Młody czarodziej choć nigdy nie był w szczególności uduchowiony, w tym momencie modlił się o to aby to wszystko okazało się po prostu jego kolejnym koszmarem. Bogowie jednak nie lubili słuchać jego próśb.
Nie wiedział co robić, działał instynktownie, jego rolą było dać reszcie przykład nieustraszonego rycerza, lidera który w pierwszym szeregu pójdzie w starciu z wrogiem, ale co jeśli tym wrogiem była kobieta która sama wydała go na ten okrutny świat?
Po raz drugi miał się spotkać z matką w postaci kamiennego monstrum, tym razem jednak miało się to uwydatnić przeciwko niej. Nie na jego skórze, nie, wiedział że kamienną powłoką musi spowić swe serce aby jego własne pragnienia nie przyćmiły nieubłaganej prawdy. Na polu bitwy stanąć miał z Ruiną Stoneheart, nie Wandą.
Zmory które zostały zesłała na nich, które ona sama zesłała na niego... Nikt go na to nie przygotował. Na próby podbicia przez inne Królestwa po drobne kradzieże-tak, lecz nie na coś takiego. Jego postawa była nienaganna i zdawał sobie z tego sprawę, lecz Święci... niewiele było momentów w jego życiu gdy przerażenie przejmowało jego umysł tak jak w tej chwili.
Mimo iż jego magia z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza, gubił się. Zniszczył to szkaradne...coś, próbując za wszelką cenę uratować księżniczkę. Udało się, działał jednak nierozważnie. Marną wymówką na ten nieprzemyślany ruch było to iż obiecał gwiazdom chronić ją za cenę swojego życia, lecz... gdy ujrzał czarną kreaturę pędzącą wprost na nią, odezwał się w nim jakiś głęboko zakorzeniony instynkt. Gdyby magia nie zadziałała... wolał o tym nie myśleć, wiedział jednak że ochraniałby ją własnym ciałem gdyby była taka potrzeba. Zrobiłby dla niej wszystko.
Inną sprawą było to że udało mu się dokonać tego raz, udało mu się uratować jedną osobę, ale jakim cudem miał sprostać wyzwaniu całej reszty? Ogarnęła go beznadzieja, przecież to było niewykonalne. Nawet jeśli zaklęcie sklecone i rzucone w pośpiechu zadziałało... On sam miał szansę ochronić siebie, uratować jednego z swych kompanów, lecz jak miał ocalić pozostałych?
Jednocześnie czuł to, mimo strachu i przedzierającej go paniki czuł jak zaczyna tracić kontrolę nad sobą. Rozpoznał ten metaliczny smak w ustach który pogłębiał się gdy tylko złość wkradała się nieproszona do jego organizmu.
Próbował zdusić w sobie to uczucie, ale jak miał to zrobić? Rodzicielka która powinna być z nim na dobre i złe od chwili jego pierwszego wdechu... pragnęła jego zguby. Lubiła się w jego cierpieniu, cierpieniu jego najbliższych.
Musiał ich chronić, był to jego obowiązek. Dług spłacany światu za szkody jego matki. Nosił w sobie odciśnięte piętno kogoś innego i był tego nadzwyczaj świadomy. Czuł to w sobie, od dawna wiedział że miał czymś zadośćuczynić. Nie wiedział co przygotowała dla niego przyszłość, lecz doskonale zdawał sobie sprawę że Bogowie czegoś od niego oczekiwali.
Wtem odzyskał jednak końcówkę świadomości. Księżniczka w jego ramionach zaczęła się nerwowo kręcić. A trzymając ją w nich czuł siłę. Musiał się ogarnąć i dać radę dla niej i wszystkich innych.
Naiwna część jego serca, ta której nie zdołał domknąć, miała nadzieję że kobieta stojąca z dala za nim nie pozwoli aby jej synowi stała się krzywda. Rozum podpowiadał jednak że były to tylko mrzonki.
Musiał działać, szybko, nie było czasu na zwłokę. Do jego klatki piersiowej była przyciśnięta Macy, dziewczyna która w przyszłości miała stać się głową i sercem tego Królestwa. Ależ w tym momencie rozumiał udręki Króla... dałby wiele by w tej chwili siedziała bezpiecznie gdzieś w ogrodach pałacowych, choćby miała przyrzec że nie odezwie się już nigdy do niego ani jednym słowem.
CZYTASZ
Bound By Destiny - Nexo Knights
FanfictionAktualizowane tak często jak kot napłakał, ale ta opowieść wciąż żyje i jest pisana 🫶 Straciłam stare konto i fika na nim, lecz moje zranione serduszko nie mogło znieść że nie dokończyłam go, dlatego lecimy z tym od nowa