Rozdział 3

379 24 1
                                    

1.
Dopiero tydzień później uzdrowiciele ze Świętego Munga wypisują Harry'ego ze szpitala. Kilka następnych dni spędza na przeszukiwaniu dokumentów zgromadzonych w ministerstwie, tworząc listę właścicieli wszystkich nieruchomości na Ulicy Pokątnej oraz otaczających ją ze wszystkich stron bloków. Oczywiście, większość z nich okazuje się podejrzanymi osobnikami ze zbyt dużą ilością kotów i wolnego czasu i tylko niektórzy są skłonni do współpracy i ujawnienia, komu wynajmują mieszkania, nawet gdy Potter pokazuje im legitymację aurora.
Gdyby kiedyś istniała wersja Mapy Huncwotów, która pokazywałaby Ulicę Pokątną, teraz byłaby mu bardziej przydatna niż kiedykolwiek.
Nikt nic nie słyszał na temat Dracona Malfoya od dziewięćdziesiątego ósmego, kiedy to widziano go w Lincolnshire w towarzystwie ciemnowłosego mężczyzny o ziemistej cerze — Harry po prostu wie, że to był Snape. Ale od tamtej pory wszelki ślad po Malfoyu zaginął. Ministerstwo wysłało mu kilka nakazów stawienia się przed Wizengamotem, ale jako że wszystkie pozostały bez odpowiedzi, zaniechano jakichkolwiek prób schwytania go.
Dlatego właśnie Potter postanawia coś z tym zrobić. Niuchacz ciągnie gwałtownie smycz, wydając z siebie dźwięk podobny do sapiącego jęku. Harry wzdycha i szarpie lekko, mrucząc cicho:
— Mam nadzieję, że się nie mylisz. — Stracił bowiem jeszcze kolejny tydzień na kompletowaniu przeróżnych papierów, zanim Departament Użytkowania Istot Magicznych w Dobrych Intencjach (prowadzony przez jedną, podstarzałą już czarownicę) zezwolił mu na pożyczenie niuchacza.
W miejscu, do którego kieruje go stworzenie, nie ma żadnych drzwi. Trzy razy był już w tym budynku, nie znajdując niczego. Za pierwszym razem jakaś wiedźma zagroziła, że jeśli natychmiast nie wyjdzie, wykastruje go jednym zaklęciem, za drugim spotkał starego czarodzieja, który z uporem pytał się o cenę czekolady, o której Harry nigdy nie słyszał, a za trzecim razem natknął się na kobietę, trzymającą na rękach niemowlę, podczas gdy drugie dziecko zaciskało kurczowo piąstki na jej fartuchu. Dziewczyna przypominała mu Dafne Greengrass z Hogwartu i Potter ma nadzieję, że to nie ona, choć gdzieś w głębi duszy po prostu wie, że się nie pomylił.
— O tym nie wiedziałem — szepcze do niuchacza, który unosi na niego podekscytowany wzrok. Potter wyjmuje różdżkę i nakreśla nią kwadrat w powietrzu, mrucząc przy tym zaklęcie. Czar odbija się tuż obok jego ucha, z lekkim brzęczeniem uderzając w znajdującą się za Harrym klatkę schodową. — Cóż — mówi — wydaje mi się, że ktoś nałożył na tę ścianę zaklęcie zabezpieczające. — Rzuca niuchaczowi niewielki złoty pierścionek i ten natychmiast podskakuje, łapiąc go w powietrzu i krusząc w zębach niczym pies gryzioną kość. — Wygląda na to, że miałeś rację.
Używa zaklęcia burzącego, rozbijając ścianę kawałek po kawałku, a wokół niego unosi się chmura pyłu i niewielkie, odłupane kawałki gruzu. Przebicie się na drugą stronę jest żmudne i wyczerpujące, a słony pot zalewa mu oczy, ale w końcu Potter przedostaje się do jakiegoś pokoju.
To dobry znak.
Chociaż, kiedy do jego uszu dociera płacz dziecka, nie jest już tak bardzo tego pewien. Wręcz przeciwnie. Jego serce zmienia się w kamień. Zawsze musi coś schrzanić, gdy podejmuje akcję aurorską w terenie, po prostu zawsze. Właśnie rozwalił ścianę w domu jakiejś biednej czarownicy tylko dlatego, że wydawało mu się...
Po chwili zauważa krew — zakrzepłe i pociemniałe plamy na tanich dywanach i parkiecie. Całe mieszkanie cuchnie nią i kałem. Harry bierze głębszy oddech i odór ten niemalże go dusi.
Niuchacz przysiada na tylnich łapach i skamle cicho. Zaczyna się nieco kręcić, jakby chciał się wycofać, uciec z tego... tego miejsca zbrodni.
Harry czuje, jak jego wnętrzności zamieniają się w sopel lodu. Wyciąga przed siebie różdżkę i upuszcza smycz niuchacza na ziemię. Rzuca na mieszkanie szybkie zaklęcie ochronne i naprawia stworzoną wcześniej dziurę w ścianie. Podejrzewa, że właśnie gdzieś na niej muszą znajdować się jakieś drzwi, najprawdopodobniej ukryte za pomocą magii. A biorąc pod uwagę wygląd całego mieszkania, jest to zapewne czarna magia.
W Anglii na wolności przebywa wielu czarodziejów kryminalistów, wliczając w to kilku śmierciożerców. Amycus Carrow, Rabastan Lestrange. I teraz, wnioskując z raportów, które Harry ostatnio przeglądał, także Draco Malfoy.
Stąpając najciszej, jak tylko może, rozgląda się po mieszkaniu, kierując się wszechobecnymi plamami krwi. Wyglądało na to, że od pewnego momentu ciało było ciągnięte po ziemi. Sądząc po drażniącym zapachu, od chwili zabójstwa nie minęło zbyt wiele czasu. Wodzi uważnie wzrokiem po mijanych pomieszczeniach, rozglądając się na wszystkie strony, zanim do jakiegokolwiek wejdzie. Zupełnie jak na treningu aurorskim. Czuje, jak przyspiesza mu puls, a serce bije coraz szybciej. Mówią, że nie ma nic bardziej stresującego niż praca w terenie, a ta sytuacja wydaje się Potterowi bardziej zbliżona do tego terminu niż jakakolwiek wcześniej w całej jego karierze zawodowej.
Płacz dziecka staje się coraz głośniejszy. Harry próbuje go ignorować, choć wydaje mu się on dziwny, zupełnie inny niż płacz córeczki Billa i Fleur, która ma już prawie rok. Jaki chory sukinsyn porywa dzieci i tak je dręczy? Wnętrzności Pottera mimowolnie zaciskają się w supeł. W powietrzu unosi się coraz intensywniejszy miedziany odór. Podłoga skrzypi cicho, gdy Harry następuje na jedną z desek. Podchodzi do zamkniętych drzwi, na których urywa się długa, czerwona smuga.
Bierze głęboki oddech i naciska klamkę.

nic nie trwa wiecznieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz