ROZDZIAŁ 8

333 18 2
                                    

!NA WSTĘPIE PRAGNĘ ZAZNACZYĆ IŻ TUTAJ W KSIĄŻCE SIOSTRA ALICJA (przyjaciółka Marcina z realu) WCIELA SIĘ W ROLĘ PIELĘGNIARKI WIĘC NIE BĄDŹCIE ZDZIWIENI OWYM ROZWOJEM SYTUACJI W TYM ORAZ KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH!


Przemierzałem już od jakiś 3 minut kolejne szaro-białe korytarze tuż za młodą blondwłosą sanitariuszką, a po sali w, której leżała moja ukochana ani śladu. Dlatego też na moment zatrzymałem idącą przede mną dziewczynę i łapiąc za jej ramię odwróciłem w swoją stronę co jak później zauważyłem bardzo ją zdziwiło.

M - Przepraszam za ten gest, ale czy to jeszcze daleko? - zapytałem jeszcze nie łamiącym się głosem, choć w środku byłem już potwornie roztrzęsiony.

P - Spokojnie proszę pana. Właśnie doszliśmy do windy, którą wjedzie pan na 2 piętro i uda się do pomieszczenia oznaczonego numerem 18.

M - Dobrze, w takim razie jeszcze raz dziękuję za wszystko pani Alicjo.

P - Cała przyjemność po mojej stronie. - powiedziała, a następnie obdarzyła mnie swoim promiennym uśmiechem przez co w moim serduszku zaiskrzyła pojedyncza iskierka radości. - A i jeszcze jedno!

M - Tak?

P - Gdyby pan czegoś potrzebował to proszę dzwonić. Telefon do dyżurki oddziału jest w sali pańskiej żony.

M - Może nie pan, a Marcin? - zaśmiałem się lekko.

P - Alicja. Alicja Kaszczuk.

M - Świetnie! Czyli teraz mam rozumieć iż jesteśmy na przysłowiowe „TY"?

P - Dokładnie, a tymczasem to przepraszam Cię bardzo, ale wiesz jak to jest już gdy pracuje się w szpitalu. 

M - Nie no jasne nie będę Cię już zbędnie zatrzymywał. W końcu praca najważniejsza haha.

Kobieta już nic więcej nie odpowiedziała, a ja z mocno bijącym sercem wszedłem do windy, wcisnąłem odpowiedni przycisk i po kilku sekundach znalazłem się na wskazanym przez nią piętrze.

Było już około 15 minut po godzinie osiemnastej więc jak najszybciej chciałem znaleźć się u Lexy. Na samo wspomnienie jej imienia moje ciało przeszywały dość nieprzyjemne ciarki.

A co jeśli się spóźniłem? Co jeśli w momencie mojej rozmowy z lekarzem ona umarła, a ja nie zostałem o tym powiadomiony??

Moja głupia podświadomość nieustannie wymyślała takie i inne równie idiotyczne scenariusze. Jednak starałem się w to nie wierzyć gdyż od zawsze wiedziałem, że amerykanka nie zostawiłaby mnie samego. Nie byłaby w stanie tego zrobić. I nie chodzi mi o to, że jedynie ze względu na mnie czy Melissę, która była naszym wspólnym szczęściem, ale na pewno zważywszy na całą naszą rodzinę.

| DOSŁOWNIE CHWILKĘ PÓŹNIEJ, JUŻ W SALI LEXY |

A gdy tylko przekroczyłem próg pokoju, pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę była oczywista i jednocześnie wszechobecna cisza jak również typowe dla szpitali białe łóżko, na którym leżała moja żona podpięta do kilku maszyn ułatwiających jej samodzielne oddychanie.

I tak jak normalnie bym był silny to w tym momencie totalnie się poddałem. Na drżących nogach przysunąłem sobie krzesełko, po czym zasiadłem po lewej stronie łóżka. Patrzyłem na nią, a łzy nieustannie zaczęły płynąć po moich policzkach tworząc tzw. mokre ścieżki mej rozpaczy.

Lexunia.. - szepnąłem odgarniając jej kosmyki posklejanych włosów za ucho, a następnie łącząc nasze dłonie. - Wróć do mnie. Wróć do nas. Tak samo jak ja, tak samo Melissa Cię potrzebuje. - powiedziałem, a łzy powoli skapywały na nasze ściśnięte dłonie. - Błagam Cię zrób to dla mnie, a jak nie to dla Melissy dobrze?

Ból jaki mi w tamtym momencie towarzyszył był nie do opisania. Miałem taką potworną chęć krzyczeć, wyć oraz płakać nad swym losem, ale i tak to by nic nie dało. I możecie mi teraz wierzyć lub nie, ale od samego początku czyli od momentu poznania się z Lexy ta oto spoczywająca tutaj istotka stała się dla mnie kimś szczególnie wyjątkowym. Kimś na kim mogłem zawsze polegać, kimś komu mogłem zwierzyć się ze swoich własnych, prywatnych problemów. Kimś kto nawet swoją samą obecnością umiał sprawić, że nawet w najgorszy dzień stawałem się szczęśliwszy.

Brunetka zajęła moje serce nieodwracalnie i chcecie mi teraz powiedzieć, że miałbym to wszystko zatracić?!

O nie, nie, nie! Tak się bawić nie będziemy!

...


Było lato, lipcowe popołudnie, okolice godziny 12, Warszawa, a dokładniej plaża nad Wisłą, jedna z naszych randek.

Leżałem na kocu, na piasku, a ona na mnie, wtulona w mój tors.

L - Haha Marcinaa jestem jakaś brudna czy co skoro mi się tak bacznie przyglądasz? - spytała unosząc głowę z mojej klatki piersiowej, a następnie wnikliwie mi się przyglądając.

M - Nie skądże. - odparłem uśmiechając się.

L - Aha to jak wytłumaczysz to, że patrzysz na mnie już dobry kawał czasu? Hmmm? Czyżbym zagięła mym pytaniem szanownego pana Dubiel?

M - Po pierwsze nie Dubiel, bo Marcin, a po drugie to państwem Dubiel będziemy dopiero po naszym ślubie, a i po ostatnie trzecie, to nie nie jesteś brudna kochanie, a patrzę na Ciebie, gdyż jesteś taka śliczna.

L - Hahaha co Ty masz z tym ślubem? - zachichotała pięknie się rumieniąc.

M - Ja??

L - Nie.., bo może mi jeszcze powiesz, że ja?

M - Nie powiedziałem tego. - rzekłem ponownie kładąc ją na swą pierś, a następnie bawiąc się jej włosami.

L - Więc jak? - zapytała wpatrzona w bezchmurne niebo.

M - Kiedyś na pewno się dowiesz skarbie. - powiedziałem po czym uniosłem się co uczyniła również dziewczyna. - Kocham Cię wiesz? - dodałem gdy po raz już kolejny zatopiliśmy się we wzajemnych spojrzeniach.

L - Wiem, bo ja Ciebie też kocham. - odpowiedziała, a ja skradłem jej szybkiego, ale bardzo namiętnego buziaka po czym objąłem ją w talii i przytuliłem na tyle mocno, że byłem w stanie wyczuć jej wspaniałe perfumy oraz szczęście bijące z jej cudownego wnętrza.

PLEASE DON'T LEAVE ME - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz