CZĘŚĆ CZWARTA

67 4 0
                                    



"To jest pętla, która się zacieśnia, zacieśnia, zacieśnia..."

Potem nadszedł dzień, w którym Harry usłyszał, że Malfoy wdał się w bójkę z Seamusem i Ronem. To sprawiło, że jego żołądek zaczął wić się i skręcać. Wieść niemal rozcięła go na pół, a jego wnętrzności przypominały zbiornik pełen węgorzy. Nie chodziło o to, że Malfoy sobie na to nie zasłużył, znając go, było pewnie wręcz przeciwnie. Zapewne rzucił jakąś obraźliwą uwagę na temat rodziny Rona albo zagroził im śmiercią. Tego Harry nie wiedział. Zdrajcy krwi, osobnicy półkrwi albo szlamy nie były już wystarczającym oszczerstwem. Na pewno nie chodziło o to. Po tym, jak Ron przechwalał się, jednym tchem z detalami opisując całe zdarzenie, Harry wywnioskował, że Malfoy musiał nieźle oberwać. Pewnie przypominał teraz pączka, którego całe nadzienie wypłynęło na wierzch.
Harry zapędził go do kąta, żądając wyjaśnień, co to wszystko miało znaczyć. Cóż, w zasadzie nie był to kąt, lecz ściana, ale na jedno wychodzi.
- Biłeś się z Seamusem i Ronem, tak?
- Co? - wyrzucił z siebie Malfoy, odpychając go. - Jesteś tu, by bronić honoru swojej drogiej Łasicy? Wiesz, oni wygrali, ale było ich dwóch na jednego i czuję, że tylko to zadziałało na ich korzyść.
- Ty... ty nie... och, pieprzyć to! - Harry warknął z frustracji. Nie o to mu chodziło, ale Malfoy najwyraźniej tego nie rozumiał. - Kto ci kazał się z nimi bić?
- Myślę, że może skłonili mnie do tego swoim „walcz z nami, Malfoy", a może to było tak, że jeden z nich starał się mnie trzymać, kiedy drugi zamachnął się i sprawił mi lanie.
- Nie powinieneś się z nimi bić! Jeśli chcesz kogoś sprać, wybierz mnie! Trzymaj swoje łapy z daleka od innych!
- Co? - wycedził Malfoy, z wściekłości blednąc jeszcze bardziej. - Nie masz mnie na własność! Nie masz prawa mówić mi, z kim mogę walczyć, a z kim nie! Będę się bił z kimkolwiek zechcę!
Harry popchnął go i wycelował w jego szczękę. Zamiast tego pięść uderzyła w bok głowy Ślizgona, ale z dość dobrym efektem.
Malfoy zawył z bólu i odparł atak. Rzucił się na niego z dziką pasją, pięść uderzyła mocno w twarz przeciwnika. Czy aby Harry nie wydał swojego własnego, bitewnego okrzyku? Mogło tak być, naprawdę mógł krzyknąć, tak, jak ten głupi, zwariowany Malfoy, który był obłąkany i powinno się go nazywać Szalonym Malfoyem. Z drugiej strony, to mógł być tylko dźwięk, który rozbrzmiewał w jego uszach.
Tak czy siak, później obaj wylądowali w gabinecie pani Pomfrey.* Harry mrużył oczy na widok promieni słonecznych i jakiejkolwiek bieli. Jego nos był opuchnięty i złamany, na pewno też zmienił kształt, rozmiar oraz kolor i przypominał teraz bakłażana. Pielęgniarka nie mogła się nimi zająć - priorytetem dla niej byli teraz kontuzjowani zawodnicy quidditcha z drużyny Hufflepuffu, którzy mieli o wiele większe skłonności samobójcze, niż jej stali pacjenci.
- To faworyzowanie - oświadczył Malfoy. - Istna dyskryminacja. - Jedno oko miał zamknięte z powodu opuchlizny, a druga połowa jego twarzy wyglądała jak po użądleniu osy.
Gdy Harry trzymał kompres z lodem na pokaleczonym nosie, a cała twarz pulsowała mu bólem, zdał sobie sprawę, że czuje się o wiele lepiej.

"Cierpienie nie kocha już towarzystwa. Teraz się go domaga."
Russel Baker

Klucz do lepszego samopoczucia tkwi w samodoskonaleniu.
Tak przynajmniej głosiła jedna z wielu książek Harry'ego z kolekcji „Otrząsnąć się z wojny".
W jego domu piętrzą się półki przepełnione literaturą, niebieskie, czerwone i brązowe okładki z wytłoczonymi złotymi, lśniącymi tytułami oferują swą pomoc. Jedna z nich, „Pomocna książka o pomaganiu (sobie)" próbuje nawet wyciągnąć do niego rękę - dosłownie - za każdym razem, gdy po nią sięga. Niematerialna dłoń wynurza się wtedy spomiędzy stron i wszędzie za nim chodzi, starając się pomóc w pracach domowych. Stworek jej nie znosi.

Według Hermiony książki są odpowiedzią na wszystko. Na początku nie było zbyt wiele powojennej literatury, ale pojawiły się za to grupy wsparcia. Hermiona popierała organizacje dla weteranów. Co tydzień machała Harry'emu przed nosem nową, kolorową ulotką, która przypominała ogromnego, zagubionego motyla.
- Harry - mówiła. - Naprawdę myślę, że nie powinieneś tego odrzucać. Takie organizacje są częścią leczenia, to mogłaby być dla ciebie szansa.
Aby okazać mu wsparcie przyrzekła, że również pojawi się na spotkaniu. By owo wsparcie spotęgować, zmusiła Rona, by też na nie przyszedł.
- Dlaczego mam tam iść? - narzekał Weasley. - To nie ja jestem tutaj popieprzony! Eee, bez urazy, stary.
- Nie ma sprawy.
Hermiona szturchnęła rudzielca.
- To ważne, byśmy okazywali Harry'emu pomoc! - zbeształa go. - „Znajdź Swój System Wsparcia" - zacytowała. Harry niemal słyszał w jej głosie duże litery. - Pozwól bliskim osobom na wsparcie, pomoc, miłość. Teraz jest na to czas. Czy zabije cię to, jeśli będziesz odrobinę bardziej wrażliwy?
Ron pocierał ramię w miejscu, w które uderzyła go Hermiona.
- Jestem wrażliwy, o, tutaj! Uderzyłaś mnie w ranę powojenną! A gdzie moje wsparcie, pomoc i miłość?
- Miłość boli - zauważył Harry.
To było jakiś czas przed tym, gdy Hermiona urodziła Rose, a Harry i dwójka jego przyjaciół wciąż mieszkali razem. Po narodzinach ich wieczorne wypady zmieniły się w przesiadywanie w domu, karmienie butelką i wczesne chodzenie do łóżka. Przekonywali Harry'ego, by powrócił do swojego zwariowanego, kawalerskiego życia (w które wliczały się tak samo zwariowane eskapady na spotkanie grupy wsparcia), ale Harry tylko uśmiechał się i potrząsał głową. Zamiast tego spędzał piątkowe wieczory bawiąc się z Rose lub pomagając Ronowi w naprawie ich odtwarzacza DVD (zepsuł się, ponieważ Ron umieścił w nim coś, czego się tam umieszczać nie powinno - „No co? Naleśniki i płyty DVD mają podobny kształt!"). Od czasu do czasu pytali go o Ginny.

SŁOWIKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz