żeby gotować, bo zabrakło im służby? 

DanteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz