Bezsilność boli jeszcze bardziej

744 43 25
                                    

Tony był bezsilny. Bezsilny w walce z brakiem Petera. I czół to z całą mocą gdy na na wpół leżąc na w pół siedząc po prostu płakał.

Dlaczego płakał? Z tęsknoty. Dlaczego zachowywał się jak dzieciak? Bo bolało. To wszystko tak strasznie bolało. Nie potrafił uratować Petera. Nie potrafił uratować swojego syna.

Syna - to słowo jeszcze tydzień wcześniej w jego głowie brzmiało tak nierealnie. A teraz? Teraz używał go w myślach bez przerwy.

Po raz kolejny wstrząsnął nim nie pożądany szloch. Słone łzy ciekły mu po policzkach opadając mu na koszule.

Dawniej idealnie wyprasowaną i zapiętą pod ostatni guzik. Teraz mokra od łez, pogięta i zapiętą na ledwo trzy czwarte guzików luźno zwisała mu z ramion.

-Panie Stark? - czyiś głos rozbrzmiał zza drzwi.

Tony wstał. Pomału podszedł do drzwi i otwarł je lekko. Jakaś kobieta spoglądała na niego z uśmiechem.

-Czy przyjdzie pan dziś na spotkanie z prasą? - spytała poprawiając okulary.

Tony zamknął jej drzwi przed nosem. Nie, nie chciał spotkań z prasą. Nigdy ich nie lubił a teraz tym bardziej nie miał na nie siły.

Usiadł na zpowrotem na ziemi opierając się plecami o któraś z szafek.

-Peter - zapłakał i schował twarz w dłonie. Wziął wielki jeden wielki wdech który został jednak przerwany przez kolejna falę szlochu.

Może i zachowywał się jak kretyn. Ale naprawdę nie miał dziś na nic siły.

*****
Peper weszła do pomieszczenia.

Tony podniusł na nią wzrok.

-Czy coś się stało? - spytał utrzymując spokojny głos.

-Tony wiesz że wszyscy tęsknią za Peterem ale...

-Peper nie! Wy nie rozumiecie! Wyjdź!

Peper wyszła a on znowu został sam. Sam pośród swoich wynalazków. Pośród niczego ważnego.

Przez chwilę przeszło mu przez myśl że nie powinien krzyczeć na Peper ale przecierz miał rację. Oni nie zrozumieją. Nie stracili bowiem nikogo ważnego. A on? On stracił syna.

*****
-Ej Tony - głos Steve'a wyrwał go z zamyśleń.

Stark uniusł wzrok ale nie spojrzał mu w oczy. Nie miał ochoty.

-Wyjdź - warknął. Jego głos był ostry i wredny. To nie były przelewki.

-Ale... - Steve chciał zaprotestować.

Ale Tony nie miał zamiaru go słuchać.

-Wyjdź!

Wiec Steve także wyszedł.

*****

-Tony? - To była Nat. Z lekkim zmartwieniem na twarzy wpatrująca się w jego twarz.

-Wyjdź.

Więc i Natasha wyszła.

*****

-Panie Stark? - cichy głosik rozbrzmiał po pomieszczeniu.

Tony nawet nie podniusł wzroku.

-Wyjdź.

Ale w przeciwieństwie do reszty osób ta nie wyszła. Nie zaczęła też nic mówić.

Po prostu stała.

Cisza w pomieszczeniu po raz pierwszy od zniknięcia Petera zaczęła mu przeszkadzać.

Podniusł wzrok. Obok drzwi ubrany w poszarpany T-shirt i czarne długie spodnie stał on.

Niski chłopacz z brązowymi loczkami.

Po policzkach Tonego zaczęły spływać łzy szczęścia. Wiedział bowiem kto wreszcie się znalazł.

Hehe witam!
Wczoraj nie było to macie dzisiaj. Spotkali się. Ale to nie koniec spokojnie! Według moich planów trochę jeszcze się zdarzy.
Mam między innymi taka jedną super scenkę. Na którą jednak trochę poczekacie. Ale cóż.
To tyle na dzisiaj.
Miłego wieczorku,
LitteAilaEvans

Kiedy świat się sypie | irondad |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz