::18::

260 15 0
                                    

Clara

Czas było wziąć życie w swoje ręce, siłą różdżki budowaliśmy zamek jednak w ciąż był pod ostrzałem i w każdej chwili trzeba było go bronić sama stanęłam do walki z przeciwnikiem widzą to Sam Wiesz Kto ma mnie na celowniku bowiem na kogo się uwziął i kto nie będzie mu przychylny zginie, moje myśli musiały skupić się na czym innym, szykowałam się w domu przyjaciółki. Wszystko było gotowe przed jutrem.

- Wyglądasz pięknie kochanie.- wtrąciła pani Nott popijając lampkę wina i oceniając moją suknie.

- Zjawisko, wszystkie oczy będą skierowane ku tobie to twój szczęśliwy dzień.- przyznała Doracas.

- Chyba tak.- westchnęłam.

- Jakieś wątpliwości skarbie?- spojrzała kobieta.

- Nie proszę pani..

- Znamy się już na tyle byś mówiła mi Ronda, za chwilę dołączysz do rodziny.

- Dobrze Rondo.- kiwnęłam.

- Przyniosę jeszcze taśmę i zmierzymy i odrobinę zwęzimy ci talię wydaje mi się że ta suknia cię pogrubia a może ty przytyłaś parę kilo?

- Nie możliwe jem tyle co zawsze.

- Widać, nie martw się pójdę po nią.- oznajmiła i wyszła.

- Nie lubię tej baby i ona ma być twoją teściową.- parsknęła.

- Przeżyje..

- A pani Euphemia taka miła to skarb a nie kobieta.

- Co sugerujesz?

- Nic, nic zdejmij tą suknie bo pobrudzisz mi ją.

- Dziękuję czynisz tymi palcami cuda.- uściskałam ją.

- To sprawa umiejętności i różdżki nic więcej.

- Jest przepiękna.

- Ja jej dam że je jest za mała..- pogroziła kobiecie.- No cóż wyśpij się jutro twój wielki dzień.

- Masz racje.- oznajmiłam.- Całkowicie racja.- powtórzyłam ciszej.

Drugiego dnia wszystko było gotowe i tylko czekało pięknie przygotowane, tylko moja decyzja zmieniła ten dzień do góry nogami.

James
::,:
Po długim czasie rozłąki poza domem po sześciu miesiącach nareszcie wróciłem do domu, wyjechałem tylko na czas nie określony aby móc przemyśleć parę spraw, z moim szczęściem trafiłem na dzień przed wesela, powinienem to jak najszybciej zakończyć moje wątpliwości. Niezwłocznie z mojego domu poszedłem do sąsiedniego nikogo jednak nie zastałem nikogo oprócz pana White, który siedział i palił cygara w swoim fotelu.

- O dzień dobry chłopcze.- powiedział lekko osłabiony.

- Dzień dobry panu, jak zdrówko?

- Co raz lepiej niestety lata już nie te kwestia czasu.

- Nawet niech pan nie żartuje, pan będzie żył sto jak nie więcej lat.

- Nikt nie żyje wiecznie.- lekko ochrypł.

- Czy czegoś panu trzeba?- zmartwiłem się jego zdrowiem obok niego czekał wózek a na stole sterta leków. Od zawsze spokojny człowiek staje się nie do życia.

- Proszę znamy się już tyle czasu pamiętam cię jak jeszcze byłeś małym smykiem, sięgałeś mi o tu.- wskazał rękę. Mów mi Edwin.

- Dobrze panie.. znaczy Edwin.

- Czy mogę cię na chwilę prosić, pomóż mi chciałbym skorzystać z ostatnich dni słońca.

- Oczywiście.- pomogłem mu wstać, wziąłem go pod ramię później na wózek i wyszliśmy na powietrze.

 Tʜᴇ Mᴀʀᴜᴅᴇʀs Rᴜʟᴇs - James Potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz