Tom 2. Rozdział 18

4K 164 5
                                    

Liam


Nadal czekamy. Reed odchodzi od zmysłów. Ja powoli też. Mama Maddy ledwo stoi na nogach. Nasi rodzice panikują w domu, bo Reed zabronił im przyjeżdżać. Stwierdził, że nie potrzebnie będą tu siedzieć, skoro jest nas tu tak czy siak zbyt wielu. Dobrze, że dzieci są bezpieczne z Ivy. Biedactwa nie mają o niczym pojęcia. Oczywiście tak jest lepiej, przynajmniej się nie martwią i nie panikują. 

Po godzinie oczekiwania poszedłem do automatu z kawą, by kupić kilka kaw dla wszystkich. Nadal nic nie wiadomo, a muszę się rozruszać inaczej dostanę na głowę. 

Gdy wróciłem z tacką, ta automatycznie wyleciała mi z rąk brudząc wszystko dookoła. Wystarczyło, że zobaczyłem rozpacz na twarzach mojego brata i jego teściowej. Serce ścisnęło mi się w rozpaczy, a kolana ugięły się pode mną. Mimo wszystko, wziąłem się w garść i gdy tylko odzyskałem równowagę podbiegłem do nich nie zważając na bałagan jaki narobiłem. 

- Co się dzieje?

- Reanimują ją. - Powiedziała łkając Kate. 

- Jezu Chryste. - Osunąłem się po ścianie na podłogę.

Spojrzałem na brata i jego widok wyrwał mi serce. Stał jak słup soli i tępo patrzył w jeden punkt. Błysk w jego oczach zniknął, a w jego miejsce pojawił się mrok. Mama Madison płakała tak mocno, że nie mogła oddychać i tak mocno ściskały się z Kate, że dziwię się, że nic sobie nie połamały. A ja siedziałem pośród tego wszystkiego, obserwując to wszystko i pytając sam siebie, ile człowiek jest w stanie znieść? Gdy tak myślałem o wszystkim co się dzieje, zza drzwi wyszła pielęgniarka pchając wózek z defibrylatorem. Podbiegłem do niej od razu pytając czy wszystko okej.

- Udało nam się przywrócić funkcje życiowe pacjentki. Operacja również się zakończyła.

- Przeżyje? - Zapytałem z nadzieją. Reed przeniósł pusty wzrok na pielęgniarkę.

- Najbliższe dwadzieścia cztery godziny będą decydujące. Więcej informacji udzieli państwu lekarz prowadzący pacjentkę. 

- Dobrze, dziękujemy. - Odpowiedziałem wydychając powietrze. Nie powiem, trochę mnie to uspokoiło. Chociaż czekanie nie będzie łatwe. Nie mamy jednak wyjścia. 

Po niecałych dwudziestu minutach zza szklanych drzwi wyłonił się mężczyzna w zielonym kitlu szpitalnym. 

- Pan Westbrook?

- To ja. - Odpowiedział cicho Reed. - Co z moją żoną?

- Żyje.

- Tak, tyle to wiemy. Pielęgniarka nam powiedziała. Co z nią będzie? - Odpowiedziałem trochę poirytowany. 

Co to w ogóle za tekst "żyje". Jeszcze ten jego ton. Rzeczowy i zimny, bez krzty empatii. Pewnie tyle razy przeprowadzał tę rozmowę, że pewnie jest wyprany ze wszelakich uczuć. 

- Jest pan kimś z rodziny? - Zapytał poirytowany.

- Oczywiście, jestem jej szwagrem. A to jej mama - Wskazałem na Sarah. 

- Dobrze, rozumiem, mogę mówić przy nich, panie Westbrook?

Kurwa. Po prostu gadaj facet. Jakbyśmy nie byli tu mile widziani, to Reed na pewno by się zgłosił po ochronę. Co za głupota. Gdyby nie to, że jesteśmy w szpitalu oraz tylko lekarz ma informacje o Maddy, walnął bym tego gościa w twarz. Nie może po prostu powiedzieć jaka jest sytuacja? Przecież widzi, że wszyscy są jednym wielkim kłębkiem nerwów.

- Tak. - Warknął Reed. Chyba lekarz zirytował go tak samo jak mnie. - Proszę mi powiedzieć co z moją żoną!

- Z Pana żoną wszystko w porządku. Udało nam się zatrzymać krwawienie. Jeśli nie wystąpi kolejne w ciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin, pana żonie nie będzie zagrażać niebezpieczeństwo. Jednak każda zatrzymana akcja serca może mieć negatywny wpływ na mózg.

- Co to znaczy?

- To znaczy, że mogło dojść do niedotlenienia mózgu, a co za tym idzie, mogą wystąpić różne choroby. Także zaniki pamięci, całkowita jej utrata, niedowład niektórych części ciała, problemy z chodzeniem lub ogólne problemy motoryczne. Wszystko się okaże, gdy wybudzimy pacjentkę ze śpiączki farmakologicznej.

- Czyli kiedy to nastąpi?

- Zależy od funkcji życiowych pana żony. Pani Westbrook jest silna. Dzielnie walczy o każdy oddech, więc jesteśmy dobrej myśli. Zobaczymy kiedy będzie w stanie oddychać samodzielnie, a wtedy zaczniemy proces wybudzania. Myślę, że potrwa to około trzech dni do pięciu dni.

- Rozumiem. Dziękujemy.

- Nie ma sprawy. Słyszałem, że chce pan spać w pokoju swojej żony? 

- Tak, zgadza się. Prosiłem o podwójną salę, w której można dostawić łóżko dla mnie.

- Dobrze. Jednak nie wcześniej niż czterdzieści osiem godzin.

- Czy możemy zobaczyć żonę?

- Tak, ale tylko pan i ewentualnie mama pani Madison. Reszty niestety nie mogę wpuścić, ze względu na to, że pana żona leży na razie na OIOM-ie.

- Okej. Dziękuję. 

- Proszę za mną. Zaraz przewieziemy pańską żonę.

Reed i Sarah poszli za lekarzem do sali, w której zaraz znajdzie się Madison, a my z Kate zostaliśmy pod salą operacyjną.

- Idę zadzwonić do rodziców i Ivy. Idziesz ze mną?

- Dokąd idziesz? 

- Na chwilę na dwór. Muszę przewietrzyć głowę. 

- Tak, dobrze. Chodźmy. - Powiedziała zachrypniętym głosem kobieta. Już nie płakała, ale oczy miała nadal opuchnięte i cholernie smutne.

Gdy wybrałem numer mamy, nie musiałem nawet czekać do pierwszego sygnału, bo od razu usłyszałem jej głos w słuchawce.

- Powiedz, że nic jej nie jest, błagam! - Jej głos się załamał na ostatnim słowie. Po głosie poznałem, że non stop płakała. 

Mama i tata uwielbiają Madison. Od samego początku, gdy pierwszy raz poznali ją i Abby, zakochali się w nich. Nic dziwnego, Maddy jest szczera i urocza. Do tego jest inteligentna, ale nie przebiegła, tak jak jego była żona. Ona potrafiła wykorzystywać swoją inteligencję tylko by mieszać i by było po jej myśli. Jest po prostu samolubna, nie liczy się dla niej nikt poza nią samą. Na samą myśl o Dianie, mam ciarki.

- Nie wiemy póki co mamo. Żyje, zatamowali krwawienie, ale następne dni będą decydujące. Jeśli nie dostanie kolejnego krwotoku, powinno być dobrze. Jednak nie wiadomo, czy jej mózg nie ucierpiał. Wszystko się okaże jak wybudzą ją ze śpiączki farmakologicznej.

- Jezu, biedna dziewczyna. - Mama znów zaczęła płakać. - Przecież ona nie może nas zostawić, nie może zostawić dzieci.

- Nie zrobi tego. - Powiedziałem pewnym głosem. Nie dlatego, żeby pocieszyć mamę, ale dlatego, że naprawdę w to wierzyłem. - Jest silna i będzie walczyć. Czuję to.

- Oby. Jak dzieci?

- Są z Ivy, jak dzwoniłem wcześniej, to kładły się do łóżka.

- Świetna dziewczyna z niej. Miło, że zaopiekowała się dziećmi.

- To prawda. Jest świetna. Słuchaj mamo, dam Ci znać jak będę wiedzieć coś więcej. Muszę jeszcze zadzwonić do Ivy, na pewno się martwi. - Musiałem skończyć temat, bo wiem do czego prowadzi. 

Mama będzie mi mówić, jak świetna jest Ivy, tak jakbym nie wiedział. Zaczęłaby mówić, że powinienem o nią walczyć, być z nią i tak dalej, jednak nie zna historii Ivy. Nie jest to coś co mam prawo rozpowiadać. To ona musi się przełamać i powiedzieć o tym komuś innemu niż mnie czy Madison. 

- Dobrze, czekamy na wiadomości. Dzwoń o każdej porze. Pewnie i tak nie będziemy mogli spać.

- Jasne. Pozdrów tatę. Pa

- Pa.

Szansa na miłość (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz