„Wędrując pośród posiadłości śmierci
Zatrzymując księżyce wzrokiem i uśmiechem Spoczęliśmy
Pod granitowymi grobami, by zaczerpnąć tchu Odgłosy niekończących się wojen
Stały się na moment cichymi gwiazdami A granica życia i śmierci
Nie należała do nas
I wszystko było nowe
A potem, na rozstaju dróg
Uśmiechnąłem się, bo wiem, że kiedyś powrócę”
(Rufus Wainwright, „In A Graveyard”)
— Nie chcę, żeby z nami szła — powiedział Harry, mrużąc oczy. — Nie chcę, żeby w ogóle się do mnie zbliżała, a tym bardziej, by zbliżała się do ciebie.
Malfoy zaśmiał się, choć dźwięk ten wydawał się być przepełniony bólem i położył głowę na ramieniu Harry’ego.
— Tak, Potter, to odpowiednia pora, żeby ujawniać swoją zaborczość... kurwa.
— Nie stawaj na niej! — rzucił Harry, podtrzymując Draco w drodze do łóżka. — Tak naprawdę to twoja wina. No, już. — Pomógł mu usiąść, wiedząc równocześnie, że Malfoy z pewnością narzeka bardziej, niż obrażenie jest tego warte. W ogóle mu to jednak nie przeszkadzało.
Harry ukląkł przed nim i delikatnie zdjął mu but i skarpetkę, a potem, nadal trzymając stopę, przyjrzał jej się uważnie.
— Nie ruszaj się — nakazał, przygryzając dolną wargę i ostrożnie badając układ kości.
Malfoy dotknął jego ust i Harry natychmiast podniósł głowę, rozwierając powieki w niemym zdziwieniu.
— Co? — zapytał, czując, że nagle brakuje mu powietrza.
— Wybacz — odpowiedział Draco. Lekko zakłopotany, Harry powrócił do oględzin. Sięgnął po różdżkę i uleczył niewielkie pęknięcie kości dużego palca, nie miał jednak ochoty wypuszczać stopy, bo wydawało mu się świętokradztwem postawienie jej z powrotem na zimnej i brudnej podłodze.
Przełknął ślinę i, nagle podenerwowany, ponownie spojrzał na Malfoya.
— Lepiej? — zapytał ledwie słyszalnym szeptem.
— Tak. — Malfoy poruszył palcami. — Możesz mnie teraz puścić.
— Po prostu nie kop już więcej żadnych łóżek i powinno być w porządku — oznajmił Harry, nakładając Draco skarpetkę i but, co było próbą opóźnienia momentu, w którym będzie musiał przestać go dotykać i udawać, że w ogóle tego nie potrzebuje, a co w ogóle nie było prawdą, tak jak to, że Malfoy nie potrzebuje Harry’ego, gdy zaatakują go koszmary.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — powiedział Malfoy cicho. Wokół nagle zaległa cisza. — Ja nie kopię łóżek, Potter.
— Najwyraźniej — odpowiedział Harry, wstając. Czuł się dziwnie, jakby w ogóle nie miał czym oddychać.
Malfoy uśmiechnął się.
— Najwyraźniej.
Harry usiadł na łóżku, potrząsając głową i starając się przebić przez swoje osnute mgłą myśli.
— Myślę, że mam gorączkę — wymamrotał.
Malfoy najwidoczniej lepiej od Harry’ego rozumiał, czego mu potrzeba, bo pocałował go nagle mocno, klękając obok niego na łóżku. Jedną dłoń wplątał w jego włosy, a drugą położył na plecach.
Zaskoczony Harry wymamrotał coś w usta Draco, ale potem zamknął oczy i pozwolił mu na pocałunek, który był najsłodszym doznaniem, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Język Malfoya delikatnie dotykający jego, obrysowujący kształt dolnej wargi, dłoń gładząca plecy i włosy...
Harry zatracił się w uczuciu, przyzwalając na to, by Malfoy go obejmował, co należało do nowości i było nawet bardziej oszałamiające, niż sam pocałunek. Śmiejąc się i całując kącik jego ust, Draco popchnął Harry’ego, aż ten położył się na łóżku. Oczy Harry’ego natychmiast się otwarły.
— M-malfoy?
— Mhm?
— Broń.
— Co z nią?
— Wbija mi się w plecy.
Harry przewrócił się na bok, wciąż zdezorientowany i zaskoczony tym, że podczas pocałunku zapomniał o całym świecie. Malfoy podniósł pistolet i przyjrzał mu się.
— Musimy iść — powiedział i spojrzał na Harry’ego. — Rozproszyłeś mnie.
— Z pewnością nie celowo. Nie zabierzesz jej, jeszcze kogoś zabijesz. Draco wykrzywił usta w uśmiechu.
— Zabiorę i koniec tematu. Chodźmy poszukać Granger.
— Ona z nami nie idzie — zaoponował Harry, potrząsając głową. — Nie chcę jej widzieć.
— Musi z nami iść, mogłaby przejrzeć biblioteczne zbiory i znaleźć coś, co może się przydać. Sam tak powiedziałeś, Potter. Nie chodzi o to, po której jesteśmy stronie, musimy pracować razem i odłożyć na bok wszystkie uprzedzenia.
Harry zmarszczył czoło.
— Zraniła cię.
Malfoy roześmiał się kpiąco.
— Jestem Draconem Malfoyem, Granger nie mogłaby mnie zranić nawet, gdyby chciała.
— Oddaj mi broń, a ja przyprowadzę Hermionę.
Draco przewrócił oczami i wstał z łóżka, poprawiając ubranie.
— I tak miałem zamiar ci ją dać — powiedział. — Dla ochrony. Nawet nie wiem, jak działa. — Wręczył ją Harry’emu. Jej powierzchnia była zimna i jakby obca.
— Więc chodźmy ją znaleźć, jeśli Pansy jeszcze jej nie zabiła. — Harry westchnął.
Pansy nie zabiła Hermiony, ale nie znaczyło to, że się nie starała. Harry słyszał, jak krzyczy, jeszcze zanim dotarli w pobliże kuchni. Zerknął na Malfoya, wywrócił oczami i podążył za dźwiękiem.
Przekroczył próg w momencie, gdy Pansy uderzyła Hermionę w policzek. Obie zamarły w bezruchu, gdy tylko go zobaczyły, a może dlatego, że zobaczyły za nim Malfoya, który wyglądał na rozgniewanego.
— Nie mamy na to czasu — rzucił.
— Ona właśnie mnie uderzyła! — krzyknęła Hermiona.
Harry prychnął, w ogóle nie czując wobec niej współczucia.
— Masz szczęście. Powiedziała mi, że cię zabije.
Nastała niewygodna cisza. Oczy Hermiony zaszły łzami, a Pansy wyglądała na zawiedzioną, że to nie ona je spowodowała. Malfoy jedynie wywrócił oczami.
— Idziemy do biblioteki — poinformował Pansy. — Powinniśmy niedługo wrócić. Pansy spojrzała na broń, którą Harry wciąż trzymał w dłoni.
— Musi ją ze sobą zabierać?
CZYTASZ
Upadli | drarry
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie. Znalazłam je w otchłani internetu.