1.
Pyrrha dostaje w sierpniu sowę.
Harry, oblany potem ściekającym po jego twarzy, wchodzi z podwórka do domu. Jest gorące lato, a koszenie trawy w samo południe jedynie pogarsza samopoczucie. Viola wciąż bawi się na zewnątrz, gotując błotne ciasteczka, natomiast Abraxas przykleja się do telewizora, oglądając powtórkę meczu piłkarskiego.
Harry otwiera lodówkę i wyciąga piwo. Odkręca kapsel i przystaje w pobliżu drzwi.
Wyłania się z nich Malfoy. Jego oczy są wielkie, a usta ściśnięte tak mocno, że Gryfon nie wie, czego się spodziewać
— Co?
— Twoja córka — mówi przez zaciśnięte zęby — sądzi, że pójdzie do... do Hogwartu.
Harry uśmiecha się szeroko.
— Przyszła sowa?
Malfoy głośno trzaska drzwiami od lodówki, sprawiając, że butelki w środku niej obijają się z brzękiem od siebie, a Harry niemal obrywa w twarz lecącym w jego kierunku słoikiem musztardy. Draco podchodzi do Pottera, celując w niego palcem. Harry krzywi się i próbuje się odsunąć, jednak Malfoy nie daje za wygraną.
— Jeśli sądzisz, że pójdzie tam, gdzie wszyscy będą wypytywać ją o naszą rodzinę, jesteś cholernym...
Harry kręci głową, śmiejąc się lekko. Draco patrzy na niego z pogardą.
— Malfoy, zaklęcie Fideliusa chroniło nas przez te wszystkie lata, dlaczego więc sądzisz, że przestanie akurat teraz, kiedy Pyrrha pójdzie do szkoły? — W odpowiedzi Malfoy jedynie mruga, więc Harry kontynuuje: — A poza tym, nie chcesz, żeby uczyła się magii?
Malfoy mruga ponownie.
— Durmstr....
Jest niepewny, Harry uśmiecha się i owija ramię wokół niego, przyciągając go łagodnie, sprawiając, że Malfoy opiera się o niego, a ich ciała pasują do siebie jak kawałki puzzli.
— Nie tęskniłbyś za nią, gdyby była aż w zachodniej Europie?
Malfoy nie chce przyznać Harry'emu racji, nie mówi więc nic i unosi lekko wargi, Harry wie jednak, że to tylko na pokaz.
— Wszystko będzie dobrze — mówi. — A teraz pokaż mi sowę. Sądzę, że powinniśmy oprawić ten list, albo coś w tym stylu. Czy nie tak postępują rodzice?
Draco woła Pyrrhę. Ta zbiega ze schodów, trzymając coś w rękach i machając tym przed twarzą Harry'ego, piszcząc, śmiejąc się i mówiąc:
— Wysłali mi list, tato! Wysłali mi list!
Harry rozkłada go, spoglądając z uniesioną brwią na kochanka. Malfoy przytakuje, więc Harry zaczyna czytać. Jego uśmiecha poszerza się, widząc znajome słowa:Droga panno Potter,
Jesteśmy zaszczyceni możliwością poinformowania Pani o przyjęciu...
— A więc mogę iść? — pyta rozpromieniona Pyrrha.
— Oczywiście — odpowiada Harry.
Malfoy prycha cicho.2.
Ponieważ na King's Cross nie spotykają czekających na nich dziennikarzy z Proroka Codziennego, o których Malfoy jęczał w domu, Pyrrha bez problemu dociera do Ekspresu Hogwart.
Na peronie spotyka ich Luna. Uśmiecha się do Pyrrhy, drapiąc się piórkiem wyciągniętym zza ucha.
— Cieszysz się z rozpoczęcia szkoły? — pyta.
Pyrrha żarliwie przytakuje, ściskając dłoń Harry'ego odrobinę mocniej.Później Harry idzie z Luną na herbatę, podczas której przyjaciółka zadaje mu pytanie:
— Nie czujesz się staro, patrząc jak twoje dziecko rozpoczyna szkołę?
Harry przy pomocy sznurka obraca torebkę od herbaty wokół kubka.
— Nie wiem. Tak myślę. Mam wrażenie, że nie minęło aż tak wiele czasu, gdy ukończyłem Hogwart. Wciąż mi się wydaje, że gdy tam wrócę, zastanę Dumbledore'a w jego gabinecie, Snape'a w lochach, a ja sam będę spał w dawnym dormitorium.
— Tęsknisz za tym wszystkim? — pyta, wzdychając z rozmarzeniem.
— Czasem wydaje mi się, że tak, jednak cieszę się, że nie muszę wracać. Podoba mi się praca z ludźmi, który wyjeżdżają na wycieczki w lutym, by zobaczyć bliżej nieokreślone zwierzęta z Orkadów.
Harry mówi „tak" i uśmiecha się do Luny. Za nimi po terkoczących szynach z gwizdem mknie pociąg. Luna krzyczy coś do Harry'ego, wskazując na zegarek i Harry macha jej na pożegnanie, kiedy wychodzi, by złapać świstoklik.
![](https://img.wattpad.com/cover/301810681-288-k443633.jpg)
CZYTASZ
nic nie trwa wiecznie
ФанфикOd razu zaznaczam, że opowiadanie nie należy do mnie, ja je tylko udostępniam. Tytuł: Nic nie trwa wiecznie Autor: eutychides Tytuł oryginału: Things that change Tłumaczenie: Aribeth i Amanda Link do oryginału: http://eutychides.livejournal.com/6844...