Rozdział 2

337 19 14
                                    

Przekroczyłam próg wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Od razu uderzyło we mnie gęste powietrze a moje ciało zaczęło zalewać się potem. Zamykając drzwi od razu zabrałam się za zdejmowanie puchowej kurtki. Ruszyłam w stronę stolików znajdujących się za regałami z książkami. Rzadko korzystałam z biblioteki szkolnej, była otwarta tylko w niektóre dni o wyznaczonych godzinach. Czyli w sumie działała ona na takich samych zasadach jak pielęgniarka.

Podchodząc do jednego z krzeseł zarzuciłam na oparcie moje wierzchnie nakrycie, a czarną torebkę położyłam na krześle obok. Mimo zdjęcia najgrubszej warstwy z siebie czarny wełniany golf i tak mocno wygrzewał całe moje ciało.

Był już grudzień, powoli wracałam do formy sprzed całej rodzinnej tragedii. Po szkole zamiast bezczynnie siedzieć w domu przychodziłam do biblioteki znajdującej się w środku miasta aby w spokoju poczytać. Co prawda mogłam to samo robić w domu, ale wolałam tego uniknąć. Mimo powolnego powrotu mojej psychiki do zdrowia pewne rzeczy dalej przypominało mi o tacie. Wiedziałam, że z czasem i to przestanie mi doskwierać jednak potrzebowałam czasu a w ten sposób dostarczałam organizmowi więcej ruchu.

Usiadłam na wybranym przez siebie miejscu i wyjęłam książkę z torebki. Byłam już w połowie gdzie akcja zaczęła rozkręcać się dość konkretnie. Przekartkowałam lekturę do strony dwusetnej wyjmując wcześniej tam włożoną zakładkę. Zaczęłam czytać jak zawsze powoli w swoim tempie, w ogóle się nie śpiesząc. Wiedziałam, że mama jest jeszcze w pracy, zawsze wysyłała mi SMS-a czy potrzebuje czegoś ze sklepu, lub tym podobne kiedy wracała już do domu. Ona również nieco wolniej ode mnie zaczynała wychodzić z dołku emocjonalnego. Pomagałam jej jak tylko mogłam, tłumaczyłam, że alkohol nie jest najlepszym rozwiązaniem na nasze problemy. Na żadne tak naprawdę, w rzeczywistości tylko pogarszał sprawę nawet jeśli na chwilę się o nich zapominało. Mówiłam jej również o tym, że bardzo jej teraz potrzebuje, ona mnie tak samo. Potrzebowałam matki która wróci do domu, przytuli mnie i pomoże z lekcjami. Obie przecież doskonale wiedziałyśmy, że to ona powinna być wsparciem dla mnie a nie na odwrót. Żadna z nas nie miała odwagi powiedzieć tego na głos, ale obie o tym wiedziałyśmy.

To co najgorsze było dawno za nami. Czas żałoby przeminął zaczęła rodzić się pustka i poczucie winy. Niektórzy uważają, że jest potrzebny czas-czas leczy rany, czy jakoś tak. Ale co jeśli w rzeczywistości tak nie było. Co jeśli czas jedynie je zakrywał aby za kilka tygodni, miesięcy czy nawet lat powróciły o wiele gorsze i boleśniejsze. Nie chciałam tego dlatego próbowałam przez to wszystko przejść teraz i mieć to z głowy.

Minuty mijały aż w końcu czytanie rozdziału przemieniło się w następne trzy. Spojrzałam na telefon leżący na stoliku obok mnie na który przyszło powiadomienie przychodzącej wiadomości. Chwyciłam go jedną dłonią odblokowując i sprawdzając nadawcę oraz treść.

Mama: Gdzie jesteś? Wróciłam już z pracy.

Tak bardzo zagłębiłam się w opowiadanie, że kompletnie straciłam poczucie czasu. Zanim się obejrzałam było już przed dwudziestą, powinnam być już dawno w domu szykując herbatę z cynamonem i imbirem.

Chwyciłam od razu za torebkę zawieszając ją na barku oraz kurtkę którą przewiesiłam przez łokieć, powoli kierując się w stronę wyjścia z nosem w telefonie. Zaczęłam szybko wystukiwać w klawiaturę krótkie zdanie "W bibliotece ale już wracam do domu niedługo będę". Nie chciałam żeby się martwiła, mimo, że nigdy nie dawałam jej ku temu powodów. Naciskając przycisk wysyłający wychodziłam akurat zza rogu regału kierując się do wyjścia. Od razu pożałowałam swojej nieuwagi i braku koncentracji czując jak twardo na kogoś wpadam. Była to oczywiście moja wina, powinnam patrzeć gdzie chodzę a nie wypisywać do kogoś, nawet jeśli była to ważna sprawa.

ℛℯ𝒹 ℛ𝒾𝒷𝒷ℴ𝓃  ☂︎ 𝒥𝒶𝓈ℴ𝓃 𝒯𝒽ℯ 𝒯ℴ𝓎𝓂𝒶𝓀ℯ𝓇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz