;22;

236 9 0
                                    

    Clara

Patrzyliśmy w pełne rozgwieżdżone niebo wszystko wydawało się jak sen siedziałam z miłością mojego życia i patrzyliśmy w bezkres ta chwila mogła by się nigdy nie kończyć. Nie chciałam psuć chwili i dopytywać o stan Lily, czy jeśli maluch się urodzi będzie jak teraz, byłam zmieszana tą sytuacją, i czy ono mnie z nienawidzi że rodzice nie są razem miałam jeszcze tyle wątpliwości, ale naprawdę byłam szczęśliwa nigdy się tak nie czułam jak teraz.

- Myślisz że gwiazdy o czymś nam mówią?- wyrwał mnie

- Nie zastanawiałam się, pamiętasz jak nadawaliśmy im imiona?- upiłam łyka lampki wina.

- Oczywiście, zawsze mówiono nam że tych których kochamy patrzą na nas a gwiazdy są przypisane.

- Każdy ją miał..

- Ta jest twoja.- wskazał na jedną

- Czemu ta?- spytałam.

- Bo najbardziej się wyróżnia.

- Jest ona taka sama jak miliardy innych na niebie.

- Twoją gwiazdę rozpoznałam bym z pośród miliardów ponieważ w swoim rodzaju jest wyjątkowa.

- W takim razie ta jest twoja.- wskazałam obok mojej.

- Czemu ta?

- Bo przypomina mi pewnego łosia.- zaśmiałam się nie winie.

- Małpa.- dorwał poduszkę i oberwałam.

- Jelenia którego kocham.- cmoknęła w powietrze.

- Idziemy do środka? Pewnie rodzice już wrócili.

- Zastanawiasz się jak my będziemy starzy, spotkamy się wszystkimi tymi z którymi jeszcze nie dawno siedzieliśmy w ławkach, będziemy mieli siwe włosy i laski wspominając o wspólnych historiach..

- Wydaje się to takie odległe.

- Mając około sześćdziesiąt lat będziemy wspominać tę chwilę  czas za szybko nam ucieka.

- Wykorzystajmy go jak najlepiej.- przybliżył usta do moich przymrużyłam oczy.

- James, Clara już jesteśmy.-odezwał się głos Euphemi.

- Chowamy się? Czy uciekamy?- zapytał

- Na dachu ciężko nas było znaleść.

- A domek na drzewie mamy go jeszcze?

- Pytanie, idziemy na naszą łąkę.- poderwał się i wziął mnie za ręce.

- Jest już czwarta prawie widno..

- Całą noc mogliśmy przesiedzieć i czytać komiksy czas odwiedzić stare progi.

Zeszliśmy strychem na dół na piętro, następnie po schodach chcieliśmy się wymknąć, zatrzymali nas rodzicie.

- Może herbaty dzieci drogie.

- Euphemio na pewno nie chcą pić naparu o czwartej rano.

- Muszę wracać do siebie..- powiedziałam.

- Ja ją odprowadzę, idziemy na mały spacer.

- Daleko nie macie, Jamie wróć na śniadanie, zjemy przed pójściem do pracy.

- Oczywiście..- wyszliśmy z wili i kierowaliśmy się za dom gdzie znajdowała się rozległa łąka z naszym swatem znaleźliśmy drzewo na którym stał stary domek, wdrapaliśmy się na nie i zmieściliśmy ledwo w środku.

- Wydawał się trochę mniejszy ostatnio.- rozejrzałam się prawie nie było przestrzeni.

- Wina czekoladowych żab.

 Tʜᴇ Mᴀʀᴜᴅᴇʀs Rᴜʟᴇs - James Potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz