Wędrowałem na zachód już około tygodnia. Cały czas poruszałem się głównym szlakiem. Czasami jakiś dobrodziej, jadący wozem z sianem, podwiózł mnie odrobinę, a nawet poczęstował kawałkiem chleba. Żywiłem się owocami z przydrożnych sadów, w końcu panowała już jesień, a w tym roku owoce obrodziły w obfitości. Jadłem także leśne owoce, a raz nawet udało mi się upolować zająca i to poprzez sam rzut kamieniem. Upiekłem go na ognisku, podczas jednego z moich postojów. Ogień wznieciłem za pomocą mojego krzesiwa. To właśnie podczas wzniecania ognia byłem naprawdę wdzięczny za wszystko co Maria dla mnie zrobiła. Dzieci ulicy musiały sobie często radzić same, dlatego wiele rzeczy umiały organizować praktycznie z niczego, ja miałem takie szczęście, że miałem matkę Marię i przyjaciół. Skóra zająca zastąpiła moje stare onuce. Najtrudniej było poradzić sobie jednak z zimnem i chłodem nocy. W tym wypadku uratowała mnie pewna dobra staruszka, która mieszkała wiosce, nieopodal drogi. Pomogłem, jej, nieść ciężkie wiadra, którymi czerpała wodę, ze strumienia, a ta w zamian podarowała mi koc, który od tej pory nosiłem niczym pelerynę. Do tego właśnie doszło. Chodziłem ubrany w łachmany i spałem pod chmurką, podczas gdy dawniej zażywałem luksusów i spałem na najwygodniejszych materacach. Mimo wszystko takie podróżowanie było całkiem ciekawą przygodą, niestety byłem wciąż zatroskany o moją matkę. Musiałem jak najlepiej wykonać swoją część zadania, by Tharn, jak najlepiej wykonał swoją.
Teren, po którym kroczyłem, zaczynał powoli falować, a okolicę zaczęły wypełniać liczne wzgórza i lasy, tak bardzo inne od wszechobecnych pól rozciągających się na nizinach wkoło stolicy. W którymś z kolejnych dni wędrówki, zszedłem z głównego traktu z racji, iż ten odbijał na południe, a ja obrałem, znacznie węższą i mniej uczęszczaną, drogę. Zawsze kierowałem się tak, by przede mną wznosiły się masyw Starych Gór. Te z kolei każdego dnia zdawały się rosnąć i rosnąć.
Droga stawał się coraz bardziej kamienista i pochyła, a temperatura również zaczynała coraz mocniej spadać, co szczególnie odczuwałem w nocy, mimo wszystko nieustannie kroczyłem na przód. W trakcie drogi szczęśliwie ni natknąłem się na żadne groźne potwory, a jedynie na jakieś płotki. Nie mogę jednak ukryć przerażenia, gdy poraz pierwszy na moją drogę wyskoczył z krzaków goblin.
Zielony niski stwór charczał coś pod nosem i uderzał maczugą w ziemię. Jego potęga wynosiła 45. Wychodziło więc na to, że nie jest to jakiś wyborny przeciwnik. Byłem już pewny, że potęgę potworów również mogę zobaczyć w liczbach. Odetchnąłem głęboko, pozbywając się powoli stresu i dzierżąc w dłoniach drewnianą pałkę, ruszyłem na potwora. Bestia fiknęła kilka koziołków do przodu i skoczyła na mnie, niczym żaba, drąc się wniebogłosy, skrzeczącym głosem. Wykonałem solidny zamach i trzasnąłem goblina z taką siłą, ze ten poleciał w bok, uderzając o drzewo. Wił się jeszcze przez chwilę po ziemi, ale kolejne dwa uderzenia pozbawiły go życia. Liczba nad jego głową zniknęła, musiało to więc oznaczać, że każdy kto umrze traci swą potęgę. Była to bardzo cenna lekcja, nikt nie nabierze mnie na sztuczkę, z udawaniem zmarłego.
Podczas późniejszej drogi napatoczyło się jeszcze kilka goblinów. Gdzieniegdzie pałętały się nawet olbrzymie szczury. Gryzonie przypomniały mi przygodę, jaką przeżyliśmy w miejskich kanałach dobrych parę lat temu. Spotkałem też niesprecyzowanego przeciwnika, który wyglądał jak sporej wielkości modliszka. Dziwnym było uczuciem, pierwszy raz na własne oczy ujrzeć potwory i walczyć z nimi, niczym jakiś poszukiwacz przygód. Oczywiście poza szczurami przyznam, że początkowo mocno się obawiałem, że w tych górach mogą czekać na mnie groźniejsze potwory, jednak, liczby jakie unosiły się nad głowami, tych które spotkałem, nie wynosiły więcej niż 50, co mocno mnie uspokoiło. Wcześniej używałem drewnianej pałki, jednak ku mojemu szczęściu, pewnego dnia w przydrożnym rowie odnalazłem, krótki rdzawy i wyszczerbiony miecz. Nie była to broń pierwszej klasy, jednak na pewno była bardziej skuteczna niż kawałek drewna.
CZYTASZ
Życie po katastrofie? To niesprawiedliwe! Tom I UKOŃCZONO
Fantasy!!![NOWA OKŁADKA]!!! Thomas to bogaty, inteligentny i ambitny młody-dorosły, kończący prestiżową narodową akademię. Jego przyszłość maluje się w spokojnych, sielankowych, złoto-srebrnych barwach, których nikt nie ma prawa mu wymazać. Ale cóż to?! U...