Rozdział 6

81 13 5
                                    

Jo

Dzisiejszy dzień był dla Jo prawdziwą odskocznią od rzeczywistości. Nie dość, że dostała wolne w robocie, to jeszcze zdołała rozłożyć się w salonie ze sztalugą i wielkim setem akryli. Ostatnio tak mało czasu miała na rozwijanie pasji i oczyszczenie głowy. A było co oczyszczać, serio. Wieczne problemy w Rudd's z szefostwem, cięciem kosztów i brakującym hajsem w kasie, który - o dziwo - to nie ona podjebała. Dlatego cieszyła się jak małe dziecko, kiedy w końcu mogła rozstawić się po całości z czymś, co lubi i ubabrać po łokcie kolorowymi farbkami.

Muzyka dudniła w najlepsze, otulając jej uszy (i zapewne wszystkich sąsiadów w promilu kilku mil) słodkimi brzmieniami Green Day. To był jej dzień. Najlepszy dzień. Miała cudowny humor i kurwa nic nie było w stanie wyprowadzić ją z tego istnie promiennego nastroju.

Pędzle walały się wszędzie - na podłodze, taborecie, w kieszeni jej czarnych dresów, a nawet na kanapie, co na dobrą sprawę nie było już takie cool, bo jak tylko Tessa wróci na chatę i zastanie swoje ulubione miejsce do przesiadywania upierdolone czerwonymi plamami, może się rozgniewać. I to nawet bardzo.

King zgramoliła się więc do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś dobrego, silnego detergentu, którym to spierze, w międzyczasie dostrzegając, że ktoś kręci się przy głównych drzwiach. Tess? Nie, niemożliwe. Współlokatorka nie powinna wrócić aż do późnego wieczora. Ściągnęła nieznacznie brwi, popadając na moment w głębokie zamyślenie. No a co, jak to jakiś kurwa włamywacz? Teraz przecież tyle się słyszy o tych wszystkich przestępcach grasujących w lasach.

Nie myśląc już ani chwili dłużej, otworzyła szafkę i złapała za pierwszy lepszy nóż, jaki wpadł jej w rękę. Oczywiście nie miała zamiaru nikogo nim dźgać, jednak wiadomo - bezpieczeństwo przede wszystkim. Zwłaszcza własne!

Na palcach i bardzo ostrożnie podeszła do drzwi, a wydobywające się zza nich dźwięki tylko świadczyły o tym, że ktoś ewidentnie grzebał blisko zamku i próbował dostać się do środka. Odczekała moment, po czym z impetem nacisnęła na klamkę, unosząc nóż do samej twarzy.

— Co jest, do cholery? — zamiast wielkiego złoczyńcy przed jej twarzą wyrósł nie kto inny jak wysoki typek ze sklepu. Ten sam typek, co rozbił słoik masła orzechowego i bezczelnie zapierdolił ten ostatni, skitrany gdzieś pomiędzy innymi produktami. Ten sam typek, przez którego jeszcze tydzień temu przechodziła najgorszy dzień pod jebanym słońcem. Ten sam typek stał właśnie przed jej drzwiami, we własnej osobie, na dodatek w całym upierdolonym uniformie listonosza. Pracował tu w okolicy? — Życie ci niemiłe, że tak się skradasz ludziom pod domy? — niekontrolowanie machnęła w powietrzu dłonią, w której trzymała nóż, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak dwuznacznie mogła właśnie wyglądać. A jakby tego było mało, czerwona farba od góry do dołu zdobiła jej ubranie. Normalnie morderca jak się patrzy. I pomyśleć, że to jego posądzała o chęć popełnienia zbrodni. 

Już miała zapytać co tu robił, już miała podziękować za paczki i zamknąć drzwi przed jego wrednym nosem, by nie musieć go oglądać i psuć sobie przypadkiem humoru, jednak gdy tylko zobaczyła rzuconą na podłogę stertę listów UPIERDOLONYCH błotem zrozumiała, że było już za późno. Jej humor już się elegancko spierdolił.

— Ale moment, halo, halo — zatrzymała go w pół kroku, kiedy już chciał odejść. — CO TO KURWA MA BYĆ? Jaja sobie robisz?

— Jak to co? Twoja korespondencja — powiedział tonem, jakby to była oczywista rzecz na świecie. — Trochę się pobrudziły, ale ty też do najczystszych nie należysz.

Opuszkami palców uniosła brudne koperty, obserwując, jak krople ciemnego błota spadają prosto na podłogę tuż przy jej butach. No chyba nie sądził, że przyjmie od niego takie brudne, zniszczone papieruchy? Uniosła wzrok, spojrzała głęboko w jego jasne oczy i nagle ją oświeciło.

(nie)właściwy numer.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz