Pov. Karl Jacobs
Po dłuższej chwili udało mi się odnaleźć Big Q gdzieś w internecie, ale ze względu na jego prace nie miał chyba zbytnio czasu, a zwłaszcza wieczorem i w nocy. A w godzinach kiedy zapadał już zmrok jego praca była najbezpieczniejsza, pozostało mi czekać do rana.
Nick: Wiesz Karl masz teraz swoje sprawy, a ja jestem już zmęczony więc pójdę spać. Dobranoc
Karl: Dobrnoc Sapi
Uśmiechnąłem się i położyłem się na kanapie na której siedzieliśmy, nadal oglądałem telewizję. W mojej głowie trwała jedna myśl - Co moje sprawy miały do SapNap'a. Wyszedł dlatego, że był zazdrosny?
Nie to niemożliwe, on taki nie jest.. a przynajmniej tak mi się zdaje. Nie mieliśmy kontaktu przez 5 lat i przez ten rok średnio mieliśmy dla siebie czas, no cóż Nick był w klasie maturalnej. Nie nawiązaliśmy znów tak dobrej znajomości jak dawniej i obawiam się, że to się już nigdy nie zmieni.. zwłaszcza jeśli Nick dowie się prawdy o mnie...
Miałem już łzy w oczach, ale z transu otrząsnął mnie mój telefon. BIG Q!!!
Karl: Quackity?
Big Q: Tak to ja. Coś się stało, że dzwonisz? Wiesz jak jest u mnie i z moją pracą
Karl: Zdaję sobie sprawę jak wygląda twoje zarabianie na życie. Jesteś bardzo zajęty?
Big Q: Skończyły mi się dzisiejsze zamówienia więc mam czas wolny do jutra
Karl: Po mimo tego, że twoja praca jest dość ryzykowna to jednak po części ci zazdroszczę. Ryzykujesz nawet własnym życiem, ale masz za to w cholere kasy
Big Q: Bycie dilerem narkotykowym ma swoje plusy i minusy. Tak jak zresztą wszystko co istenije na tym pojebanym świecie
Karl: Weź moje życie w tej chwili to totalna porażka. Owszem na Karolinie Północnej ktoś mi pomógł wyjść z tego całego bagna, ale teraz ledwo wiąże koniec z końcem. W przeciwieństwie do ciebie, który gdyby chciał to żyłby w Villi
Big Q: Nie chodzi o samo bycie dilerem bo wiesz kasę może zdobyć kase. Wybrałeś tą drogę życia na której jesteś, na lepszą ją nie zmienisz, ale na gorszą tak jak na przykład ja to zmienisz wiele
Karl: Ta, ale wiesz. Uczyłeś się gorzej ode mnie, a i tak masz lepiej
Big Q: Uczyłeś się lepiej, ale to nie znaczy, że będziesz pantoflem w garniaku i będziesz siedzieć czy biureczku jak pies przy budzie na łańcuszku
Karl: Gdyby moji rodzice kiedyś to wiesz. Pewnie skończył bym jak "pies przy budzie na łańcuszku"
Big Q: Tak właściwie to nie pytałem cię nigdy o twoje życie. Trochę mnie to ciekawi i to coraz bardziej. Jeśli nie chce to oczywiście nie musisz mi mówić taniec rzeczy
Karl: Chętnie bym z tobą porozmawiał, ale nie chce tego mówić przez telefon. Nie mieszkam też sam, ale.. zresztą opowiem ci.. kiedyś?
Big Q: Zawsze możesz do mnie przyjechać. Nawet jutro
Karl: Musiałabym porozmawiać o tym z moim współlokatorem, ale to mniejsza z tym. Powinien się zgodzić
Big Q: Daj znać jutro rano.. o.. muszę kończyć em.. pewien gość do mnie przyszedł..
Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć czy to by znaczyło, że się Quckity ma kłopoty? Może i był dilerem, ale unikał konfliktów i najmniejszych kłótni, sprzeczek tak bardzo jak tylko potrafił.
***
Nick nie chętnie, ale jednak zgodził się abym pojechał na Karolinę Północną dwa dni później. Do końca tego dnia robiliśmy razem jakieś rzeczy, następnego się pakowałem i kupiłem bilet na samolot, a ostatniego dnia w Orlando.. no cóż. Potem pojechałem zobaczyć się z Quackity'im sprawdzić jak zmieniło się jego życie i inne takie. Byłem strasznie pod ekscytowały, ale jednocześnie się bałem.
***
Chciałem zadzwonić na taksówkę, ale kiedy wyszedłem z telefonu i chciałem znaleźć jakiś numer w sieci zoabaczyłem wiadomość. Quackity napisał do mnie, że czerwone Audi czeka na mnie na parkingu, podesłał mi też numer rejestracyjny, ale na parkingu na szczęście nie było żadnych innych czerwonych samochodów.
Podszedłem do szyby od strony kierowcy i delikatnie zapukałem, to definitywnie nie był Alex. Numer rejestracyjny się zgadzał..
Karl: Przepraszam, ale mój były przyjaciel powiedział, że ktoś będzie na mnie czekał i wszystko wykazuje na to, że tym kimś jest Pan..
Wilbur: Proszę, mów mi Will i tak to ja. Spakój swoje bagaże do bagażnika i wsiadaj
Zrobiłem to co zaradził mi Will i pojechaliśmy praktycznie ja jakieś pustkowie.
"Pustkowie"
Byli tam ludzie, ale po adekwatnie mocnych przejściach w życiu i o trudnej sytuacji materialnej.Wilbur: Alex jest obecnie zajęty, a ja mam jeszcze inne sprawy do załatwienia więc pokaże ci twój pokój i dalej już chyba dasz radę
Karl: Chyba ta..
Można myśleć i mówić co się chce, ale ulica (?), aleja (?), osiedle (?) czy cokolwiek innego by to miało być nie wyglądało najlepiej. Zacząłem się obawiać o to jakie warunki panują w domu Big Q, ale uspokoiłem się kiedy wjechaliśmy do lasu, a kawałek później wjechaliśmy na posesję domu z wysokim ogrodzeniem. Siatka ogrodzeniowa była pod napięciem, a u góry znajdował się drut kolczastym.. prawie tak jak w więzieniu..
W wewnątrz było jeszcze lepiej, jasne panele, meble. Miła atmosfera, nie tego bym się spodziewał bo dilerze, ale nie warto oceniać książek po okładce albo ludzi po pracy jaką wykonują.
Will pokazał mi mój pokój i natychmiast gdzieś wyszedł, usiadłem na łóżku.. znów zostałem sam. Miałem jednak zajęcie, musiałem się rozpakowywać, a potem chciałem napisać do Sapiego co u niego słychać i tak dalej
CZYTASZ
Buy, Bye friend - KarlNap
De TodoKarl Jacobs i Nickolas Armstrong są nastolatkami i najlepszymi przyjaciółmi, którzy znają się kilka lat. John Jacobs dostaje awans w pracy i razem ze swoją żoną - Rose Jacobs decydują o tym, że muszą się przeprowadzić. Karl Jacobs wraz z swoją rodzi...