Stałam na obrzeżach ogrodu naszej górskiej willi, a czarny tiul mojej długiej sukni unosił się, smagany porannym wiatrem.
- Wszyscy, którzy przyczynili się do tej śmierci, zapłacili już za swoje grzechy, Donna Isabella...
Alberto stał dwa metry za mną i jak co dzień próbował mnie pocieszyć, a Rosa milczała zapłakana tuż obok. Miałam wrażenie, że kobieta rozumie mój ból. Każdego ranka ta dwójka towarzyszyła mi w składaniu kwiatów na grobie mojego syna. Jednego z dwóch, których nosiłam pod sercem. To miały być bliźnięta. Dwóch chłopców...Po postrzale udało się uratować tylko jednego z nich. Drugiego wciąż noszę pod sercem. To już ostatni, dziewiąty miesiąc. Paolo musiał pozbyć się jednego z chłopców, inaczej żaden by nie przeżył. Ja byłam nieprzytomna, Dante już tak. To on podjął tę decyzję. I powiedział mi o tym od razu po przebudzeniu po zabiegu. Od tamtej chwili nie zamieniłam z nim ani słowa. Może poza "tak" przed ołtarzem. Ożenił się ze mną. Właściwie zmusił do tego. Pewnego dnia do mojego pokoju wkroczyli styliści i wyciągnęli mnie z łóżka, potem Alberto odprowadził mnie do rodzinnej kaplicy na terenie zamku, a ksiądz odprawił modły. Powiedziałam tak, bo nie miałam innego wyboru. Nikt nie groził mi bronią, jednak czułam, że nie mogę powiedzieć nie. W końcu wciąż nosiłam w sobie jego drugie dziecko. Wziął mnie za żonę, jednak chyba bardziej z poczucia obowiązku i winy, niż chęci dzielenia życia. To dlatego codziennie przychodzę tu z orlim nosem. Mam opory, żeby patrzeć na Dantego. Ale on wobec mnie nie ma żadnych. Po jakimś czasie, bo nawet noc poślubną spędziliśmy osobno. Właściwie to nie kochaliśmy się od pięciu miesięcy. Codziennie jemy śniadanie, codziennie dotyka mojego brzucha, jednak nie rozmawiamy i nie uprawiamy seksu, mimo że już dwa miesiące temu kazał mi przenieść się do swojej sypialni. Było to niedługo po ślubie, ale też nie od razu. Mój mąż znika na całe dnie i pewnie spełnia swoje fantazje poza domem, ale tak jak mu powiedziałam, nie obchodzi mnie to, póki nie przyprowadza kurew do domu. Chociaż teraz nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Jestem w środku martwa. Śmierć tego dziecka zabiła nas wszystkich... Swoją drogą, miałam wrażenie, że ten zamek zapętla czasoprzestrzeń. To piękne miejsce, kojarzyło się mi z najgorszymi chwilami w moim marnym życiu...
Poniekąd Dante również uczestniczy w codziennych wizytach na grobie syna, tyle że stoi za oknem swojego gabinetu. Tego, z którego obserwował mnie niegdyś, jak zbierałam owoce w sadzie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tamte czasy, nasze początki, były jednak dobre. Tyle że doceniam je dopiero dziś. Gdy wydarzyło się coś naprawdę złego... To, co jest teraz, to jedynie ból i żal rozrywające moje serce... Westchnęłam i odwróciłam się, żeby ruszyć w kierunku domu. Mimowolnie zahaczyłam wzrokiem potężne okno gabinetu, a nasze spojrzenia spotkały się. Cierpiał. Może nie tak jak ja, ale jego również zabolała ta strata, wiedziałam o tym. Spuściłam głowę i ruszyłam, a po chwili znalazłam się w potężnym, zamkowym holu.
- Isabell...- Alberto i Rosa rozpłynęli się nagle w powietrzu, a przede mną stanął mój mąż we własnej osobie.- Minęło prawie pół roku, dosyć tej żałoby.- przemówił. Ja jednak milczałam, obrzuciłam go jedynie obojętnym spojrzeniem.- Nadal masz do mnie żal? Wolałem stracić jedno dziecko, niż was wszystkich! Czego do cholery nie rozumiesz?! - Echo jego wibrującego, basowego głosu rozniosło się po całym, wysokim holu. Wcześniej wzbudziłoby to we mnie paniczny strach, jednak nie teraz, nie po tym wszystkim, co przeszliśmy. Chociaż nadal potrafił mnie przytłoczyć i wywrzeć presję.
- Nie rozumiem, dlaczego pozwoliłeś mi z tym żyć. Powinieneś był pozwolić mi umrzeć! - pękłam.- Nawet nie masz odwagi stanąć nad jego grobem.- uniosłam wysoko głowę i rzuciłam z pogardą, mijając go w drodze do kuchni, gdzie zamierzałam znaleźć ukojenie w gotowaniu.
Zatraciłam się w tym. Gotowałam i piekłam tak dobrze, jak jeszcze nigdy w życiu. To sprawiało mi przyjemność, chociaż nie uśmiechałam się przy tym jak wcześniej. Rosa codziennie próbowała nawiązać jakikolwiek głębszy kontakt ze mną, jednak tylko wymieniałyśmy krótkie uwagi na temat gotowania. Przytulała mnie każdego dnia, gdy schodziłam do kuchni. Na początku czułam się nieswojo, potem sama łaknęłam jej ciepła. Niby nie chciałam kontaktu z drugim człowiekiem, a jednak bardzo go potrzebowałam
CZYTASZ
Dante
RomancePo tragicznej śmierci rodziców Izabelę wychowuje ciotka. Kiedy umiera, dziewczyna szybko się usamodzielnia i dzieląc czas pomiędzy studiami, treningami pole dance oraz sprzedażą wypieków, czuje się spełniona. Jej szczęśliwe, poukładane i zaplanowane...