Rozdział 13

165 11 0
                                    

1.
Potter okazuje skruchę, jak tylko może. Jeśli Draco kazałby mu paść na kolana, padłby. Jeśli Draco kazałby mu klęczeć, klęczałby. Jeśli Draco kazałby mu ssać jego penisa, zrobiłby to bez chwili wahania. Jego dłonie samowolnie próbują dotknąć Malfoya, ale ten za każdym razem je odtrąca.
- Nawet się nie waż - warczy.
Dlatego też masturbacja pod prysznicem wydaje mu się obecnie najlepszym wyjściem.
Zmuszanie Pottera do cierpienia jest satysfakcjonujące. Tak samo satysfakcjonujące jak odpychanie go, gdy członek Harry'ego jest twardy, a Draco może to doskonale poczuć na dolnej części swoich pleców. Satysfakcjonujące jest słuchanie, jak Potter zakrada się do łazienki i zaspokaja się, jęcząc jego imię, próbując być cicho i udawać, że wszystko z nim w porządku, choć w rzeczywistości jest wręcz odwrotnie.
Draco obserwuje dzieci obojętnym wzrokiem. Chciałby, żeby było tak jak kiedyś, ale Potter musiał wszystko spieprzyć. I dlatego zasługuje na to, by cierpieć. Malfoy nie ma ochoty się uśmiechać, no chyba że wtedy, gdy spod drzwi łazienki do sypialni przedostaje się smuga światła, migocząc lekko, gdy Potter porusza się po pomieszczeniu, a do uszu Draco dochodzą charakterystyczne odgłosy i zduszone jęki. Jednak nawet wtedy jego ironiczny uśmiech jest wymuszony, bo w środku wciąż niemal gotuje się z gniewu, choć gniew opada za każdym razem, gdy jego wzrok pada na Pottera - przybitego, smutnego i z wyraźnym poczuciem winy.
Żaden z nich nie wspomina o niej. Draco od czasu do czasu czyta „Proroka Codziennego", wbrew temu, co myśli Potter. Nie zamierza się izolować. Wie, co się dzieje w świecie magii i wie też, że tamta dziwka znajduje się pod troskliwą opieką lekarzy w Świętym Mungu na oddziale dla chorych psychicznie. Opuszki jego palców wciąż drżą lekko, co jest efektem ubocznym rzuconego Obliviate.
- Dziękuję, ciociu Bello - szepcze. Była szalona i Draco nie lubił, gdy śmiała się z niego, próbując wyciągnąć jakieś informacje, ale prawdą jest, iż koniec końców nauczyła go kilku przydatnych rzeczy.
Dopiero kiedy Abraxas zaczyna się na niego dziwnie patrzeć, Malfoy zdaje sobie sprawę, że coś trzeba z tą całą sytuacją zrobić. Wciąż jest wściekły, wciąż czuje ten smród na skórze Pottera, gdy leżą w łóżku. Pierze pościel raz za razem, by pozbyć się zapachu kwiatowych perfum, ale ten wciąż nie chce zniknąć. W końcu, sfrustrowany, rzuca na pościel Incendio.
Harry bez słowa kupuje nową.
Jego ciało podświadomie szuka ciała Pottera przez sen. Tęskni za znajomym ciepłem na wiosnę, gdy noce wciąż jeszcze są chłodne, tęskni za nim i w lecie, mimo że wtedy i bez niego jest za gorąco. Nie kochali się już od miesięcy, ba, nawet się nie dotykali. Draco leży na plecach i wpatruje się w wirujące w powietrzu drobinki kurzu, wsłuchując się w chrapanie Harry'ego. Gdyby chciał, mógłby z powodzeniem wyciągnąć rękę i chwycić dłoń Pottera, wsunąć ją pod kołdrę i umieścić na swoim członku, bo wie, że wtedy Potter z chęcią by go zaspokoił, ale...
Nie robi tego.
Ona jest jakby wyryta na ciele Pottera.
Draco wie, że Harry nie obiecywał mu monogamii, on sam zresztą też nic takiego nie mówił, jednak... Myśl o niej wciąż zżera go od środka. Potter jest jego. Potter był jego. Chodzi o kontrolę, o posiadanie. Malfoyowie się nie dzielą.
Poza tym, Abraxas doprowadza go do szału.
Całymi dniami wodzi za nim oczami, które są dokładnym odbiciem jego własnych. Draco nie raz przyłapuje go na tym, że obserwuje go kątem oka albo wpatruje się w niego podczas kolacji, po czym nagle znów odwraca wzrok na swój talerz, marszcząc brwi.
- W porządku? - pyta w końcu syna.
- Tak - odpowiada Abraxas, ale kłamstwo jest tak samo dobre jak te, które Potter kiedyś serwował Snape'owi. Czyli całkowicie do dupy.
Nadchodzi przełom czerwca i lipca. Do urodzin Harry'ego jeszcze daleko i, szczerze mówiąc, Malfoya to w ogóle nie obchodzi. Co prawda jemu Potter dał prezenty, kupił też ciasto i wręczył z nieco sztywnym „wszystkiego najlepszego", posyłając mu długie spojrzenie, ale Malfoy nawet ich nie otworzył, wrzucił do komórki pod schodami i od tej pory nawet na nie nie spojrzał.
Stoi w kuchni, odkręcając wodę i machając różdżką, by umyć naczynia. Czuje się jak kura domowa i z radością kazałby Potterowi kupić skrzata domowego, gdyby nie to, że unika z nim rozmowy, kiedy to tylko możliwe.
Abraxas i Pyrrha siedzą w salonie coś do siebie mówiąc. W tle gra telewizor, więc ich głosy zlewają się ze sobą i Malfoy nie zwraca na nie większej uwagi, dopóki nie wyłapuje dźwięku swojego imienia, i to w niekoniecznie pozytywnym kontekście. Ostrożnie odstawia talerze i podkrada się do drzwi, by podsłuchać rozmowę.
- Nienawidzą się - mówi Abraxas.
- Wcale nie - odpowiada Pyrrha. - Tata nie nienawidzi tatusia.
- Ale tatuś go nienawidzi.
- Wcale nie! Jest po prostu o coś zły.
Draco pochyla się do przodu, by lepiej słyszeć.
- Myślę, że zrobią to, co rodzice Tommy'ego Westa... rozwiodą się - oświadcza Abraxas. - Tak postępują ludzie, którzy się nienawidzą.
- Nie rozwiodą się - mówi stanowczo Pyrrha. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywa, a potem do pokoju wchodzi Viola i Abraxas krzyczy na nią, że zburzyła coś, co budował z czarklocków.
Draco siada na krześle, opiera brodę na dłoni i pogrąża się w myślach. Kiedy Potter wraca do domu, nawet się nie rusza.

nic nie trwa wiecznieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz