Rozdział 1

437 19 11
                                    

Była późna jesień, ten dzień zaliczał się do tych zdecydowanie bardziej pochmurnych. Na niebie kłębiło się wiele szarych chmur a na ulicach widniały jeszcze kałuże, jako pozostałości po nocnej ulewie. Cóż, wybierając miedzy upałami a szarym niebem wolałam to drugie.

Odwróciłam się od okna starając przestać myśleć o wszystkim do tej pory. Świat idzie do przodu ja też muszę, nie mogę całe życie użalać się nad sobą z powodu straty. Każdy człowiek coś lub kogoś stracił, to naturalna kolej rzeczy. Przecież od początku istnień każdy wiedział, że jest początek a potem nastaje koniec. Świata nie interesowało czy będziemy istnieć kilka miesięcy czy lat. Ludzie którzy z początku będą nas opłakiwać za kilka lat będą się zastanawiać kim byliśmy, mówiąc "była naprawdę dobrą osobą, z dobrego domu, umarła tak młodo". Ale w rzeczywistości nie będą nic o nas wiedzieć.

Tak właśnie było w przypadku mojego ojca, którego pogrzeb odbył się dwa dni temu. Nie był złym człowiekiem to fakt, po prostu świat zbyt mocno go wciągnął i zniszczył. Nigdy nie mieliśmy specjalnie zażyłych relacji, jednak był moim ojcem i co by się nie stało będzie nim już na zawsze. Aż wstyd się przyznać ale nie pojawiłam się nawet na pogrzebie, nie byłam w stanie. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że osoba z którą mieszkałam przez całe życie pod jednym dachem tak nagle zmarła. Wolałam go zapamiętać takiego jakim był za życia, a nie jako blady worek kości zamknięty w drewnianym pudle.

Gorzej ode mnie radziła sobie moja mama. Zaczęła coraz częściej zaglądać do kieliszka. Popadła w uzależnienie które zabiło jej męża. Nie chciałam jej oceniać, wiem jak bardzo go kochała mimo swoich wad. Codziennie kiedy wracała późno z pracy pomagałam jej dojść do łóżka i pytałam się czy coś jej przynieść podać. Miała w końcu tylko mnie, a każdy na swój sposób radzi sobie w takich sytuacjach.

Wstałam z niewielkiej kanapy chwytając za telefon aby sprawdzić przychodzące powiadomienia. Była już dwunasta w południe a mnie nadal nie było w szkole, a naprawdę zamierzałam dzisiaj pójść. Wiedziałam, że nauczyciele okażą względem mnie wyrozumiałość, zakomunikowali to już mojej mamie. Doskonale jednak wiedziałam, że im szybciej wrócę do szkoły i do normalnego życia tym szybciej otrząsne się od tego wydarzenia.

Byłam już ubrana i wyszykowana dlatego postanowiłam nie zaprzepaścić tego i gdzieś wyjść. Dokładniej na cmentarz aby pożegnać mojego tate tak jak zamierzałam. Mamy nie było o tej porze już w domu dlatego założyłam buty i płaszcz zamykając za sobą mieszkanie. Klucze schowałam do kieszeni i ruszyłam w znany sobie kierunek.

Cmentarz nie znajdował się specjalnie daleko od mojego domu dlatego nie trwało to długo zanim tam dotarłam. Wiedziałam mniej więcej gdzie był pochowany, mianowicie koło mojej babci a jego mamy Mirandy. Powoli przechodziłam koło nagrobków czytając nazwiska pochowanych aż w końcu natrafiłam na ten właściwy. Chwile spoglądałam na imię mojego taty wyryte na szarym kamieniu. Dopiero teraz tak naprawdę uświadomiłam sobie, że już nigdy go nie zobaczę. Od początku o tym wiedziałam, była to rzecz oczywista. Ale kiedy oznajmili mi śmierć taty te wszystkie słowa nie dochodziły do mnie. Śmierć nie jest rzeczą naturalną. Niektórzy uważają, że urodziliśmy się po to by umrzeć. Ja tak nie uważam, gdybyśmy tak właśnie byli zaprojektowani śmierć nie była by dla nas tak bolesna.

Przykucnęłam na przeciwko nagrobka spoglądając na ułożone kwiaty i znicze. Nie było ich zbyt wiele. Co prawda miał kilku znajomych w okolicy ale na nich się kończyło. Połowa naszej rodziny nie utrzymuje z nami kontaktu, druga połowa nie mieszka w okolicy i wysłała jedynie kartki lub zadzwoniła aby złożyć kondolencje. Spojrzałam jeszcze raz na imię oraz datę śmierci, poczułam jak w kącikach oczu pojawiają się łezki. Nie chciałam znowu płakać, już kilkukrotnie budziłam się ze spuchniętymi oczami. Jednak to było silniejsze ode mnie.

ℛℯ𝒹 ℛ𝒾𝒷𝒷ℴ𝓃  ☂︎ 𝒥𝒶𝓈ℴ𝓃 𝒯𝒽ℯ 𝒯ℴ𝓎𝓂𝒶𝓀ℯ𝓇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz