Początek

47 9 7
                                    

W ogóle czy tylko ja tu czuję tą wielopowierzchniową ironię? Pierwszy rozdział nowej książki. Pierwszy dzień lutego. Początek miesiąca, książki, gdzie będę snuła swoje refleksje o zadanym temacie, i może początek niektórych z moją osobą. Jeśli są tu tacy, to witam serdecznie. Rozsiądźcie się wygodnie, weźcie w dłonie swoje herbatki, pokręćcie się pod ciepłym kocem i zaczynajmy.

Pierwszą rzeczą jaką chciałam poruszyć jest sam temat początku. Często spotykamy się z motywem końca, śmierci, ogólnie zakończenia pewnego etapu. Zawsze wtedy pojawiają się magiczne słowa, że każdy koniec jest nowym początkiem i tak dalej. Ale w większości przypadków po starannie opisanym zakończeniu, ten optymistyczny akcent, ten promyczek nadzieji jakim jest coś nowego, jest rzucony do własnej interpretacji. Bo wiadomo, że po kontekście możemy sami naszkicować sobie ciąg dalszy, a bohaterowie po epilogu od razu nie umrą. Chyba, że trafi się na jakąś nadgorliwą autorkę lub autora z gorszym dniem.

No, ale po co mam się czepiać zakończenia książek? To nie jest Niekończąca się opowieść, aby pisać całą historię do końca świata lub jeszcze dłużej. Początek tak naprawdę jest przecież w prologu lub w dalszej części książki. Często jednak autorzy wrzucają nas od razu w wir wydarzeń. Tutaj właśnie rozdziela się pojęcie fabuły i akcji. Początkiem całej historii jest początek fabuły. To co w retrospekcjach i wspominkach.
Ciekawe, że o początku dowiadujemy się w środku książki. No, ale jest to przecież jeden z lepszych zabiegów, aby zaciekawić czytelnika. Pokazać mu gorący wir akcji, w którym trzeba się jakkolwiek odnaleźć. Jeszcze ciekawiej jest, gdy na wstępie twórca pokazuje przedostatnią scenę, a potem cofa się do tego co potrzebne. Jednak żadna książka fabularna nie zaczęła od początku początku. Może to i dobrze? Kto by chciał czytać coś co mu na wstępie wytłumaczyli? Ta otoczka tajemnicy i przeświadczenie, że sami musimy odkryć tą przeszłość z niedopowiedzianych zdań, zagadkowych słów i wyrywków wspomnień podnieca nas.

Odejdźmy na chwilkę od książek, jeśli chodzi o budowę, a skupmy się na czymś o wiele przyjemniejszym, czyli fabule. Może najpierw coś najbardziej powszechnego: początek miłości. Przestawiane jest to na przeróżne sposoby, ale ja  wychwyciłam dwa główne: od pierwszego wejrzenia i budowana powoli.

Jak ktoś ma jeszcze własne pomysły, dzielcie się. Nie zabraniam wam się ze mną kłócić i mówić, że udaję eksperta, pomimo tego, że nim nie jestem. Szczerze, to prawda. I sama nad sobą załamuję ręce. Wam tej przyjemności nie mam zamiaru odebrać.

Wracając, miłość od pierwszego wejrzenia, według mnie oczywiście, wydaje się nietrwała. Taki słomiany zapał. Żeby nie było, nie twierdzę, że jest ona gorsza czy coś. Po prostu z mojej perspektywy od pierwszego spojrzenia może być zauroczenie. Maksymalnie zauroczenie. Wiecie, motylki w brzuchu, zamęt w myślach, chemia w mózgu. Po jakimś czasie to może tak samo niespodziewanie zniknąć.

O wiele bardziej ciekawszą i bardziej skomplikowaną jest powolne zakochiwanie. Bo w tym przypadku ciężko wyznaczyć początek. Nie jest wtedy jakimś punktem na osi czasowej tylko jakąś niejasną myślą. Kiedy nagle bohater zdaje sobie sprawę ze swoich uczuć nie potrafi wskazać od kiedy to trwa. Ba, osoby doświadczone mogą potwierdzić, że w prawdziwym życiu też tak jest.

Początek jest bardzo skomplikowaną sprawą, bo nie wiadomo czasami, kiedy się zaczyna. Przy rzeczach konkretnych, które mają wyznaczony czas trwania i koniec, jest to banalnie proste. Wsadzasz kijek w ziemię w odpowiednim miejscu i mówisz: Kopiesz stąd do 18. Ale początek uczuć, myśli, pasji, marzeń, po prostu rzeczy abstrakcyjnych jest ciężki do określenia. Można powiedzieć o momencie, w którym coś się postanowiło lub ostatecznie podjęło decyzję, ale nie sposób określić początku myśli.

Z zaczynaniem czegokolwiek też wiąrze się pewna ciekawostka. Czy ktoś z was zauważył kiedyś, że łatwiej jest mu zacząć coś nowego niż skończyć to stare? Ha, niech autorki pochwalą się ile razy przy pisaniu książki miały przbłyski pomysłów na jeszcze następny. Otóż to jest potwierdzone przez psychologów. Łatwiej nam coś zaczynać nowego. Niesie to nową energię, zapał i ciekawość. A tamto zaczęte kurzy się gdzieś, dajmy na to w folderze z rozdziałami.

Chciałabym tak na ostatek wspomnieć, że praktycznie cały czas jest początek czegoś. Kolejnego zdania, myśli, oddechu. Tyle się cały czas dzieje choćby naokoło nas, że początkiem możemy określić każdą sekundę. Bo nie precyzujemy co ona ma zacząć.

Obecnie zmienia się dużo rzeczy. Pomijając kwestie pandemii, w naszych życiach wszystko się zmienia. Jedni zaczynają ogarniać bajzel w ich egzystencji, drudzy dopiero go zauważają, a jeszcze inni właśnie go tworzą. Mimo wszystkich zmian mam małą prośbę.

Próbujcie wszystkiego co chcecie. Kto wie, który z tych początków przetrwa długo i pomoże wam.

Nie zamierzam tego sprawdzać. Dla upartych zadanie. Pobawcie się w purystów i zaznaczajcie wszystkie błędy.

Trzymajcie się, Robaczki Świętojańskie!

Mój daily Luty 2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz