ROZDZIAŁ 11

320 19 5
                                    

| SKIP TIME TYDZIEŃ PÓŹNIEJ |

Wczorajszego popołudnia minął tydzień od pamiętnego dnia wypadku. Co prawda Lexy nadal się nie obudziła, ale moja nadzieja nieustannie tli me serce i póki co nie zamierza go opuścić.

W każdym bądź razie.

Siedziałem już kolejny dzień przy nieprzytomnej dziewczynie. Płakałem, mówiłem do niej czy nawet pokazywałem na rzutniku nasze wspólne zdjęcia by może wywołać jakikolwiek cud. Jednak jak powszechnie wiadomo życie nie jest bajką przez co można było łatwo się domyśleć iż owy cud nie odnalazł swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości.

I kiedy tak sobie siedziałem oraz pokazywałem Lexy zdjęcia jak również myślałem o naszych kolejnych „rozdziałach" wspólnej przyszłości dźwięki wydobywające się z maszyn niebezpiecznie przyspieszyły w wyniku czego zerwałem się na równe nogi i z ogromnym przerażeniem wpatrywałem się w żonę.

Lexunia co się dzieje?! - wykrzyknąłem, a po chwili owe dźwięki ustały i zostały zastąpione jednym, długim, ciągłym dźwiękiem.

Momentalnie zamarłem.

Nie!

Kurwa nie!!!

To się nie dzieje naprawdę!

Jak oparzony odskoczyłem od wyświetlacza monitora pracy serca. Chwilę tak stałem, a obrazy otoczenia zacierały się przez załzawione oczy. Nie mogłem się uspokoić.

Nie zostawiaj mnie!! Proszę! - wykrzyknąłem ostatkiem sił po czym ukucnąłem na miękkich nogach oraz ukryłem twarz w dłoniach, łapczywie nabierając powietrza do płuc.

P - O cholera jasna! Odsuń się Marcin!! - krzyknęła Alicja wbiegając do pomieszczenia, którą ówcześnie wezwałem odpowiednim przyciskiem na telefonie znajdującym się tuż przy łóżku.

M - Ona nie może umrzeć... - wyszeptałem płaczliwym tonem zsuwając się po ścianie ku dołowi.

Czułem się jakby ktoś wyrwał ze mnie serce i zabrał gdzieś całkowicie bezpowrotnie. Było mi z tym cholernie ciężko.

Le - Odsunąć się, będzie wyładowanie! - warknął lekarz instruując towarzyszące mu inne pielęgniarki z Alą na czele.

M - Nie rób mi tego kurwa! - krzyknąłem w emocjach podnosząc się, a następnie szturchając ukochaną.

P - Marcin odejdź utrudniasz nam pracę!

M - Ale ja muszę tu z nią być!! A ona musi wrócić!

P - Nie martw się ona wróci, a tymczasem odsuń się i ochłoń, bo jak tak dalej będzie to ona umrze.

I tak jak powiedziała Ala tak też zrobiłem.

Wybiegłem zapłakany z sali całkowicie lekceważąc wszystkich oraz dzwoniący w mej kieszeni telefon. W tamtym momencie nie myślałem ani trochę racjonalnie. Ona nie żyje.. Nie zobaczę jej pięknych oczu, uśmiechu, nie poczuję jej dotyku na swoim niekiedy nagim ciele.

Lexy Dubiel, moja żona, przyjaciółka, ktoś kto był i jest dla mnie cholernie ważny. Ktoś kogo obdarzyłem szczerym uczuciem. 

I ona miała teraz umrzeć i zostawić mnie samego z Melissą?! 

O co to, to nie!

Jak ona śmie zostawić mnie samego?! - pomyślałem wsiadając do windy, a następnie spoglądając w swe odbicie. Byłem totalnie roztrzęsiony, a w oczach widziałem przerażenie oraz nieustępujący ból. A kiedy i winda dojechała na najwyższe piętro szpitala, tam gdzie dostęp miał jedynie personel medyczny wysiadłem i pobiegłem do najbliższej łazienki.

Skuliłem się w niej, a następnie zacząłem nerwowo przeszukiwać kieszenie spodni w celu odnalezienia nadal dzwoniącego telefonu.

Jest! - mruknąłem po chwili jednocześnie klikając w oznaczenie rozpoczęcia połączenia.

M - Halo? - odezwałem się zachrypniętym od płaczu głosem. 

MM - Boże Marcin co się dzieje? - spytała moja mama z wyczuwalnym zmartwieniem w głosie.

M - Ona nie żyje, zostawiła mnie samego! Mamuś co ja teraz powiem Melissie?

MM - Co Ty mówisz? Jak to nie żyje?

M - Tak to.. poddała się, przegrała tą walkę. - rzekłem wciąż zestresowany oraz zlany łzami, a także dreszczami, które co jakiś czas przeszywały moje ciało od stóp do głów.

MM - Ale przecież Lexy to silna kobieta, co poszło nie tak?

M - Nie wiem.. siedziałem z nią i pokazywałem zdjęcia tym razem z okresu ciąży z Melisską gdy nagle, ni stąd ni zowąd usłyszałem ten pieprzony dźwięk...

MM - I co teraz?

M - Nie wiem, bo zanim uciekłem do łazienki to zaczęli ją reanimować.

MM - To dobrze, bo jest jeszcze nadzieja na happy end. - odparła wciąż zmartwionym głosem choć słychać było, że próbuje zachować zimną krew by choć odrobinę mnie uspokoić.

M - Szczerze wątpię. - oświadczyłem po czym poczułem wibrację telefonu charakterystyczną jedynie dla wiadomości. - Poczekaj chwilę.

MM - Dobrze.

od Alicja😇:

Marcin wracaj do sali Lexy po reanimacji się obudziła!

M - O kurwa! To, to niemożliwe!! - wykrzyknąłem pod wpływem adrenaliny.

MM - Co się stało?! Marcin halo!

M - Lexy prawdopodobnie się wybudziła tuż po przywróceniu jej funkcji życiowych!

MM - O Boże, w takim razie leć już do niej.

M - Właśnie mam taki zamiar, zadzwonię później pa! - powiedziałem żegnając się z rodzicielką, a następnie kierując się ku pomieszczeniu w, którym jeszcze jakieś parę minut temu płakałem. 

PLEASE DON'T LEAVE ME - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz