7

1.1K 30 1
                                    

Od kilku miesięcy nie spałam tak dobrze. Z reguły miewałam koszmary lub dziwne sny, przez które budziłam się i nie mogłam już zasnąć. Dlaczego? Bo wstydziłam się tego, co robiłam i męczyło mnie to właśnie nocą.

"Kiedy rozum śpi, budzą się demony"- teraz dobitnie rozumiałam przekaz tej ryciny Goi.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę dawać dupy na zawołanie jakiegoś mafiosa- zabiła bym go śmiechem. Ale sytuacja się zmieniła, nie byłam już wolną kobietą i prawdopodobnie nigdy nie będę. A najgorsze w tym wszystkim zaczęło być to, że często podobały się mi zbliżenia z nim. Nie zawsze osiągałam orgazm, czasami seks trwał zbyt krótko, bo Balsecchi nie myślał, że ktoś poza nim może mieć jakieś potrzeby. Ja jednak zawsze czułam podniecenie, gdy był blisko. Dante to stuprocentowy samiec alfa i jasna cholera... Nie mogłam się temu oprzeć. I za to właśnie, plułam sobie w twarz. Obawiałam się, że rozwinął się u mnie syndrom sztokholmski.

Dziś przespałam całą noc i obudziłam się dopiero o siódmej. Nie wiem, co dał mi Paolo, ale po przebudzeniu miałam nadzieję, że będzie odwiedzał mnie częściej.

O ile tu zostanę...

Przypomniało się mi, że tym razem śniłam o ucieczce długimi korytarzami.

Tylko jak dostałam się do bunkrów pod klifem?

Podeszłam do przeszklonej ściany i patrzyłam na horyzont. Poranne słońce pieściło w dole morskie fale, które połyskiwały uspokajająco, jakby zapowiadały dobry dzień. Zastanawiałam się, co z tego, co zapamiętałam z wczorajszego wieczoru było prawdą, a co ułudą, spowodowaną stresem lub zastrzykiem. To wszystko było takie... Nierealne. Śmierć Adriany, przyznanie się Dantego do okłamania mnie, jego walka z Paolo...
Ruszyłam w stronę garderoby i nagle mnie oświeciło. Kominek! We śnie weszłam do bunkrów przez kominek! Podbiegłam do niego i zaczęłam sunąć dłonią po wszystkich płaskorzeźbach. Gdy nic nie znalazłam, odpaliłam świecę i weszłam z nią do paleniska.

Ha! Oglądało się Indianę Johns'a, zatem wiedziałam, że jeżeli jest tu przejście, to płomień zatańczy pod wpływem podmuchu powietrza...

- Widzę, że czujesz się już lepiej, ptaszyno. Możesz mi wyjaśnić, co robisz w kominku?- podskoczyłam, słysząc głos Dantego i upuściłam świecę, która od razu zgasła.

No to koniec, zabije mnie...

Wyszłam ze środka i spuściłam głowę. Po jego wczorajszej intrydze, nie zamierzałam z nim rozmawiać. Przynajmniej dopóki nie musiałam.

- Tu nie ma przejścia Isabell.- wyraźnie bawiła go moja wpadka. Faktycznie, musiałam idiotycznie wyglądać, sunąc niemal świeczką i nosem po ścianie paleniska- A nawet jeżeli weszłabyś do bunkrów, to w tym stroju i bez planów z nich nie wyjdziesz. A plany są w mojej głowie.- puknął palcem dwa razy w skroń- Sam projektowałem tę sieć tuneli...-Wciąż wpatrywałam się w wyjątkowo interesujący w tej chwili perski dywan i nie odpowiadałam. Dante podszedł, objął mnie w pasie i uniósł mój podbródek, na co zadrżałam trochę ze strachu, trochę pod wpływem jego dotyku- Spójrz na mnie, Isabello.- Wykonałam polecenie, żeby go nie prowokować, jednak mój wzrok był pusty. Wciąż bolała mnie jego wczorajsza manipulacja. Na lodowaty dźwięk głosu tego człowieka chwilę temu, automatycznie zgasły we mnie wszystkie iskierki nadziei, radości, pozytywnej energii, czy czegokolwiek, co we mnie odżyło, od chwili, gdy się przebudziłam. Wyłączyłam myślenie, a w zamian włączyłam coś, co w psychologii nazwane jest wyparciem... Patrzył przez chwilę w moją twarz, jakby czegoś szukał. Nie znalazł tego. Zacisnął usta w wąską linię i dał mi spokój.- Czekam w jadalni Isabell, pospiesz się, muszę coś Ci oznajmić, zanim wyjdę do klubu...

DanteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz