Rozdział 8

272 14 2
                                    

1.
Nie chciał tego. Draco nigdy, przenigdy nie zgodziłby się pójść z Potterem do tej całej „Nory", gdyby wiedział, czym tak naprawdę jest.
A teraz siedział przy stole, wściekły, rzucając Potterowi groźne spojrzenia oraz obiecując sobie w duchu, że już nigdy więcej nie da mu się przelecieć po tym, co mu zafundował. Nie podoba mu się sposób, w jaki patrzą na niego Weasleyowie, ani szepty krytykujące sposób, w jaki trzyma na ramieniu Abraxasa. Ponadto, Draco ma pełną świadomość tematu szeptów bliźniaków. Wie również na co gapi się ta gruba matka Wiewióra, marszcząc przy tym brwi.

Mimo to odczuwa pewnego rodzaju satysfakcję, widząc niezręczny uścisk Pottera i siostry Weasleya, która cały wieczór posyłała mu nienawistne spojrzenia, zdecydowanie wyraźniejsze po podaniu puddingu. Abraxas zaczął płakać, a Pyrrha, zmęczona i poirytowana, próbuje wdrapać się na kolana Pottera. I Draco doskonale wie, dlaczego Weasleyówna go tak nie znosi — bo odebrał jej to wszystko, o czym marzyła. Uśmiecha się w taki sam sposób jak ona, przyglądając się jej uważnie, gdy stawia na stole parujący pudding z odrobiną kremu na wierzchu. Pragniesz Pottera i pragniesz jego dzieci, ale takie biedne i kiepskie zdziry jak ty na niego nie zasługują.
Chwilę później odrywa spojrzenie od Ginewry i powraca myślami do Harry'ego. Wciąż jest na niego wściekły za to, że go tu przyprowadził.
Drażni go jedzenie, drażni go dziwny, jakby stęchły zapach biedy i zaniedbania, a na dodatek te wszystkie pieprzone Weasleyowskie swetry! Po prostu doprowadzają go do szału; nie dość, że każdy Wiewiór nosi taki sam, to jeszcze Potter i dzieci dostały swój własny zestaw!

Jedynym, aczkolwiek marnym, pocieszeniem jest fakt, że jemu nikt takiego nie sprezentował. A nawet gdyby go jednak dostał, natychmiast rzuciłby na niego Incendio...

Boli go klatka piersiowa, jest zmęczony i chce wracać do domu, by nakarmić dziecko. Niestety, Potter wcale nie wygląda na chętnego do powrotu. Ale nie, nie... Nie ma Żadnej. Pieprzonej. Możliwości. Żeby. Draco. Rozpiął. Koszulę. W tym... czymś, co Wiewióry nazywają domem. Siedzi więc cicho, zaciskając zęby, choć ma wrażenie, jakby jego sutki miały za chwilę eksplodować.
Gdyby Potter był bliżej niego, kopnąłby go pod stołem, ten jednak przesunął się tak, by siedzieć obok Granger i tej dziewczyny Weasleyów, która teraz śmiała się i rozmawiała w taki sposób, w jaki Malfoy nigdy nie rozmawiał. I nie miał zamiaru.

Na jego ramieniu jest resztka wymiocin. Czuje się równie tani i brudny jak zapewne czuje się na co dzień rodzina Wiewióra. W tle gra radio, a tamta gruba baba myje naczynia, szczękając garnkami. Wszystko to przyprawia Draco o ból głowy.
Cholera, Potter, zabierz mnie do domu!

Nareszcie, jakby w odpowiedzi na nieme wołanie Malfoya, Harry żegna się, tłumacząc, że na nich już czas, a następnie spogląda na Pyrrhę, która zasnęła na jednej z krzykliwych kanap. Draco chce umyć ją w domu, na wypadek, gdyby złapała jakąś dziwną chorobę lub wszy, jednak Potter po prostu niesie małą do łóżka. Draco nie reaguje, ponieważ jest zbyt zajęty rozpinaniem swojej szaty i koszuli.
Wzdycha, kiedy ciepłe usta dziecka zaciskają się na jego sutku, po czym kładzie się na kanapie, chcąc samemu zasnąć. W domu jest tak cicho, że poza odgłosem dziecięcego ssania słyszy jedynie szuranie Harry'ego, gdy ten schodzi ze schodów.

Draco usiłuje okryć koszulą swoją pierś, ponieważ wie, że Potter zacznie się na niego patrzeć, a on jest tak na niego wkurzony, że nie zamierza pozwolić mężczyźnie patrzeć na to, jak kami Abraxasa. Jest to przywilej, na który Potter nie zasługuje, nie po tym, jak zaciągnął Draco do tej weasleyowskiej plagi.
— O co ci chodzi? — pyta Harry, stając w drzwiach.
Malfoy patrzy na niego gniewnie, a następnie ignoruje, gdy mężczyzna siada na krześle obok.
— Odpieprz się — syczy.
— Mógłbyś czasem spróbować być uprzejmym, wiesz? — zauważa Potter, patrząc na dziecko. Następnie przenosi spojrzenie na Draco, podczas gdy światło ulicznych latarni tańczy na szkłach jego okularów.
— Musiałeś im powiedzieć, prawda? — warczy Malfoy. Dziecko porusza się i odsuwa, a on rzuca Harry'emu bardzo groźne i pełnie obrzydzenia spojrzenie, kiedy przekłada Abraxasa na lewą stronę.
— Jeśli mnie znajdą, to....
— Nie! — Potter niemal krzyczy w odpowiedzi. Dziecko porusza się niespokojnie, więc ścisza głos. — Nie znajdą cię, jasne? Mam pewne dojścia w ministerstwie, jednak dostęp do niektórych akt jest wybitnie utrudniony i...
Draco czuje, że jego usta są lekko otwarte.
Zamyka je.
— I co w związku z tym?
Potter wzdycha i mierzwi dłonią włosy.
— Staram się oczyścić twoje papiery.
— To nielegalne — zauważa Malfoy.
— Cóż... — Harry rumieni się lekko, chociaż... Może to tylko złudzenie tworzone przez światło? — Cóż... Wiem.
Draco bierze powoli wdech; dłoń dziecka dotyka jego klatki piersiowej, ciepło i kojąco. Ściąga koszulę trochę niżej, uciekając wzrokiem, kiedy zaczyna czuć na sobie spojrzenie Pottera. Ma wrażenie, że on znów ocenia jego zniszczone ciało.
— Wciąż nienawidzę twoich przyjaciół. I rodziny Wiewióra. Teraz oni wszyscy wiedzą o mn... O tym. — mówi.
Harry milczy przez dłuższą chwilę. Na skórze Draco pojawia się gęsia skórka. Wtedy Potter mówi:
— Wszyscy o tobie wiedzą, Malfoy, nikt jednak nie wie, że to ty.

nic nie trwa wiecznieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz