Rozdział 13

50 6 3
                                    


Otis

Każdego dnia lubił ją tak samo, tak samo intensywnie i z taką samą częstotliwością. Nigdy mniej, a nawet codziennie coraz bardziej i bardziej. Dziwne to było uczucie, lubić kogoś do tego stopnia, że nie wyobrażasz sobie bez niego kolejnych poranków i wieczorów. A co dziwniejsze, spędzać wspólny czas na odległość, nigdy przedtem nie widząc się na oczy. Ale kosmosem staje się dopiero fakt, że i tak dalej macie ochotę ze sobą pisać i nie możecie doczekać się kolejnej rozmowy telefonicznej.

Otis wybierał numer Jo i zaczynał konwersację tak naturalnie, jakby po to się urodził. Dosłownie jakby nic innego w życiu nie robił, a jego profesja opierała się właśnie na takim bezustannym telefonowaniu do dziewczyny, którą poznał całkiem przypadkiem. Ale każdy przypadek zawierał trochę przeznaczenia i takiego małego tak miało być. Dokładnie tak, jak zawsze jest trochę prawdy w każdym żartowałem, trochę wiedzy w każdym nie wiem, trochę emocji w każdym nic mnie to nie obchodzi i trochę bólu w każdym u mnie w porządku. I dużo słońca w każdym tęsknię.

— Co? Już masz żarcie? Ja jeszcze nie mam — posmutniał momentalnie, czekając aż Jo wróci do telefonu. Ale nie doczekał się na nią, bo po chwili po domu rozległ się dźwięk dzwonka, więc Otis zostawił na chwilę swoją komórkę i popędził do drzwi, uderzając po drodze piszczelem o kant stolika stojącego w salonie, co wiązało się z donośnym przekleństwem. Na szczęście w całości udało mu się odebrać zamówienie i mógł wrócić do swojego pokoju. — Dobra, kłamałem, jednak mam — żeby oszukiwał tylko w takich kwestiach, to byłoby dobrze.

— No taki właśnie z ciebie KŁAMCA — skwitowała bezpardonowo. — Ciekawe w ilu sprawach jeszcze tak naściemniałeś.

— Ta, już od razu naściemniałem. Ale przyznaj, że całkiem zajebisty ten burger. Fajne mięso, takie soczyste. Smakuje ci?

— Tak, jest w pytkę! W skali od jeden do JoJo, zdecydowanie mocne osiem.

— Ej, wysoko! A jak już tak spuszczamy się nad jedzeniem, to mam pytanie za sto punktów — nawet nie zauważył, że ketchup z frytki spadł mu na koszulkę od pracowniczego uniformu, ale kto by się tym przejmował?

— No dawaj — ton miała zniecierpliwiony, jakby miała pretensje, że zamiast mówić wprost, to zwleka z pytaniem.

— Jaka jest twoja ulubiona potrawa, bez której nie wyobrażasz sobie życia? — nie oszukujmy się, każdy miał jakieś ulubione danie. Albo przynajmniej znaczna część ludzi, z którymi Otis obcował. Bo nawet jak lubiło się wszystko, to było jedno takie coś, za którą człowiek dałby się pokroić.

— Muszę wybrać tylko jedno danie? — jęknęła mocno zawiedziona i Otis wcale nie dziwił się jej reakcji. — Sama nie wiem. Chyba pizza? Tak, myślę, że Pizza. Niezależnie jaka, niezależnie od tego co na niej jest i jak grube ma ciasto - pizza jest najlepszym przyjacielem człowieka.

— Pizza brzmi jak taka potrawa, którą można byłoby jeść do końca życia, ale nic nie może równać się z pieczonym indykiem przygotowanym przez moją mamę. Do tego obowiązkowo domowe łódeczki z ziemniaków w ziołach i kolba kukurydzy. Najlepsze żarcie na świecie — podsumował i mimo że aktualnie wciągał burgera, to na samą myśl o indyku ślinka pociekła mu kącikiem ust.

Uniósł wysoko brwi, czego Jo nie mogła widzieć, ale jej pytanie jakoś tak trochę zbiło go z tropu. Związki nie były jego ulubionym tematem i niezbyt było o czym tutaj opowiadać.

— Oj dobra, Otis — cmoknęła, bo chyba miała dość jego smęcenia. — Skoro tak tutaj aktualnie RANDKUJEMY, to powiedz mi — przedłużyła ostatnie słowa, a on w międzyczasie poprawił sobie słuchawkę w uchu. — Co jest dla ciebie najważniejsze w związku? — wyrzuciła naturalnym tonem, jakby właśnie informowała go o pogodzie na dzisiejszy wieczór. Już niejednokrotnie przekonał się, że Jo nie miała problemu z zadawaniem bezpośrednich pytań, tych bardziej lub mniej wygodnych. Była dość bezpośrednia.

(nie)właściwy numer.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz