Rozdział 14

329 16 5
                                    

Gdy Bret wrócił kazał nam się szykować, bo za pół godziny mieliśmy wyjść do jego kumpli. Nie miałam ochoty na imprezę, ale z drugiej strony nie mogę siedzieć cały czas w domu i myśleć o wszystkich problemach, może jak z nimi wyjdę zapomnę chociaż część z nich.

Ubrałam krótkie dżinsowe spodenki i biała bluzke z koronki, a do tego moje ulubione białe trampki nie miałam dzisiaj siły na wysokie szpilki czy jakieś sukienki, zrobiłam lekki makijaż i po dwudziestu minutach byłam już gotowa.

Miałam jeszcze trochę czasu, więc zmusiłam się do tego, żeby włączyć telefon, cała skrzynka była zapełniona smsami od: Evana i matki. Powinnam do nich zadzwonić i im wytłumaczyć, szczególnie Evanowi, zostawiłam go bez słowa.

- Lily, idziemyy! - usłyszałam wydzierającego się na dole brata. Teraz i tak nie mam czasu, więc zadzwonię do nich dopiero jutro. Włożyłam telefon do kieszeni i wyszłam do Bret i Olivera .Obaj wyglądali zabójczo, wystroili się bardziej niż ja, pewnie mają zamiar kogoś poderwać.

- ślicznie wyglądasz - przysunął się do mnie Oliver i cicho szepnął na ucho. Było to dość słodkie i dziwne, mam nadzieję, że on nie próbuje ze mną flirtować..

- dzięki - odpowiedziałam cicho i poszłam za bratem do wyjścia

Po piętnastu minutach doszliśmy do domu jednego z kumpli Bret, musieliśmy iść na nogach bo każdy z nas chciał się dzisiaj czegoś na pić. Ostatnia impreza jaką pamiętam to ta na która wyciągnęła mnie Keyli... raczej nie przepadam za takimi rzeczami, a dzisiaj jestem właśnie na jednej z imprez na której alkohol to "hasło przewodnie"... Już na wejściu częstowali nas czerwonymi kubeczkami z piwem. Wzięłam jedno i wypiłam małego łyczka, było ohydne nie wiem co ludzie w tym widzą, ale krzywiąc się wypiłam szybko to gówno. Podobno zabija smutki, a to mi się dzisiaj przyda.. Nie zdążyłam nawet wyrzucić pustego kubeczka do śmietnika a już dostałam następny.

Po godzinie już byłam po czterech "kubeczkach" tego co niby nazywali piwem, choć smakowało jak... było po prostu ohydne, ale miałam świetny humor i bawiłam się z innymi w rytm muzyki. Poczułam za sobą czyjeś oddech i ciepłe dłonie na biodrach. Gdy się odwróciłam zobaczyłam niebieskie oczy Olivera, był juz lekko wstawiony, ale zaczęłam z nim tańczyć. Jego dłonie obejmowały moje biodra, a usta lekko muskały moja skórę na szyji przechodząc coraz wyżej, oderwał się na chwile by spojrzeć w moje oczy i przysunął się jeszcze bliżej i jego usta dotchneły moich, Wtedy przypomniałam sobie o Evanie nie mogłam mu tego zrobić, niby wyjechałam od niego bez żadnego wytłumaczenia ale nie zapomniałam o nim, nie mogłam tak po prostu całować się z kimś innym. Jestem głupia, że w ogóle przyszłam na tą imprezę, muszę stąd jak najszybciej iść. Odepchnęłam od siebie Olivera i szybko wybiegłam na zewnątrz, Nie znałam dokładnie tej dzielnicy, ale pamiętam jeszcze drogę do domu Bret.

Po paru minutach zorientowałam się, że płacze, ta cała impreza jeszcze bardziej przypomniała mi o Evanie, o tym co mu zrobiłam. Przecież sama spakowałam rzeczy i wyjechałam. Nie zastanawiając się długo nad tym co robię wybrałam jego numer i zadzwoniłam. Po trzecim sygnale usłyszałam jego zaspany głos, no tak była 3 nad ranem, nawet o tym nie pomyślałam..

- haloo - jego głos sprawił, że łzy leciały jeszcze bardziej - Lily? co się stało? Lily? - nagle już rozbudzony, mówił do telefonu a ja ledwo mówiłam przez łzy

- tak bardzo Cię przepraszam - przerwałam płacząc do telefonu - przepraszam, nie chciałam Ci tego zrobić - przez alkohol miałam więcej odwagi - jaaa.. ja Cię kocham - powiedziałam to? nie wiem dlaczego ale powiedziałam, tak czułam to, od jakiegoś czasu wiedziałam, że tak jest, uświadomiłam sobie to dopiero gdy tu przyjechałam, gdy byłam daleko od niego. Ale przecież my nie możemy być razem, już nigdy.. Na myśl o tym rozpłakałam się jeszcze bardziej,usiadłam na pobliskiej ławce i czekałam na jego odpowiedź, ale nie mówił już nic, nie dziwie się, jakaś idiotka mówi mu, że go kocha ale jeszcze pare dni temu od niego uciekła.

- Lily.. - cisza, męcząca cisza.. - gdzie jesteś?

- jaa.. ja jestem w Londynie u Bret

- mhm.. kiedy wracasz do domu? - zadał pytanie nad którym jeszcze ani razu się nie zastanawiałam, nie chciałam wracać, nie do ludzi którzy mnie kłamią.. Ale nie mogę tu zostać nie mogę cały czas siedzieć na głowie Bret, muszę wrócić i stawić czoła wszystkim problemą. - Lily? dlaczego wyjechałaś co się stało, zrobiłem coś? - nie, nie dlaczego ja jestem taka idiotką nie dość, że wyznaje mu miłość teraz przez telefon to jeszcze teraz on myśli, że coś zrobił, że wyjechałam, poniekąd to przez niego, ale on tutaj nic nie zrobił

- możemy porozmawiać jak wrócę? zarezerwuje jak najszybciej bilet i wrócę - może będzie lepiej jak wrócę odrazu. - przepraszam - powiedziałam cicho i się rozłączyłam nie czekając na odpowiedź.

Siedziałam na ławce i zastanawiałam się nad sensem tego cholernego życia. Zakochujesz się w chłopaku, jesteś szczęśliwa a później okazuje się , że to twój brat. Chyba gorzej być nie może. Gdy spojrzałam na zegarek była już 3:40 a ja chyba się zgubiłam, nie miałam pojęcia gdzie jestem, którędy iść. Wyciągnęłam telefon modlą się w duchu, żeby Bret nie był aż tak pijany i miał przy sobie telefon

- Halo - odebrał po drugim sygnale - co Lily? dlaczego do mnie dzwonisz?

- bo.. ja się zgubiłam - powiedziałam ze wstydem

- co? nie jesteś tutaj? na imprezie? - krzyczał i już wiedziałam, że go rozzłościłam - gdzie jesteś?

- na ławce - rozejrzałam się dookoła patrząc gdzie jestem - koło jakiegoś zlikwidowanego baru "sky"

- już po ciebie idę, nie ruszaj się nigdzie - rozkazał i rozłączył się.

Byłam zła na siebie, za to że wyrwałam brata z imprezy..

Pięć minut później Bret szedł w moja stronę, gdy doszedł wstałam i przytuliłam się do niego, a łzy dalej leciały.

- Dlaczego wszytsko musi być tak trudne?

- Ciii, księżniczko - przytulił mnie mocno do siebie i szeptał do ucha , że wszystko się jakoś ułoży.

WHISPER *zawieszone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz