*Rozdział 4*

770 21 5
                                    

Wiatr uderzał w purpurowe żagle a fale kołysały przyjemnie statkiem. Opuścili swoje kajuty i przeciągnęli się.

- Dopłynęliśmy do Felimaty! Przygotować szalupy! Schodzimy na ląd! - krzyknął Drinian do jednego z żeglarzy

Kaspian i Edmund chwycili za wiosła lecz w tym momencie ich dłonie spotkały się, twarze poczerwieniały a oczy powędrowały w odmiennych kierunkach. Edmund podrapał się lekko po karku. Łucja rozpoznała ten gest, ponieważ jej brat zawsze tak robi, kiedy się denerwuje więc szturchnęła Eustachego lekko w ramię a ten uśmiechnął się spoglądając na kuzyna i przyjaciela.

                         *      *      *

Dopłynęli na ląd i zacumowali szalupę. Złocisty piach pięknie mienił się w świetle słońca, które przyjemnie ogrzewało skórę. Przed nimi rozciągał się las. Nie był on gęsty więc nie łatwo będzie można się w nim zgubić. Czarnowłosy nabrał ogromny łyk powietrza i mocniej zacisnął swój czarny pas w talii tak, że prawie nie mógł oddychać. Spojrzał na bruneta, który właśnie przygotowywał swoją kuszę.

- Idziemy! - powiedział Król, spoglądając na swoich towarzyszy

- Może się rozdzielimy? - zaproponował Eustachy

- Będzie lepiej, jeżeli pójdziemy razem. Nie wiadomo, co tam może na nas czekać. Ale pamiętajcie, jeżeli zobaczycie coś lub kogoś podejrzanego, od razu dajcie mi znać - odpowiedział brunet, ruszając w kierunku lasu.

Edmund wysunął miecz z pochwy, którego blask chwilowo go oślepił, a następnie Łucja wraz z blondynem, przygotowali swoje sztylety i ruszyli w kierunku lasu starając się, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Las był wielki ale wydawałoby się, że nie mieszka w nim dużo zwierząt, jeżeli w ogóle jakieś są. Usłyszeli trzask i szybko odwrócili się, lecz okazało się, że Eustachy nadepnął na złamaną gałąź. Znowu usłyszeli szelest, ale tym razem zauważyli, że coś się rusza wśród paproci. Zatrzymali się gwałtownie, a rudowłosa odruchowo wtuliła się w ramię brata. Zatrzymali wzrok na ruszającej się roślinie, kiedy wybiegła z niej mała, ruda wiewiórka, która od razu pomknęła na najbliższe drzewo.
Szli dalej, ale teraz byli bardziej ostrożni. Spojrzeli na Driniana, walczącego z małym ptaszkiem, który postanowił zabrać mu mapę, a oni przygryzli policzki od środka aby nie wybuchnąć śmiechem. Czarnowłosy spojrzał w górę i dostrzegł kłęby dymu nad koronami drzew.

- Kaspian, zobacz! - krzyknął i wskazał palcem w tamtym kierunku

- Idziemy to sprawdzić - powiedział Król i ruszyli w kierunku kłębów dymu

     
                        *      *      *

Pod ich stopami szeleściły liście i złamane gałęzie, a śpiew ptaków poprawiał im humor. Edmund i Kaspian szli na czele i rozglądali się. Drinian szedł na samym końcu, ponieważ zatrzymał się chwilowo na drugą już walkę, tym razem z wiewiórką, która zobaczywszy władców, postanowiła odpuścić. Łucja zwolniła trochę i pociągnęła brata za rękę.

- Myślisz, że wypełnimy misję na czas? Boję się, że nie zdążymy i większość narnijczyków zginie - powiedziała, bawiąc się palcami

- Nie martw się. Damy radę! Zawsze nam się udaje! - powiedział czarnowłosy

- A co jeżeli czarodziejka nie będzie w stanie nam pomóc? Co jeżeli wogóle jej nie znajdziemy? Co jeżeli przez nas... - kontynuowała a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

- Łusiu... Damy radę! Nie obwiniaj się o to wszystko, bo to nie jest w ogóle nasza wina! Nawet jeżeli się nie uda, narnijczycy docenią to, jak bardzo się staraliśmy, ale zobaczysz, że nam się uda. Zaufaj Korneliuszowi, zaufaj Kaspianowi, zaufaj mi! Damy radę i nie zawracaj sobie tym głowy tak bardzo - wytłumaczył jej Edmund, trzymając ją za ramiona

- Dziękuję! Jesteś najlepszy! - powiedziała rudowłosa i rzuciła się mu na szyję

- Możesz na mnie liczyć - uśmiechnął się starszy

- kocham Cię, braciszku - zaszlochała Łucja i mocniej wtuliła się w chłopaka

- Ja Ciebie też... - odpowiedział

       
                        *      *      *

Wchodzili w las coraz głębiej ale dopiero teraz poczuli podmuch wiatru. Dym unoszący się nad drzewami był teraz bliżej i poczuli przyjemne ciepło na swojej skórze. Przeszli jeszcze parę kroków. Przedarli się przez wysokie krzewy i stanęli przed ogromną, kamienną jaskinią. Dookoła rosły przepiękne kwiaty a wewnątrz kamiennej groty paliło się ognisko, którego dym widzieli przez cały czas. Przy ognisku ktoś siedział. Była to młoda dziewczyna, siedząca po turecku z zamkniętymi oczami. Jej orzechowe włosy spięte były w długi warkocz. Z jej uszu zwisały długie, złote kolczyki a na nadgarstkach miała bransolety w tym samym kolorze. Spod bordowego gorsetu wystawały długie rękawy od białej koszuli. Beżowe spodnie i brązowe kozaki pięknie podkreślały jej szczupłe nogi. Na szyi miała różnokolorowe naszyjniki, których było tak wiele, że nie dało się ich policzyć. Z jej pasa zwisała czerwona chusta ze złotą sylwetką lwa a we włosy była wplątana czerwono - zielona wstążka. Otworzyła oczy i wlepiła w nich swoje niebieskie ślepia a następnie uśmiechnęła się lekko.

- Przybyliście wreszcie - powiedziała, wciąż nie zmieniając swojej pozycji

Jest rozdział 4! Oficjalnie rozpoczynamy akcję. Nie wiem jak wam, ale mnie ten rozdział się bardzo podoba. Jeżeli wam też, zostawcie po sobie - ⭐ i komentarze dla motywacji ❤. Bye!

The Wind ~Casmund~ | Opowieści z Narnii | - Emi_0505Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz