V

4 1 0
                                    

- Sto czterdzieści dwa! Sto czterdzieści trzy! – Wyliczał kolejne powtórzenia brat Instruktor.

Kiedy pierwszy raz kazał nam robić brzuszki, już po trzydziestu myślałem, że eksploduje mi brzuch, a teraz pomimo, tak wysokiej ilości powtórzeń, spokojnie daję sobie radę. Każdy sobie dawał. Nawet Illeiard, pomimo, że niezbyt krzepki, urósł na sile, względem samego początku. Mogłem na bieżąco obserwować wzrost siły innych rekrutów, dzięki mojemu oku. Podzieliłem się tą umiejętnością, około dwa miesiące po przybyciu do twierdzy. Oddechy sprawdzali to na wszelkie sposoby, ale w końcu doszli do tego, że nie wciskam im kitu. Theo z kolei okazał się skrywać w sobie, jakieś nieopisane pokłady mocy. Uwalnia ją gdy zdejmuje ten swój cudaczny wisior. Użył tej umiejętności raz, podczas sparingowej walki Aletaanem, widziałem na własne oko, jak z dwustu czterdziestu, poziom jego mocy wzrósł do pięciuset sześćdziesięciu. Otoczyła go fala białej energii i zasypał tego osiłka, takim gradem szybkich i intensywnych ciosów , że prawie go trafił. Prawie, bo Aletaan przyłożył mu z drewnianego topora, z taką siłą, że Theo odleciał na dobre pięć metrów w tył. Potem moc struchlała, a Theo prawie nie zszedł nam z wyczerpania. Aletaan był chyba nie do pokonania w walce, przez cały okres szkolenia jego liczba wzrosła do 633. Nigdy nie widziałem też, by się męczył. Musiałem przyznać, że był z nas najsilniejszy, ale był bucem jakich mało, wkurzał mnie niemiłosiernie, z resztą chyba nie tylko ja myślałem podobnie. Pamiętam jak dziś, kiedyś podczas wspólnej wieczornej posiadówki, w baraku, na której byliśmy ja, Theo, Tamara i Eliah, sobie wszystko na jego temat, obgadaliśmy.

- Gdyby nie był taki silny, to bym mu przyłożył. – Stwierdził pewnie Theo.

Zarówno ja, jak i brunet, pokiwaliśmy twierdząco głową. Zgadzając się z wypowiedzią białowłosego w stu procentach, a trzeba było zaznaczyć, że nie często Theo powiedział coś mądrego.

- Patrzcie, jestem dowalony i silny, pokonam wszystkie bestie, jak tylko puszczą mnie w teren! – Przedrzeźniła głos osiłka, Tamara.

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, bo śmiać było się z czego, gdy żyło się pod jednym dachem z kimś takim jak Aletaan.

- Do tej pory mam bliznę na udzie, jak zepchnął mnie z toru przeszkód. – Stwierdził Eliah – Przechodzę go w skupieniu, tu stawiam krok, tu unikam jakichś drewnianych pachołków, a musicie wiedzieć, że bardzo mi się nie chciało. – Tu miał rację, Eliahowi zazwyczaj się nie chciało. – I nagle jak ten ogr się we mnie wpakował, to tylko zobaczyłem kamienie, na ziemi. – Zrobił zniesmaczoną minę, po czym pomasował prawe udo. – No i poczułem też te kamienie. A ten biegł sobie dalej jakby trzcinę minął, a nie żywą osobę.

- Albo jak sapie na modlitwach. – Zaczęła kolejny wątek Tamara. – Hppfff! Hppff! – Ponownie, zaczęła go przedrzeźniać.

- Hpfff! Hppff! – Również podchwyciłem żart.

- Hppfff! Hppff! – Już po chwili cała czwórka, wtórowała sobie spaniem, starając się przy tym robić jak najbardziej groźną minę i jak najbardziej napiąć barki.

Wybuchliśmy ponownie gromkim śmiechem. Śmialiśmy się tak chyba dobrą minutę, nie mogąc złapać oddechu. Najgorzej miał Theo, bo kiedy już raz wpadł w gorączkę śmiechu, trudno mu było się powstrzymać, za co często karcił go brat instruktor.

- Co jest takie śmieszne? – Usłyszeliśmy mocny tubalny, nieco zachrypnięty głos. Wszyscy ucichliśmy w jednym momencie, a nasze czoła oblał zimny pot. Przełknąłem ślinę i razem z innymi spojrzeliśmy w stronę wejścia do baraku. Stał tam Aletaan, zasłaniając prawie całą futrynę. Jego oczy niezmiennie, tak jak zawsze, wpatrywały się w nas z nienawiścią, a blizna na twarzy jeszcze potęgował grozę jaka od niego biła.

Życie po katastrofie? To niesprawiedliwe! Tom I UKOŃCZONOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz