Rozdział 14

156 10 1
                                    

   – Mam coś dla ciebie.

   – Czym jest magiczne coś? – Spojrzałam na jego pełen zadowolenia uśmiech.

   – Dowiesz się w odpowiednim czasie. – Przewróciłam oczami opierając się wygodnie o wezgłowie łóżka.

   – Nienawidzę jak to robisz. – Usłyszałam jego cichy rechot co jeszcze bardziej mnie rozjudzało.

   – Co takiego znowu robię? – Słyszałam, że miał dobry humor. Cały dzień rzucał jakimiś żartami lub komplementami w moją stronę. Oczywiście uwielbiałam jedne z takich dni. Nie trudno było przybrać jego radosną postawę, zwłaszcza, że widok Jasona tryskającego emocjami był dość rzadki.

   – Mówisz, że masz dla mnie niespodziankę doskonale wiedząc, że będę o nią dopytywać. To tak jakbyś robił to specjalnie, tylko po to żeby mnie zdenerwować.

   – Może po prostu lubię kiedy się złościsz. – Zmarszczyłam brwi, dając mu do zrozumienia, że totalnie nie rozumiem jego strategii. – Wyglądasz uroczo ze swoim metr sześćdziesiąt, krzycząc na mnie i czerwieniąc się ze złości. To tak jakbym patrzył na szczeniaka próbującego obronić swojego właściciela. – Prychnęłam pod nosem.

   – Po pierwsze, jesteś sadystą. Po drugie mam metr sześćdziesiąt cztery. A po trzecie porównywanie mnie do psa jest dość uwłaczające nie sądzisz? – W odpowiedzi po raz kolejny usłyszałam jego wesoły śmiech. I chodź prowadziłam z nim dyskusje, próbując przybrać rolę obrażonej księżniczki na widok dołeczków w jego policzkach nie byłam w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu.

   – Nie do psa tylko do szczeniaka.

   – A to jakiś oddzielny gatunek? – I choć oboje dobrze wiedzieliśmy, że cała ta rozmowa była jedynie żartobliwą debatą prowadzącą do nikąd, to nie zamierzałam przegrać tej bitwy. Choćbym miała rzucać najbardziej abstrakcyjnymi przykładami i argumentami.

   – Nie ale to tak jak bym porównał cię do starego, zbutniałego człowieka zamiast niewinnego i słodkiego dziecka. – Przewróciłam oczami po czym spojrzałam na niego znowu.

   – Niech już ci będzie, ale nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Inaczej będę cię zadręczać przez cały dzień. – I może byłam ciekawska, ale dosłownie wszystko związane z tym człowiekiem mnie interesowało. Tym bardziej jeśli chodzi o prezenty. Zawsze były niepowtarzalne i kreatywne.

   – Nie potrafisz wytrzymać nawet pięciu minut w niepewności co? – Zaśmiałam się na jego słowa, kiedy ten podniósł się z łóżka i chwycił za pudełeczko leżące na komodzie od początku mojej dzisiejszej wizyty.

Jason zajął swoje wcześniejsze miejsce i wystawił ozdobne pudełeczko w moją stronę. Kiedy je chwyciłam poczułam przyjemny zamszowy materiał ocierający się o moje palce. Było stare, kwadratowe i w kolorze ciemnego granatu. W niektórych miejscach, głównie w rogach widziałam delikatne przetarcia.

   – To nie bomba spokojnie. – Usłyszałam jego ciepły śmiech, po czym bez chwili zawahania otworzyłam pudełko.

Złota brożka, przedstawiająca ptaka trzymającego w dziobie niewielki bukiet kwiatów. W ich słupku znajdowały się zielone kamienie, wyglądem przypominały szmaragd choć nie miałam pewności czy aby na pewno są autentyczne. Przejechałam palcem po żłobieniach skrzydeł. Były rozłożone i nadchodziły na siebie, dzięki czemu idealnie uwydatniał się cały profil ptaka.

   – Kosogłos? – Mimo, że wydawało się iż był to zabytek brożka pozostała w nienaruszonym stanie. Cały czas miała swój spektakularny blask i duszę.

ℛℯ𝒹 ℛ𝒾𝒷𝒷ℴ𝓃  ☂︎ 𝒥𝒶𝓈ℴ𝓃 𝒯𝒽ℯ 𝒯ℴ𝓎𝓂𝒶𝓀ℯ𝓇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz