1.
Choć to nie Dziurawy Kocioł, pub do którego Harry wszedł dzisiejszego wieczoru jest równie ciepły, mimo że bardziej zatłoczony. Mieści się w głębi Pokątnej. W tym tygodniu zauważono go już zbyt wiele razy, więc dla wygody i odmiany Ron zaproponował Grotę Nietoperza.
Je swoje frytki z curry i przygląda się gościom, którzy wchodzą i wychodzą. Ma się wrażenie, że interes kwitnie, co może być spowodowane mrozem panującym na zewnątrz. Kiedy otwierają się drzwi, owiewa go chłodne powietrze. Jego curry ostygło a frytki stały się twarde, jednak piwo kremowe wiąż smakuje dobrze.
Wypija je do dna i zamawia kolejne. Podnosi frytkę i zanurza ją w curry, przełamując na pół, aby nabrać więcej sosu. Żuje i żuje i jest szczęśliwy, że siedzi w spokoju.
Nawet jeśli tylko przez chwilę.
Ktoś siada obok niego, zakłócając jego samotność. Barman stawia dwie szklanki kremowego piwa. Jedną bierze nieznajomy, drugą popycha w stronę Harry'ego.
— Harry Potter? — pyta niski głos.
Harry zamyka oczy i przytakuje.
— A jak sądzisz?
Coś brzęknęło. Ktoś zachichotał.
— Tak myślałem...2.
Bycie aurorem oznacza, pośród wielu innych rzeczy, stałą czujność, przez cały czas i w każdym miejscu. Bycie aurorem zawsze wymaga od umysłu ciągłej pracy.
Jedna rzecz męczy Harry'ego, kiedy siedzi w swoim ciasnym boksie, sortując sprawy. Jest tam, w głębi jego umysłu. Była tam od miesięcy. Gdy wraca do domu, z rękami w kieszeniach peleryny, szurając jesiennymi liśćmi i spychając je do londyńskich rynienek, to nigdy tak naprawę nie opuszcza jego głowy.
Myśli o tym, kiedy mija Grotę Nietoperza. Myśli o tym, kiedy mija drzwi Dziurawego Kotła w mugolskim Londynie. Czasami myśli o tym nawet w metrze.
Tej nocy jednak o tym nie pamięta.
Nie pamięta również o pokonaniu Voldemorta, zniszczeniu ostatniego horkruksa, o walce, w której Neville zabił Bellatrix Black, a Hermiona i Ron ścigali Petera Pettigrew w rezydencji Malfoyów i dla Harry'ego zapędzili go w kozi róg. Nie pamięta tego, ale ma swoich przyjaciół by mówili mu, co się stało, widział ich wspomnienia w myślodsiewni, tak obrzydliwe, jakimi były w rzeczywistości. Nie potrzebuje więcej.
Jednak tej nocy, tej jednej nocy, kiedy odwiedził Grotę Nietoperza — nie pamięta o tym.
Ignoruje to, sądząc, że nic nie znaczy. Pił zbyt wiele przez kilka ostatnich nocy. Jest wystarczająco dorosły, by tego żałować, ale nie dość, by przestać. Ma dwadzieścia lat i idealne życie. Dobrą pracę i jeszcze lepsze perspektywy. Przyzwoite mieszkanie na przedmieściu, które może nie jest hałaśliwe, ale również nie przepełnia go cisza, a także mały, terenowy samochód.
Na obiad zamawia meksykańskie danie na wynos i przed snem prześladuje go zgaga. Północ wdziera się pod chłodne, zgniecione prześcieradło.3.
Kiedy Harry śni, śni o seksie z kobietą. Spadły mu okulary, więc jej postać jest zamazana a skóra wygląda jak obrazy Moneta — plamy różu na jej policzkach, grubo nałożone, blade i nierówne, większe tu, głębsze tam, farba wciąż podatna pod jego dłońmi. Jej sutki są najpiękniejszymi elementami wychodzącymi spod pędzla z wielbłądziego włosia, małe i jasnobrązowe.
Ujeżdża go, podskakując i kręcąc biodrami. Jego członek pulsuje wewnątrz niej. Zsuwa dłonie w dół, ku łechtaczce, z zamiarem sprawienia przyjemności także i jej, ona jednak odpycha je, więc pozostają na biodrach, masując cienką skórę wokół kości. Jest szczupła, jednak swoje waży.
— Lubisz to? — szepcze. — Być we mnie?
Nigdy nie odpowiada, nigdy. Chce, ale słowa są zniekształcone przez jęki, kiedy kobieta kołysze biodrami, zaciska uda, a jej pochwa kurczy się wokół niego. Jej bluzka jest rozpięta, rozpostarta się na jego klatce piersiowej, po której błądzą dłonie. Przyciska je do mostka, a jej gorący oddech muska mu szyję.
Nigdy go nie całuje. Nie pozwala pocałować siebie. Sięga po nią, jednak ona śmieje się, czasami głośno i szyderczo, a czasami wysoko i powoli.
Jedynymi słowa, które kiedykolwiek mówi, są „Dlaczego ja? Dlaczego ja?". Budzi się z poczuciem klęski i niezaprzeczalną wonią perfum, która pozostała mu w pamięci. Gardło pali z powodu burrito, a w ustach czuje smak odsmażonej fasolki i taniego piwa, które trzyma w lodówce.
Wtacza się do toalety i zwiesza głowę nad sedesem, nim wlecze się do pracy.4.
Jest początek grudnia i Harry idzie do domu na piechotę. Nie lubi aportować się bezpośrednio z ministerstwa do mieszkania. Zamiast tego, w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca, woli udać się na Pokątną, odebrać rachunki z Gringotta i kupić w sklepie najnowszy egzemplarz „Ilustrowanego quidditcha". Spędza czas na spacerze wijącą się ulicą, z zadartym kołnierzem i kapeluszem nasuniętym na oczy, po prostu ciesząc się chwilą.
Mimo wszystko, jest samotny. Spędza wieczory oglądając w telewizji mecze piłki nożnej lub wybierając się na obiad do domu Rona i Hermiony w Devon, jednak przez większość czasu raczej się nudzi. Ma nieograniczenie wiele czasu, teraz, kiedy Czarny Pan nie poluje na jego krew.
Mija go cień. Harry mruga i spogląda znad magazynu. Wzdycha i myśli: „Byle nie kolejny fotograf".
Jednak nie.
Cienie nie człapią tak wolno. Cienie nie chowają się za koszami na śmieci. Cienie nie mają grubych szat, które plątają się i smagają po kostkach.
Harry wsuwa magazyn do kieszeni i kieruje się za cieniem. Nietrudno jest złapać coś idącego tak wolno, nawet jeśli to coś próbuje umykać w boczne uliczki za sklepami. W zagłębieniach kostki brukowej są kałuże i ślady odcisków stóp mówią Harry'emu dostatecznie dużo. Gruba, średniej wielkości stopa. Kroki pozwalają mu sądzić, że to mężczyzna, jednak posiadają dziwnie nierówne wcięcia, tak, jakby... z jakiegoś powodu ten ktoś zataczał się.
Zastanawia się, czy Crabbe albo Goyle wciąż żyją. Nigdy nie zaprzątał sobie głowy myśleniem o nich, nawet w czasie wojny, jednak to było coś, do czego byliby zdolni.
Kałuża rozpryskuje się pod jego adidasami, kiedy rusza, śledząc podejrzanego, jakby wykonywał służbowe zadanie. Uśmiecha się szeroko, jego klatka piersiowa unosi się pospiesznie, a krew pulsuje w żyłach.. Ożywcze, rześkie, chłodne powietrze na jego twarzy. Jest blisko, wystarczająco blisko, aby złapać podejrzanego. Odwraca go, ale mężczyzna jest cięższy niż przypuszczał.
Zamiera i traci na chwilę oddech, gdy widzi potargane kosmyki blond włosów i szeroko otwarte szare oczy.
— Toxicodendrus!
Harry wrzeszczy, kiedy na jego ciele wyskakuje paląca wysypka. Swędzenie powoduje, że zaczyna się drapać, przez co jego twarz pokrywa się pęcherzami. Upada na ziemię, jęcząc i wijąc się, próbując zedrzeć z siebie ubranie, ociera się ciałem o szorstkie kamienie. Wszystko, wszystko płonie, jakby tysiąc mrówek gryzło go w tym samym momencie.
Nie ma czasu, aby żałować, że stracił Malfoya z oczu, dopóki nie leży u Świętego Munga, pokryty gorącymi okładami od czubka głowy do końcówek palców.
![](https://img.wattpad.com/cover/301810681-288-k443633.jpg)
CZYTASZ
nic nie trwa wiecznie
FanfictionOd razu zaznaczam, że opowiadanie nie należy do mnie, ja je tylko udostępniam. Tytuł: Nic nie trwa wiecznie Autor: eutychides Tytuł oryginału: Things that change Tłumaczenie: Aribeth i Amanda Link do oryginału: http://eutychides.livejournal.com/6844...