Prolog

186 7 3
                                    

Dziewczyna leżała na dużym łożu z żmudnym zamiarem przespania chociażby trzech godzin. Podirytowana szybkim ruchem obróciła się po raz kolejny na drugi bok, niewiele brakując aby z frustracji podrzeć  swoje prześcieradła. Nic nie działało, nie była w stanie odnaleźć dla siebie wygodnej pozycji. Późna godzina i coraz szybciej skracający się czas odpoczynku należały jednak do niewielkiego procentu myśli które teraz nie dawały jej zasnąć. Coś głęboko w jej wnętrzu dręczyło ją niemiłosiernie a uczucie niepokoju ściskało boleśnie klatkę piersiową grożąc wydostaniem się wszystkich lęków i obaw na zewnątrz. Po raz kolejny tej nocy pierzyna zatrzepotała a jej właścicielka znalazła się na plecach, tępo wpatrując się w zalążek pajęczyny wiszącej na suficie. Chciała jedynie zapaść w spokojny sen, dlaczego wszystkie koszmary minionego czasu musiały dawać we znaki właśnie teraz? W końcu wszystko było w porządku, wszyscy ludzie których kochała byli bezpieczni. Wszystkie chwile które pragnęła celebrować... mogła to robić. Królestwo od lat nie było tak spokojne jak w ostatnich miesiącach. A mimo to jej serce podpowiadało że to wielka grożąca cisza przed burzą z jaką nie byli się jeszcze w stanie zmierzyć. Przeczucie podpowiadało że wiele innych serc zostanie złamanych, o ile nie jej własne.

Nie mogła pozwolić dryfować umysłowi dalej w tym kierunku. Zegar na ścianie wskazywał wpół do trzecią, być może nie był to najlepszy czas... na cokolwiek co zamiar miała teraz zrobić, ale desperacko pragnęła zająć czymś swoją głowę. Bez większego namysłu ruszyła do małej łazienki znajdującej się w jej pokoiku i obmyła twarz zimną wodą. Rzucając okiem na lustro, z niezadowoleniem stwierdziła że rano nastąpi kolejny dzień z rzędu, w którym będzie musiała zakryć coraz bardziej pogłębiające się cienie pod jej oczami.

Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, zauważyła jedynie szarą bluzę odłożoną niedbale na małej komódce w rogu. Nie jej bluzę... lecz czy byłby to grzech gdyby pożyczyła ją na parę chwil? Wiedziała do kogo należy i w jaki sposób się tu znalazła, była tego aż nazbyt świadoma, lecz zarzuciła sobie odgórny zakaz myślenia o tym. W końcu marcowe noce są jeszcze zimne, a schodząc do wspólnej szatni przebudziłaby wszystkich lokatorów Fortexu. Wybierała po prostu mniejsze zło.

Przekładając ciepły materiał przez głowę, czuła na nowo poruszoną pozostałość męskich mocnych perfum. Niech go szlak kiedyś trafi, nie mogła oprzeć się wrażeniu że były idealne... Z lekko zabarwionymi licami uwolniła swoje długie włosy z nocnej fryzury i przeczesała je na szybko palcami.

Wymykając się z swojego lokum, przemierzała wzdłuż długiego korytarza i kwater swoich przyjaciół aby trafić jak najszybciej do celu. Przy jednej z nich miała ochotę zatrzymać się i pociągnąć za klamkę, mając świadomość że pozostaje ona otwarta tylko dla niej, w noce takie jak ta. Wykazałaby się natomiast głupotą nadużywając tego przywileju, dlatego z ciężkim sercem rozum nakazał jej ruszać dalej.

Mosiężne drzwi od krużganku nie stanowiły dla niej dużego trudu. Przywitała ją jedna z ostatnich zimowych bryz która była dziwnie orzeźwiająca. Pozwoliła opaść swoim powiekom, pozostawiając ją tylko na resztę doznań które była w stanie zapewnić jej natura. Gdy porządnie przekroczyła próg wejścia, poczuła jak na jej skórze formuje się gęsia skórka. Nie miała zamiaru jednak w tym momencie robić z tym czegokolwiek.

— Macy?

W tej chwili świat który zdążyła sobie uformować na parę krótkich sekund zniknął, zastąpiwszy go cichym krzykiem który wydobył się z jej wnętrza. Opanowanie nastąpiło jednak od razu po zaskoczeniu, gdy ujrzała kto również o tej godzinie znajduje się w miejscu w którym o tej porze definitywnie żadne z nich nie powinno być.

— Co ty tu robisz? Dawno powinieneś spać. — powiedziała, nadal niepewna czy halucynacje kilkudniowym niedoborem snu dają o sobie we znaki.

— Powinienem powiedzieć dokładnie to samo. — po tych słowach jednak mimika jego twarzy znacznie złagodniała.

Automatycznie podeszła do niego. Na złość, jakby światło księżyca chciało wyeksponować ją na jego widok. A ubranie należące do niego, które teraz bezczelnie wisiało na niej, było dowodem zbrodni. Nie chciała jednak myśleć o iskierkach w jego oczach, które przeminęły tak szybko że nawet nie była pewna czy kiedykolwiek się tam tak naprawdę znalazły.

Skuliła się w sobie wiedząc że została przyłapana na gorącym uczynku, on jednak nie spuszczał z niej wzroku, badając każdą jej część wystawioną na ekspozycje jego oczu. A jednak z jakiejś przyczyny sprawiało jej to swego rodzaju przyjemność. Oczywiście była księżniczką i zachowanie którym teraz się wykazywała było godne nagany, lecz pieprzyć to wszystko. Jej przodkowie jak i ona sama robili gorsze rzeczy w życiu. A ten godny pożałowania sposób w jaki pragnęła jego uwagi, która była teraz skupiona tylko na niej... pod osłoną nocy, z dala od wszystkich innych spojrzeń, miała prawo cieszyć się w ten kobiecy sposób wygrywając tą drobną bitwę.

— Czy mi się dobrze zdaje? Cóż... mogę się mylić oczywiście, ale to chyba należy do mnie. — podszedł powoli, szepcząc te słowa niskim tonem.

Sposób w jaki je wypowiedział... Bogowie, mogłaby przysiąc że rzucał jedno z swoich zaklęć. A ona oczarowana tym wszystkim, poddawała się mu bez walki.

— Oddam... — chciała, pragnęła powiedzieć coś więcej, lecz to on był osobą która pierwsza przerwała tą grę. Już nie patrzył na nią tym wzrokiem, który od dawnych dziejów zdradzał mężczyzn. Nie. Teraz w jego oczach można było ujrzeć tylko troskę. Nie wiedziała czy jej się to podoba czy nie.

— Macy, jest koniec zimy. A ty stoisz tu w cienkiej piżamie z samą bluzą, dzięki Bogom że chociaż ją ubrałaś. — rzecz jasna był wzorowym dżentelmenem, który nie skomentował samego stanu piżamy, który można było określić jako dość nieprzyzwoity dla oka które nie należałoby do męża — Poza tym zwrot będzie zbędny. Dużo lepiej wygląda ona na tobie niż mnie. — Ostatnie słowa dodał z lekkim uśmiechem.

Miała wrażenie że chce zaciągnąć ją już do środka, lecz ta stawiła lekki opór.

—Nie idziesz? Chodź zanim się przeziębisz na dobre.

— Zostanę jeszcze chwilkę, ale ty możesz iść.

Nie chciała mu zdradzić że powodem tego, jest obawa przed własnymi myślami zamkniętymi w czterech ścianach. Nie chciała, ale on doskonale o tym wiedział. Dlatego nie naciskał na nią gdy po raz kolejny chłodny wiatr muskał ich niczym stęskniony kochanek. Wiedział bowiem, że jeśli ta będzie potrzebować jego towarzystwa, chociażby w wspólnym milczeniu, sama do niego przyjdzie. Nie podobało mu się to, ale cóż mógł więcej uczynić poza cichym westchnięciem.

Jakie więc ogarnęło ją zaskoczenie gdy na barkach poczuła ciężar przedmiotu. Długi, granatowy i co najważniejsze ciepły płaszcz spoczywał teraz na jej ramionach, pozostawiając chłopaka na przeciwko niej w samej białej bluzce.

— Zmarzniesz... — ręce zdążyły sięgnąć już po wełniany materiał, lecz dłonie bruneta skutecznie uniemożliwiły jej zdjęcie go z siebie.

— Jeśli chcesz napawać się widokiem gwiazd jeszcze przez krótką chwile, nie możesz marznąć. A poza marginesem naprawdę wyglądasz w moich ubraniach lepiej niż ja. — aby przypieczętować słowa, puścił jej przyjacielskie oczko, po czym zaczął się wycofywać ku wyjściu.

Chciała protestować. I może to ten ciepły materiał otulający teraz jej ciało, a może uśmiech który posłał jej na pożegnanie, lecz powolnym gestem oparła łokcie na balustradzie spoglądając w pierwszą od dawna bezchmurną noc.

Bogowie, była w nim tak niemądrze zatracona...

Bound By Destiny - Nexo KnightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz