Prolog

1.4K 40 4
                                    

Bret.Bret.Bret.

Wyszłam z baru zostawiając moje przyjaciółki bawiące sie z nowo poznanymi chłopakami..

Musiałam przeciez dać mu te cholerne klucze, musiał jak zawsze niszczyć mój wieczór, wymyślając preteksty, tylko żeby wyciągnąć mnie z barów.

- cześć Lily - krzyknął tylko gdy wysiadł z auta.

- spóźniłeś się!

- tylko sie na mnie nie złość, nie chciałem niszczyć Ci wieczoru - tak, tak powtarzał to za każdym razem.

- Bret! zawsze chcesz ode mnie coś, gdy jestem z przyjaciółmi, daj mi spokój! - rzuciłam mu klucze, odwróciłam i poszłam po drodze słysząc tylko jego krzyki pomieszane z śmiechem.

- kocham cię siostrzyczko

na te słowa zawsze sie uśmiecham a złość na niego nagle przechodzi..

***

Z uśmiechem na twarzy szłam z powrotem do baru.

W momencie Go zobaczyłam, uśmiech zszedł z mojej twarzy, nie mogłam sie ruszyć.

Stał przy wejściu rozglądając się dookoła, jak zawsze tak powalająco piękny. Zobaczył mnie. Moje serce szalało jak zawsze gdy na mnie patrzał. Szedł w moja stronę, choć tak bardzo chciałam przejść obok niego, nie mogłam, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam w miejscu i wpatrywałam się w niego. Kiedy juz był obok mnie, wtedy dopiero zrobiłam krok i chciałam od niego uciec, ale za późno, jego ręka dotknęła mojej, a ja z jękiem odwróciłam sie i popatrzałam z żalem w niego oczy.

- cześć - mruknął, a ja nie umiałam wypowiedzieć żadnego słowa.

- możemy porozmawiać?

- tutaj, teraz? - odpowiedziałam sama robiąc wielkie oczy, ze mój głos był taki stanowczy. Popatrzał zakłopotany w moje oczy.

- nie. Możemy jechać do mnie.

- moje przyjaciółki są w barze, nie mogę ich tak po prostu zostawić

- zadzwonił do mnie Bret, mówiąc ze jesteś w barze, a on jedzie do ciebie po klucze, więc jeszcze mam czas na zebranie dupy i przyjechanie tu.. - w głowie miałam tylko obraz jak mój brat dostaje za to..

- proszę jedz ze mną, porozmawiamy w spokojniejszym miejscu.. - zamilkł i popatrzał na bar za nami, z którego słychać było głośna muzykę i głosy nawalonych ludzi. W tym okresie co weekend chodziłam do barów, żeby o wszystkim zapomnieć i wylać smutki w mocnej tequili.

- zaczekaj tu - pobiegłam w stronie baru, wymyślając po drodze historyjkę o tym, ze musze wracać z Bret do domu. Nie mogłam powiedzieć przecież Keyli i Emily, że wychodzę, żeby pojechać do niego. Nie puściły by mnie. A ja chciałam tam jechać, choć bałam przebiegu naszej rozmowy.

W drodze do niego panowała cisza, zamyślona wpatrywałam sie w ciemna noc za oknem.

- o czym tak myślisz? - dopiero wtedy zorientowałam się, ze musiał mnie obserwować. Poczerwieniałam na policzkach.

- o niczym - odpowiedziałam tak cicho, ze mógłby tego nie usłyszeć, ale jednak

- zawsze o czymś myślimy, o głupich małoważnych rzeczach ale jednak zawsze

- ta... nie ważne - nie mogłam mu powiedzieć, że miałam w głowie tylko to jak potoczy sie ta rozmowa, ze jej sie bałam, wyśmiałby mnie.

Resztę drogi nikt sie nie odezwał.

Weszłam do jego pokoju a on poszedł zrobić nam coś do picia. Rozejrzałam się po tak znanym mi pokoju i naglę to zobaczyłam. Nasze wspólne zdjęcie oprawione w ramkę, te które mu podarowałam na imieniny. Nie mogłam uwierzyć, że nadal je ma.

Nie usłyszałam jak wszedł do pokoju, gdy sie odwróciłam wpatrywał sie we mnie, swoimi ciemnymi dużymi oczami

- przepraszam - powiedziałam, odstawiając zdjęcie w to samo miejsce w ktorym stało.

- nie sądziłam, że nadal je bedziesz miał

- nigdy bym go nie wyrzucił - po jego słowach po raz kolejny zrobiło mi sie gorąco i moje policzki płonęły. Wzięłam herbatę,która miał w rękach i siadłam na łóżku odwracając głowę by tylko nie zobaczył, ze nadal tak na mnie działa. Wkurzało mnie to.

- Lily, przepraszam. Przepraszam, że się nie odezw..

- przestań! Po co się tłumaczysz? - przerywałam mu, złoszcząc sie jeszcze bardziej

- proszę, wysłuchaj mnie - nie odezwałam sie, więc mówił dalej - miałem wtedy kiepski okres w życiu, mój ojciec robił cały czas awantury o uczelnię, że nie mam wystarczająco dobrych ocen, choć starałem sie jak mogłem, on nadal widział wszytsko co robiłem źle, mój brat miał wypadek.. - przerwał na chwilę, ze smutnymi oczami spojrzał na mnie, a ja powoli rozumiałam co do mnie mówił. Wiedziałam w jakim stanie był jego brat, odwiedzałam go pod jego niewiedzą.

- moja matka strasznie to przeżywała, a ja nie umiałem jej pomóc. Załamałem się.. a wtedy Ty napisałaś, wkurzyłem sie na Ciebie , że dopiero teraz po tak długim czasie do mnie napisałaś, dopiero teraz choć tak bardzo tęskniłem.. - nie dokończył, wybiegłam z pokoju prosto do kuchni. W jednym momencie do oczu napłynęły mi zły, rozumiałam juz wszytsko. I byłam na siebie o to wściekła. Nie pomogłam mu w najcięższym okresie jego życia, słuchałam od jego brata historii, ze nie daje sobie już rady z matka, ojcem.. ale mu nie pomogłam. Zrozumiałam to, dopiero teraz.. Zrozumiałam, ze juz nie był tym chłopakiem co kiedyś, zależało mu tylko na jednej dziewczynie. Na mnie.

Łzy leciały choć nie chciałam, zeby on to zobaczył, że załamałam sie zamiast być przy nim.

Poczułam ciepło jego dłoni na plecach, odwróciłam się i wtuliłam głowę w jego pierś, słuchając jego równego, spokojnego tętna. Odwzajemnił uścisk i czekał, aż się odezwę.

- przepraszam - zaczęłam, wycierając twarz chusteczką - bałam się. Skrzywdziłam cię i nie miałam odwagi do ciebie napisać, myślałam że mi nie wybaczysz, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać. Przez ten caly rok myślałam tylko o tym czy nie przyjść do Ciebie i Cie nie przeprosić jeszcze raz. Gdy cię przypadkiem spotykałam serce zatrzymywało sie i nie umiałam nic innego zrobić jak tylko uciec, żebyś mnie nie widział. Bałam sie odrzucenia..

- dlaczego?! dlaczego tego nie zrobiłaś! potrzebowałem Cię - wzdrygałam sie na jego krzyk

- przepraszam, Evan - szeptem powiedziałam, nie zważając na to czy mnie usłyszy. Nie umiałam juz nic z siebie wydobyć, wiec zabrałam kurtę i wyszłam z domu, zostawiając go znowu samego, serce mi pękało ale nie umiałam mu pomóc.. potrzebował kogoś lepszego ode mnie, wtedy tylko tak potrafiłam myśleć.

Szukalam telefonu w torebce, chciałam zadzwonić po Bret, żeby mnie stąd zabrał.

Ale... zostawiłam przecież go u niego na stole.

Szukałam innego wyjścia by wydostać sie stąd nie wracając tam po zgubę. Ze stachem w oczach zorientowałam się ze ja właściwie nie mam innego wyjścia, musze tam wrócić, po ten pieprzony telefon. Wpadłam bez pukania, wbiegłam do kuchni. Zanim spojrzałam na Evana, on stał w tym samym miejscu wpatrując sie w to samo miejsce, ale coś sie zmieniło. On płakał. Nigdy nie widziałam, żeby płakał. Nigdy. Chłopak, którego poznałam, miał przy sobie co wieczor inna pannę. Nie mogłam w to uwierzyć, jak mogl w takim czasie sie tak bardzo zmienić. Wtedy coś we mnie pękło.

WHISPER *zawieszone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz