Więzy

518 37 12
                                    

"Więc śpisz teraz spokojnie A ja leżę i modlę się
Byś jutro był silny
Byśmy ujrzeli kolejny dzień Wychwalali go
A miłość jawiła się niczym światło, Które przynosi uśmiech na twej twarzy Trzymaj się, trzymaj,
Będzie bolało jak diabli"
(Sarah McLachlan, "Hold on")


Pierwszy pocałunek z Lucjuszem był jednym z ulubionych wspomnień Ginny, ponieważ wtedy wreszcie ją wypuścił i zabrał do ogrodów. Nie pytała, dlaczego otrzymała taki przywilej, tak naprawdę wcale jej to nie interesowało, bo znalazła się na zewnątrz, gdzie słońce padało na twarz i czuła się, jakby w tamtym pokoju była zamknięta od wieków.
Oczywiście Lucjusz towarzyszył jej, jednak przez ostatnie dni zdawał się wychodzić z roli porywacza i stawał się kimś innym, mniej przerażającym. Stał nieopodal i przyglądał się, jak Ginny wybiega do ogrodów, nie zdolna iść ani zatrzymać się, by powąchać kwiaty, bo przed nią roztaczały się długie mile ścieżek, po których mogła biec, słońce całowało jej twarz, a wiatr wplątywał się we włosy i czuła się wolna, mimo że wolność ta była tylko iluzją.
Latały tam motyle monarchy i jeszcze inne, malutkie i niebieskie, a Ginny zawsze kochała motyle. Goniła je więc po ogrodzie, śmiejąc się, gdy jeden z nich zaplątał się w jej włosy i nawet wtedy, gdy delikatnie starała się pomóc mu w ucieczce.
Lucjusz powiedział jej później, że ten wybuch śmiechu po raz pierwszy kazał mu spojrzeć na nią jak na kogoś, kogo trzeba zatrzymać i chronić. Ponieważ uśmiechała się, a nie robiła tego wtedy, gdy spędzali dni w jej pokoju, a także z powodu sposobu, w jaki promienie słońca padały na jej włosy, czyniąc je lśniącymi niczym stopione ze sobą płomienie.
Pocałował ją wściekle. Był zły, ponieważ Ginny to tylko mała dziewczynka, zły, bo nic nie jest takie proste, a ona w swej wolności była ostrożna niczym motyl. Ginny powinna się lękać, lecz Lucjusz, nawet rozgniewany, nie potrafił sprawić, by zaczęła czuć strach.
Była zaskoczona, ale odwzajemniła pocałunek, słodko i delikatnie, dopóki furia nie zanikła, dopóki nie całował jej tak, jak ona jego.
I nie bała się.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Ron był zły, nie odzywał się do niej, a wszystko, co zwykł ostatnio robić, to gapić się. Jakby go zdradziła. Nie znał nawet połowy prawdy.
Czasami, gdy myślał, że Ginny nie widzi, wpatrywał się w nią tak, jak nie powinien, wzrokiem pociemniałym od zawistnego gniewu. Była przerażona.
I tak bardzo, tak bardzo samotna. Nigdy nie czuła się tak niepełnie, tak, jak gdyby nie należała do tego miejsca. Jakby została wyrwana z domu i poddana wygładzeniu,
wysmukleniu, przeistoczona w coś zawiłego i wyrafinowanego, a potem, gdy powróciła do Nory, każda ostra krawędź jej istnienia mrowiła i paliła żywym ogniem.
Wszystko, czego pragnęła Ginny, to powrót do domu. Ten budynek już nim nie był, stanowił coś, czego najbardziej się obawiała. Bez wdzięku, dziwaczny i taki, jaka była ona sama, zanim Lucjusz nie zmienił jej w coś eleganckiego i powabnego. I był jeszcze Ron ze swoimi ciemnymi, ciemnymi oczami. Chciała jedynie wrócić do siebie.


***


Malfoy siedział, wlepiając w przestrzeń szklane i ponure spojrzenie. Harry nie przywiązał go od dnia, w którym przyszedł do domu i zastał go krzyczącego. Poza tym Malfoy nie miał na tyle sił, by spróbować uciec. Egzystowali więc razem, czasami rozmawiali i robili co w ich mocy, by zapomnieć, że sytuacja była osobliwa i niecodzienna, a także to, że
Malfoy ginął w oczach. Co noc spali spleceni razem i nigdy nie mówili o tym, jak bardzo to wszystko jest dziwne.

-Wychodzę- powiedział Harry, zaglądając pewnego ranka do sypialni. Malfoy wyglądał na przestraszonego, więc szybko go uspokoił:- Tylko na dwadzieścia minut. Zaczyna brakować nam jedzenia. Potrzebujesz czegoś?

Zapytał tylko z uprzejmości, ale mimo wszystko Harry powinien być rozważniejszy. Malfoy nie był jeszcze tak zatopiony w swym szaleństwie, by od czasu do czasu nie pokazać, jakim jest kompletnym dupkiem i dziesięć minut później Harry wyszedł do sklepu z listą co najmniej dziesięciu rzeczy, jakich chłopak sobie zażyczył.
Najpierw kupił jedzenie, a potem poszedł po rzeczy dla Malfoya. Stał w kolejce, obawiając się, czy nie wyszedł na zbyt długo i czy Malfoy go nie potrzebuje, aż w pewnym
momencie zaskoczył go nie-tak-nieznajomy głos, dochodzący zza jego pleców.

-Kopę lat...

Odwrócił się i niemal nie rozpoznał osoby, która przed nim stała. Zamrugał.

-Pansy?

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

-Brawo, Potter, zapamiętałeś. Dziesięć punktów dla Gryffindoru.

Jeszcze bardziej zaskoczony, że Pansy w ogóle się do niego odezwała, Harry wpatrywał się w nią przez dłuższy moment.

-Cześć- powiedział. Wywróciła oczami.

-Cześć.

Co jeszcze mieli sobie do powiedzenia? Zauważył, że Pansy spogląda znacząco na trzymane przez niego zakupy.

-Zabawne- powiedziała podnosząc wzrok, by napotkać jego spojrzenie.- Wszystko to są ulubione rzeczy Draco.

Harry niemal spanikował. W zamian wziął głęboki oddech i powiedział:

-Malfoya? Nie myślałem o nim od lat. Ciągle się widujecie?

- Od czasu do czasu- odpowiedziała z roztargnieniem.- Ale, oczywiście, nie ostatnio. Zaginął.

- Ach. Przykro to słyszeć. A zakupy robiłem dla siebie. Potrzebowałem... nowej pary skórzanych rękawiczek, skarpet i tak dalej.

Pansy przesunęła palcem po gładkiej powierzchni rękawic, na których kupno nalegał Malfoy i uśmiechnęła się smutno.

-No cóż. To dobra marka, Draco nigdy nie nosił innej.

Powiedziawszy to, odwróciła się i odeszła. Wypuszczając z płuc pełen ulgi oddech, Harry zapłacił za rzeczy Malfoya i czym prędzej pospieszył do domu.

Gdy przekroczył próg, Malfoy leżał przebudzony, przez co Harry od razu się uspokoił.
Jeszcze kilka chwil temu był przerażony, że podczas jego nieobecności szaleństwo mogło ponownie go opanować.

-Proszę- powiedział, kładąc rzeczy na łóżku.- Skarpetki, ubrania, grzebień do włosów, specjalny szampon i te cholerne skórzane rękawiczki, na które nalegałeś. Dlaczego, możesz powtórzyć?

-Są wygodne- odpowiedział Malfoy nieobecnym tonem, po czym nałożył rękawiczki.

-Ach, no dobrze. Dostałeś to, co chciałeś.- Zastanawiał się, czy nie powiedzieć Malfoyowi o spotkaniu z Pansy, ale zdecydował to przemilczeć.- Zamierzasz wziąć kąpiel? Chcesz, żebym ci ją przygotował?

-Odwal się.- Chłopak wbił w niego nienawistne spojrzenie. Mając na sobie jeden ze starych podkoszulków Harry'ego i rękawiczki, wyglądał komicznie. Harry wzruszył ramionami i wygiął wargi w lekkim uśmiechu.

-Po prostu pytam. Będziesz się kąpać, czy nie? Daj mi znać. Nie mam zamiaru oglądać cię nago ani nic w tym stylu. Mam już wystarczająco koszmarów, z którymi muszę dawać sobie radę, wielkie dzięki.

Malfoy uśmiechnął się słabo. A więc drażnienie się z nim było warte swojej ceny. Harry zaczynał naprawdę poważnie się o niego martwić.

-Może. Po tym, jak się trochę prześpię.- Wyglądał na zdenerwowanego, że przyznał się do słabości, ale Harry nigdy mu z tego powodu nie dokuczał ani zbyt często o tym nie wspominał, świadomy, jakie wszystko to musi być dla niego trudne.

-W porządku. Będę w kuchni. Chcesz coś do jedzenia?

-Przestań mnie traktować tak, jakbym miał się rozpaść- warknął Malfoy. Harry westchnął.

-Malfoy, bycie głodnym nie jest oznaką słabości. Po prostu chciałem być miły.

-A więc przestań- wymamrotał chłopak sennie.

-Wybacz- odpowiedział Harry sucho.

-Wybaczone.- Po tej cichej odpowiedzi, Malfoy zapadł w sen.
Nie minęło dwadzieścia minut, a Harry usłyszał pukanie do drzwi. Jego ciało napięło się z przerażenia, że gość może okazać się Charliem, i nie ruszył się od stołu w nadziei, że po prostu sobie pójdzie.
Tak się jednak nie stało. Pukanie powtórzyło się, a potem dało się usłyszeć cichy trzask otwieranego zamka. Zaskoczony, wstał natychmiast i chwycił różdżkę. Ktoś włamał się do jego domu.
W drzwiach, które otwarły się powoli, stała Pansy, trzymając w dłoni własną różdżkę. Gdy tylko go zobaczyła, zamrugała i najeżyła się.

-Ach, niech to szlag, Potter- warknęła.- Jeśli nie spałeś ani nic takiego, dlaczego nie mi nie otworzyłeś?

-Co ty wyprawiasz?!- krzyknął.- Zazwyczaj, jeśli ktoś nie odpowiada na pukanie, to znaczy, że nie chce towarzystwa!

- Och, zaufaj mi, Potter, ja wcale nie mam ochoty na twoje towarzystwo- zadrwiła.

-Więc co tu robisz? Śledziłaś mnie?

-Gdzie on jest?- zapytała cicho, ignorując jego pytanie. Harry'ego natychmiast opanowało zdenerwowanie.

-Kto?

-No, daj spokój, Potter, myślisz, że nie wiem, że uczestniczyłeś w bitwie, podczas której zniknął Draco? Pytaliśmy wszystkich tych, którzy są po naszej stronie i powiedzieli nam, że ostatni raz widzieli go na drodze i to ty nad nim stałeś! A poza tym, zobaczyłam cię w sklepie, jak kupujesz wszystkie jego ulubione rzeczy. Zabrałeś go tutaj, wiem, że to zrobiłeś, chcę...

-Pansy.- Malfoy powitał ją, stojąc u progu drzwi do sypialni. Harry zesztywniał.

-Dlaczego nie jesteś w łóżku?- wysyczał.

Chłopak, który stał oparty o framugę, bardziej blady i słaby niż kiedykolwiek, posłał w jego stronę jedynie słabe, zdziwione spojrzenie. Oczy Pansy zalśniły łzami, a jej dolna warga drżała.

-Wyglądasz okropnie- zaszlochała.

-Dzięki- odpowiedział Malfoy sucho.

Postąpił krok do przodu, ale twarz mu pobladła, a oczy rozwarły się szeroko. Harry natychmiast znalazł się u jego boku, by złapać go, gdy Malfoy zatoczył się i niemal upadł.
Przeklinając pod nosem, Harry pomógł mu dotrzeć do kanapy, a potem posłał w jego stronę wściekłe spojrzenie.

-To było głupie, Malfoy, nie powinieneś próbować chodzić tak daleko.

Upadli | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz