Rozdział 9

227 14 0
                                    

1.
Pewnego dnia w porze lunchu, gdy Harry wchodzi do swojego biura, zastaje w nim Hermionę, która przygryza w ustach pióro, opierając się o blat jego biurka. Spogląda na nią pytająco, na co dziewczyna wyjmuje pióro z ust i wkłada je za ucho.
— Muszę z tobą porozmawiać — mówi.
— W porządku.
— Na osobności.
— W porządku — powtarza.
— Nie tutaj. — Hermiona podaje mu adres restauracji w mugolskiej części Londynu, niedaleko ministerstwa. I tak zapewne za kilka tygodni zapomni jej nazwę, ale zawsze, przechodząc obok niej w drodze do pracy, będzie kojarzył dochodzący z niej, charakterystyczny zapach smażonego kurczaka i curry.
— Niech będzie — mówi. — Mam przerwę na lunch o dziesiątej.
Spotykają się już na miejscu. Harry zamawia sobie danie dnia, a Hermiona wyjmuje paczkę, którą najwyraźniej przyniosła z domu. Pomieszczenie jest małe i zatłoczone, ale Potter siedzi na tyle blisko dziewczyny, by słyszeć ją wyraźnie.
— Coś się stało? — pyta.
Granger marszczy brwi, przygryzając dolną wargę. Uśmiecha się lekko do Harry'ego.
— Niedawno, kiedy miałam dzień wolny, Malfoy skontaktował się ze mną przez sieć Fiuu — wzdycha.
— Malfoy? — pyta Potter, odkładając widelec. — Czego chciał?
— Harry — Hermiona bierze go za rękę, po czym ściska ją mocno — obiecaj mi, że nie przekażesz mu, o czym rozmawialiśmy.
— Jasne.
— Bo widzisz, obiecałam, że ci tego nie powiem...
Harry kiwa głową.
— Rozumiem. — Jego lunch stygnie z minuty na minutę, by za jakiś czas stać się niejadalnym.
— Prosił mnie, żebym... żebym coś dla niego zrobiła. Kupiła pewien eliksir. Chodziło o Rumieniec Bylicy — tłumaczy.
Potter marszczy brwi.
— Cóż... nie widzę w tym niczego niezwykłego. Potrzebował eliksiru, a ja pewnie miałem wrócić wyjątkowo późno z pracy i...
— Harry! Rumieniec Bylicy zawiera w sobie piołun, miętę i gorzknik kanadyjski. Czy żadna z tych roślin nic ci nie mówi? Uczyliśmy się o nich do owutemów!
Potter zaczyna się czuć tak, jakby nagle wrócił do szkoły.
— Eee... nie, raczej nie — odpowiada, po czym bierze do ust porcję curry. Hermiona, słysząc jego słowa, zaczyna mówić dalej:
— Rośliny te zawierają substancje poronne. — Uśmiecha się smutno. — Przykro mi. Po prostu uznałam, że muszę ci powiedzieć. Ja... Nie dałam jeszcze Malfoyowi tego eliksiru, ale... — Sięga do kieszeni i wyciąga z niej maleńką paczuszkę, po czym podaje ją Harry'emu. — Na wypadek, gdybyście go potrzebowali. Gdyby Malfoy go potrzebował. Pomyślałam, że mimo wszystko powinieneś wiedzieć.

2.
Ciepły wrześniowy wiatr przeczesuje włosy Harry'ego, gdy ten wraca do domu. Otwiera drzwi i w tym samym momencie dziewczynka z burzą blond włosów na głowie i szerokim uśmiechem na twarzy przywiera do jego kolana. Tuż za nią raczkuje ciemnowłosy chłopczyk.
— Gdzie jest papa? — pyta Potter.
Pyrrha twierdzi, że nie wie, lecz chwilę potem Harry słyszy odgłosy dochodzące z góry. Prosi córeczkę, by pobawiła się z bratem przez jakiś czas sama, po czym zaczyna powili, stopień po stopniu wchodzić na górę. Widzi, że Malfoy wychodzi z łazienki, ocierając usta dłonią. Gdy dociera do niego lekki zapach wymiocin, coś w nim zdaje się więdnąć, usychać.
Rzuca paczkę owiniętą w papier na łóżko.
— Zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć? — pyta niskim, cichym głosem.
— Powiedzieć ci o czym? — odpowiada pytaniem na pytanie Draco. Unika spojrzenia Harry'ego, skupiając wzrok gdzieś obok jego ucha, przyglądając się, jak za oknem jesienny wiatr porusza gałęziami drzew, których liście mienią się wieloma kolorami w świetle zachodzącego słońca.
— Doskonale wiesz, o czym mówię. — Potter podchodzi do Malfoya, który cofa się pod ścianę. Harry popycha go lekko, opierając dłonie na jego ramionach. — Hermiona mi powiedziała.
Draco stoi nieruchomo, jedynie jego klatka piersiowa unosi się i opada rytmicznie.
— Co za suka — szepcze w końcu.
— Taka sama jak ty — zauważa Potter.
Malfoy patrzy na niego wściekle, ale nie odpowiada.
Harry kręci głową, choć słowa aż cisną mu się na język. Unosi podbródek blondyna, by ten na niego spojrzał, ale Malfoy uparcie odwraca wzrok.
— Nic nie powiesz?
Draco wyrywa się z jego uścisku i siada na łóżku. Wnętrzności Harry'ego skręcają się w ciasny supeł, gdy Malfoy odwija buteleczkę z papieru i unosi ją pod światło.
— To nie jest twoja sprawa — cedzi, ale jego głos cichnie i łamie się na ostatniej sylabie.
Potter najchętniej zabrałby mu teraz eliksir i wyrzucił go jak najdalej, bo... bo nie podoba mu się sposób, w jaki Draco patrzy na flakonik, tak jakby kilka ziół i innych składników mogło rozwiązać wszystkie jego problemy.
— Doskonale wiesz, że to w połowie jest moja sprawa! — warczy. Po chwili bierze głęboki oddech. — Co zamierzasz zrobić?
— Nie chcę już... Nie chcę kolejnego — mówi Draco. Kładzie się na łóżku, opierając głowę o poduszki i splatając dłonie na brzuchu, który wciąż jest płaski, choć Harry doskonale pamięta, jak wyglądał, gdy Malfoy był w ciąży z Abraxasem. Jak bardzo chciał go dotykać, bo niemożliwym wydawało mu się, że tam w środku rośnie coś, co jest żywe, co jest w jakiś sposób jego. Nie, nie tylko jego — ich. Patrzy na Malfoya przez dłuższą chwilę, aż ten spogląda na niego, po czym zamyka oczy, wzdychając z rezygnacją. — Powiedz mi, co mam zrobić, Potter — mamrocze.
— Nie wiem — odpowiada Harry zgodnie z prawdą. — To w końcu ty... — Nie jest w stanie dokończyć tego zdania. Zamiast tego siada na łóżku i kładzie dłonie na brzuchu mężczyzny, wyobrażając sobie, że jest znowu zaokrąglony, tak jak tego pragnie. — Zastanów się, czego tak naprawdę chcesz.
Jest już ciemno, tylko gdzieniegdzie ostatnie, słabe promienie słońca oświetlają miasto, kiedy Draco w końcu odpowiada:
— Nie wiem.

nic nie trwa wiecznieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz