5

1.1K 31 1
                                    

Dni mijały i każdy wyglądał tak samo. Rano pomoc Rosie, nauka włoskiego, który był mi potrzebny, żeby opanować przynajmniej przepisy, potem sprzątanie pokoi, pomoc Rosie przy obiedzie, praca w ogrodzie, prysznic, bielizna, pieprzenie z Dantem, a raczej załatwienie jego potrzeb, "możesz odejść", mowy prezent, znów prysznic i spać. Zapadałam się w sobie, popadałam w depresję. Czułam się nic niewartą lalką do ruchania. Z jednej strony nigdy taka nie byłam i bałam się zmian, które we mnie zachodziły, z drugiej liczyłam na to, że Dante w końcu się mną znudzi i da mi spokój, albo mnie zabije. Przestałam okazywać swój buntowniczy charakter, przestałam się uśmiechać. Przychodziłam do niego ubrana w to, co mi kazał, wypinałam tyłek tak jak kazał, gapiłam się w okno, gdy mnie bzykał, a jęczeniem okazywałam, gdy było mi dobrze. Bo było i starałam się czerpać maksimum przyjemności z tych momentów. Posłusznie wracałam do siebie, gdy już pozwolił i na drugi dzień ubierałam nową błyskotkę, która, jak to w myślach sformułowałam, była prezentem za wzorową służbę suczy wobec swojego Pana. Ale i amuletem ochronnym. Żaden z mężczyzn nie zwracał już na mnie uwagi, bo byłam cholerną własnością Dantego Balsecchi...

Minął ponad miesiąc, a ja dalej nie znałam całego rozkładu zamku. Dziś zostałam wysłana do części reprezentacyjnej, gdzie odbywały się imprezy. Pchnęłam wielkie wrota i weszłam do gigantycznej sali z podestami wzdłuż ścian, na których ustawione były rurki. Nie wierzyłam własnemu szczęściu, tak dawno nie uprawiałam sportu... W każdym pokoju był ipad, więc również tu. Znalazłam go i włączyłam cicho muzykę, a potem dopadłam najbliższą z rurek. Zamknęłam oczy i bujałam się w rytm muzyki. Gdy już trochę rozciągnęłam się i rozgrzałam, wspięłam wyżej i wykonywałam figury z pasją uzależnionej od sportu narkomanki. Sufit miał kilkanaście metrów w górę, więc można było poszaleć. Poluzowałam uda i pędem sunęłam w dół. Gdy byłam prawie przy ziemi, zacisnęłam nogi ponownie i zwinęłam się w kłębek. Zamknęłam oczy i zaśmiałam się głośno. Pierwszy raz od dawna było mi tak cudownie.

- Pierwszy raz od wielu dni widzę, jak się śmiejesz.- Dante opierał się o skrzydło wielkich drzwi i przyglądał się mi z uwagą. Stanęłam na baczność i nic się nie odzywałam, czym oczywiście go wkurzyłam.- Nie chcesz rozmawiać, w porządku. Ale to ma się więcej nie powtórzyć, jesteś w pracy, nie zapominaj o tym. Chyba, że chcesz zmienić zawód, to powiedz, załatwię Ci etat w burdelu. Posprzątaj szybko salę i pomóż Rosie, dzisiaj będzie przyjęcie, więc jest sporo pracy...

I poszedł. Z żalem wzięłam się za robotę. Chociaż wspięłam się na każdą rurkę i przetarłam ją alkoholem, żeby tancerki się nie ślizgały, to nie miałam już szansy potańczyć. Starłam kurze, umyłam podłogi i poszłam do kuchni. Czarowałyśmy z Rosą wspaniałe przekąski i plotkowałyśmy przy tym o pierdołach. Tylko w kuchni i ogrodzie czułam się naprawdę dobrze w tym domu.

- Un caffe.- rzucił Dante, wchodząc do kuchni.

Przygotowałam espresso i postawiłam przed nim filiżankę. Nie zaszczycił mnie spojrzeniem. W sumie to już przyzwyczaiłam się do takiego traktowania. Nagle przemówił do mnie po włosku. - Będziesz pomagała dziś przy kolacji. Nie możesz wejść na salę, nie chcę, żeby któryś z gości cię zobaczył. Rosa dokładnie przydzieli ci zadania.

Wypił kawę na łyk i wyszedł. Zdumiona spojrzałam na Rosę.

- On cię chroni dziecko... Tam będzie wiele, niebezpiecznych ludzi.

- W takim razie, ciekawe ma metody. No dobrze mamma- uśmiechnęłyśmy się do siebie. Lubiła, gdy ją tak nazywałam, bo nie miała dzieci, a dla mnie, ta kobieta była jak matka.- To jakie będę miała obowiązki?

Rosa wyjaśniła, że będę układała na wózkach przekąski, donosiła prosecco, wino i sery z piwnicy i generalnie, że mam być pomagier przynieś, wynieś, pozamiataj. Nawet pasowało mi, że nie muszę za bardzo wychylać się z kuchni.

DanteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz