Otis
Nie znosił takich zbiegów okoliczności. Nie było w nich nic miłego. Zupełnie jakby los stroił sobie z niego żarty. Cały ten dzień był jedynym, bardzo nieśmiesznym żartem. Dlatego Otis chciał jak najszybciej zabrał swoje klamoty, wsiąść na skuter i odjechać w pizdu. Tylko nie było mu dane, bo dziewczyn oznajmiła wszem i wobec, że jednak chciałaby dostać swoje listy.
To zdecydowanie nie był jego dzień. Od rana wszystko szło tak bardzo nie tak, że Otis miał ochotę palnąć sobie w łeb. Najpierw zaspał do pracy i gdyby nie powiadomienia na telefonie od Jo, pewnie spałby do tej pory, a kiedy stawił się w pracy okazało się, że ma do rozwiezienia pierdyliar listów i paczek. Co ci ludzie, do reszty pogłupieli? Jeszcze jak wskakiwał na skuter firmowy, to pękał ma torba i większość przesyłek wylądowało na ziemi. Ewidentnie wisiało nad nim jakieś obrzydliwe fatum, które nie pozwalało cieszyć się zbliżającym weekendem.
Z początku myślał, że chociaż przypadający mu rejon wynagrodzi te nieszczęścia, ale nic bardziej mylnego - już po wjeździe zakopał się i prawie wylądował twarzą w błocie. Skończyło się brudnym uniformem i umorusanymi rękami. Nosz kurwa. Kwintesencją tego poranka byłoby pogryzienie przez jakiegoś wściekłego psa. Ale pies to nic, bo czekało go coś bardziej przerażającego - bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Jolene z Rudd's z i szarpanina o głupią korespondencję, którą dziewczyna z początku pogardziła, w wyniku której Otis prawie stracił rękę.
Prawie, bo wyolbrzymiał zanadto i robił z siebie ofiarę losu. Rana nie bolała, nie była duża, a samej krwi też było niewiele - mała stróżka ściekała z nadgarstka, skapując na ziemię i wsiąkała w jasny piasek. Mimo to, jego głowę przepełnił rodzaj nieznanego do do tej pory strachu i trochę bał się, że umrze, chociaż bardzo chciał żyć. Czy będzie dla niego następne Boże Narodzenie i czy Jo, którą przypadkowo poznał przez telefon, będzie o nim pamiętać? Myślał o niej w tej sytuacji bez wyjścia. Że bardzo ją lubił. Myślał też o mamie i tacie. O siostrach, które bardzo kochał.
Pogrążony w tym swoim smutku, przypisując coraz bardziej czarne scenariusze do własnego losu, podniósł zdziwione oczy na dziewczynę i zamrugał kilkakrotnie.
STOP. Czy Jolene właśnie zaoferowała mu pomoc? Wszystko na to wskazywało. Początkowo zawahał się i pokręcił głową. Nie. Nie było nawet mowy, nigdzie z nią nie pójdzie. Już raz próbowała wykonać na nim zamach, na szczęście nieudany i drugi raz nie da się na to nabrać. Na bank miała coś w zanadrzu i pewnie, jak tylko przekroczy próg jej chatki, dla odmiany wbije mu ostrze noża prosto w serce.
— No już idę, moment — niechętnie stanął na nogi i chwyciwszy torbę za pasek, wspiął się na ganek i wszedł do środka. A tam rozejrzał się uważnie, czy aby nie czyha na niego jakieś niebezpieczeństwo. Dopiero, kiedy upewnił się, że w pobliżu nie znajdowały się żadne ostre narzędzia (choć równie dobrze Jolene z Rudd's mogła zatłuc go zwykłą lampką), podążył za dziewczyną do kuchni. — Sam mógłbym się opatrzyć — dodał i to nie tak, że nie chciał jej fatygować, po prostu chciał owinąć nadgarstek jakimś bandażem i jak najszybciej spierdalać. Poza tym listy same się nie dostarczą, nie?
— Naprawdę uważasz, że chciałam cię zabić? — dziewczyna prychnęła głośno, kręcąc głową z rozbawieniem. Tylko Otisowi jakoś nie było do śmiechu. — Uwierz mi, gdybym chciała to zrobić, znalazłabym o wiele bardziej kreatywny sposób — obróciła w dłoniach wielki nóż, który aktualnie w oczach Otisa robił za narzędzie zbrodni. — Co to za próba zabójstwa, która kończy się na niewielkim przecięciu? Nawet w tych najgorszych horrorach nie ma aż tak nieudanych podejść.
— Już nie zgrywaj takiej najmądrzejszej — mruknął, zajmując miejsce na stołku w kuchni, bo właśnie tam gestem ręki skierowała go Jolene, która sama zniknęła w głębi korytarza. — I serio, ale sam mogę to...
CZYTASZ
(nie)właściwy numer.
RomansaOn jest listonoszem, ale ściemnia, że tworzy aplikacje komputerowe. Ona wychowała się w sierocińcu, jednak woli udawać, że ma wspierającą rodzinę. Poznali się całkiem przypadkiem. Wystarczył błędnie wystukany numer, żeby poczuli przywiązanie i więź...