Otis
Śniłby w najlepsze, gdyby nie to, że strasznie, ale to strasznie chciało mu się siku. I chyba byłoby lepiej, gdyby posikał się w bokserki, bo wtedy przynajmniej nie musiałby stawić czoła koszmarowi na jawie. Ale nie, jak zwykle musiał przebrnąć przez ten sam schemat - w plecki wygodnie, w nóżki cieplutko, a pęcherz zawsze, ale to zawsze musiał odezwać się ze swoim ELO, MOŻE SPACEREK?
W życiu nie przypuszczałby, że Jolene z Rudd's to jego Jo. No w życiu. Normalnie mógłby dać sobie obciąć... Paznokcie, że to dwie inne osoby. Bo Jo, z którą codziennie pisał i rozmawiał przez telefon, była miła i zabawna, a ta tutaj działała na niego jak płachta na byka. Miała w sobie coś tak irytującego, co doprowadzało go do szewskiej pasji, a Otis na ogół był spokojny i ciężko wyprowadzić go z równowagi ot tak. Najwyraźniej Jolene potrafiła zrobić to perfekcyjnie, a wystarczyła do tego dosłownie krótka chwila.
Ale nie spodziewał się również spotkać Jolene z Rudd's we własnym domu i to w swojej łazience. No cóż, najwyraźniej straciłby wszystkie paznokcie.
Wariatka, pomyślał, kiedy dziewczyna udała się w głąb korytarza. Dlaczego wszechświat nie miał dla niej litości i sprawiał, że Goldsworthy przyciągał takich dziwnych ludzi? Wprawdzie pierwszy raz napotkał na swej drodze kogoś TAKIEGO, ale musiał sobie czymś na to zasłużyć. Czy to przez to, że czasem zapominał opuścić deskę od kibla? Czy to młodsza siostra karała go w taki sposób? Swoją drogą, niezłych znajomych sobie wybierała. Takich niezbyt normalnych.
W spokoju dopił swoje zioła z nadzieją, że te pozwolą złapać mu jeszcze trochę snu. Nie liczył na zbyt wiele, wystarczyłby dwie godziny. I tak już wiedział, że ta noc była stracona, a dzień w pracy będzie paskudny. Tylko i tak nie pozostało mu nic innego, jak udać się do swojego pokoju, do którego wpełznął nie zapalając światła i od razu jebnął się na wygodne wyrko. Tylko coś mu tutaj nie pasowało, bo KTOŚ SPAŁ W JEGO ŁÓŻECZKU! Jak w tej bajce o Złotowłosej i trzech niedźwiadkach.
- No bez jaj - odsunął się od zawiniętej w kołdrę postaci. - Co ty tutaj robisz?! Idź stąd! - i nie czekając na reakcję, wyciągnął obie ręce i mocno odepchnął do siebie burrito. I to taką siłą, że zawiniątko z hukiem wylądowało na podłodze.
Po pokoju rozległo się jedno wielkie ŁUP, a Otis przetoczył się na łóżku i zawisł na nim, spoglądając leżącą na ziemi blondynkę. Trochę z satysfakcją, a trochę chciał się upewnić czy była w jednym kawałku. Wychodził z założenia, że po pijaku to człowiek był niezniszczalny i giętki jak człowiek - guma. I na pewno Jolene z Rudd's zrobiłaby sobie większą krzywdę, gdyby była trzeźwa jak gwizdek. Zresztą kołdra dodatkowo zamortyzowała upadek, a złego diabli nie biorą.
W pierwszej chwili myślał, że ją zabił, bo leżała taka sztywna i zastanawiał się czy nie obudzić siostry, żeby nie zaangażować jej w ukrycie zwłok. Trochę przypał, bo Jolene to jej koleżanka, ale Peach była pierwszą osobą, do której zwróciłby się w tak patowej sytuacji. I pierwszą, do której zadzwoniłby w środku nocy, gdyby wylądował w więzieniu w Meksyku. Zawsze mógł liczyć na rodzinę, chociaż nie był pewien, że siostry stanęłyby za nim, jeśli faktycznie dokonałby nieumyślnego mordu. Nie wiedział tego, przecież do tej pory jeszcze nikogo nie zabił.
— Co jest, kurwa? — syknęła nagle w odpowiedzi blondynka, opluwając sobie brodę. — Odkupujesz mi tortille, ty pierdolony, śmierdzący ogrze! — ryknęła mu prosto w twarz, łapiąc pierwszy lepszą rzecz, jaka nawinęła jej się pod rękę i cisnęła nim w wyimaginowanego potwora. — A masz! — Otis nie zdołał uchylić się przed (najprawdopodobniej) brudnymi majciochami, które trafiły go prosto w głowę, a potem od tej pustej głowy odbiła się jeszcze pustsza butelka po wodzie, która odbiła się od czoła chłopaka niczym piłeczka pingponowa. Puk puk, ho hop i plastikowe opakowanie wylądowało gdzieś z drugiej strony łóżka.

CZYTASZ
(nie)właściwy numer.
RomanceOn jest listonoszem, ale ściemnia, że tworzy aplikacje komputerowe. Ona wychowała się w sierocińcu, jednak woli udawać, że ma wspierającą rodzinę. Poznali się całkiem przypadkiem. Wystarczył błędnie wystukany numer, żeby poczuli przywiązanie i więź...