Otis
Ktoś mógłby stwierdzić, że wysoki na dwa metry chłop potrafi wypić hektolitry alkoholu. Otóż nie. W rzeczywistości Otis faktycznie potrafił wlać w siebie naprawdę dużo, ale nawet on miał swój limit. Nie miał pojęcia, kiedy szot w barze na plaży okazał się być cichym zabójcą. Tańczył sobie w najlepsze wśród grupki znajomych, aż tu nagle świat zaczął wirować bardziej, niż powinien. Jakby tego było mało, dał się namówić na jeszcze jednego, tak na odchodne i kurwa... Kurwa, jaki to był błąd. No kaplica. W dodatku uparł się, że do domu wróci pieszo i nie chciał słuchać, że ktokolwiek zamówi mu ubera albo chociaż pozwoli na odprowadzenie do centrum. Nie. Nie i chuj. Głupi był i uparty jak osioł.
Chodnik stał się nienaturalnie miękki, ale to do tego stopnia, że Goldsworthy miał ochotę ułożyć się na nim z jakimś kamieniem pod głową, imitującym wygodną poduszkę. Coś jednak kazało mu iść dalej, więc przebierał nogami, co jakiś czas potykając się o nierówności i o własne stopy. Raz nawet zderzył się ze znakiem drogowym i będąc pewien, że na kogoś wpadł, grzecznie przeprosił i ruszył w dalszą podróż, która zapowiadała się na wyprawę życia.
Dotarł w końcu do parku i rozejrzał się dookoła. Szczerze powiedziawszy, nie miał pojęcia, gdzie się znajdował i jaki dalszy kierunek następnie obrać, dlatego niezręcznie wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i opadł bezwładnie na ławkę. Przypominał taką figurkę psa, którą ludzie wożą na przedniej tapicerce w samochodzie i której głowa bezwładnie ruszała się zawieszona na sprężynce.
Niewiele myśląc, a czasem jednak wypadało, wyciągnął telefon i wybrał numer z ostatnio wybieranych. Bo ostatnio, pomijając rodziców i siostry, rozmawiał tylko z jedną osobą, którą była Jo. Ta sama Jo, która rzuciła mu niemożliwe do spełnienia wyzwanie.
— I tutaj sprawy się nieco komplikują, moja droga — rozejrzał się uważnie dookoła, żeby upewnić się, czy aby na pewno ktoś nie urządził sobie alejkami nocnego spaceru.
— Niby dlaczego?
— Bo nikogo nie widzę. Naprawdę! Normalnie przysięgam z ręką na sercu — nawet docisnął sobie dłoń do klatki piersiowej, gdzie znajdował się centralny narząd układu krwionośnego, jednak Jo i tak nie mogła tego zobaczyć. A szkoda. — Ale poczekaj, przejdę się kawałek. Żeby nie było, że ściemniam i nie chcę się wywiązać z zadania. Bo chcę! Jestem zajebisty w podrywach na żałosne teksty.
To akurat prawda. Nic dziwnego, Otis był beznadziejny w jakichkolwiek flirtach, więc tylko te najgorsze wychodziły mu najlepiej. Mimo to ruszył w poszukiwaniu potencjalnych ofiar swoich żałosnych podrywów.
Cholera, a może powinni wymyślić jakieś hasło, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś go zaatakował, a w parku zrobiłoby się niebezpiecznie? Tylko na ten moment przychodziły mu na myśl same głupie rzeczy, jak na przykład fretka, kombinerki, wykałaczka czy zupa pomidorowa. I chyba głupio byłoby, gdyby faktycznie ktoś go dusił, a on wydzierałby się wniebogłosy (albo i nie, bo ciężko krzyczeć z cudzymi palcami zaciśniętymi na szyi): POMIDOROWA, ZUPA POMIDOROWA! Pojebane trochę. Ale kto wie, może tym sposobem przynajmniej wywołałby u napastnika głód, a ten zrezygnowałby z chęci mordu i skoczyłby do baru mlecznego na szybkie, pierwsze danie?
Ku uciesze, dostrzegł na zamkniętym placu zabaw grupkę jakichś młodych dziewczyn. Mogły mieć na oko tak po maksymalnie dwadzieścia lat, nie więcej, ale wyzwanie to wyzwanie.
— Halo, jesteś tam? — chyba Jo zaczynała się niecierpliwić. Albo martwiła się o niego, co swoją drogą było bardzo urocze.
— Tak, momento — odsunął nieco komórkę od ucha i pomachał w kierunku jednej z dziewczyn. — Ej, ej! Twój tata chyba był złodziejem, bo ukradł wszystkie gwiazdy i umieścił je w twoich oczach! — zawołał, a w powietrzu uniósł się donośny śmiech koleżanek tejże panienki. — Cholera, chyba nie zadziałało. Naprawdę nie rozumiem dlaczego — udał wielce smutnego i odszedł na bezpieczną odległość, żeby przypadkiem małolaty nie wezwały policji. Jeszcze tego by mu brakowało. No i laska nie poleciała na jego tekst, więc nici z dodatkowych punktów.
CZYTASZ
(nie)właściwy numer.
РомантикаOn jest listonoszem, ale ściemnia, że tworzy aplikacje komputerowe. Ona wychowała się w sierocińcu, jednak woli udawać, że ma wspierającą rodzinę. Poznali się całkiem przypadkiem. Wystarczył błędnie wystukany numer, żeby poczuli przywiązanie i więź...