XV

3 0 0
                                    

Zbliżyliśmy się w stronę zejścia na dół by podsłuchać co działo się na parterze. Gospodyni otworzyła drzwi, które zaskrzypiały lekko.

- O witam szanowna Marianno, dawno cię nie widziałam, gdzież się podziewałaś? – Zapytała karczmarka.

- Ach witaj, witaj, moja droga. Musiałam załatwić pewne... Em... Sprawy – Zabrzmiał nieznany nam kobiecy głos. – Mogę na chwilę wejść, porozmawiamy nieco.

- Właśnie miałam zamykać, ale dla dobrej znajomej, zawsze znajdę czas, śmiało wejdź na chwilkę.

Usłyszeliśmy kroki, oraz trzask zamykanych drzwi. A potem, ciche jęczenie.

- Dobrze, że mnie wpuściłaś. – Głos kobiety się zmienił. – Dzięki za posiłek! – Wykrzyczała.

Będąc najbliżej zejścia na dół, nie korzystając nawet z drabiny, zeskoczyłem na deski, tak iż te zaskrzypiały. Owa Marianna, z rozdziawionymi ustami zbliżała się do gardła karczmarki, trzymając ją swoimi szponiastymi dłońmi. Gospodyni była tak zmrożona strachem, że nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Liczba wampira wynosiła 379.

- Nie pozwolę ci! – Wykrzyczałem, a wampir puścił kobietę rzucając ją na ziemię. – Technika Żaru! Skwar! – Powietrze wokół ostrza mojego miecza zaczęło falować od gorąca, powoli przechodząc na moje ręce.

Ruszyłem na wampira, zdając opadające cięcie. Kobieta zasłoniła się swoimi szponami, które w momencie urosły do długości około trzydziestu centymetrów, jednak moc uderzenia rzuciła nią o drzwi, tak iż te rozleciały się w drzazgi, a wampir wyleciał na zewnątrz, tocząc się po śniegu.

Zaraz za mną, na dół, zeskoczyła reszta kompanów.

- Nic ci nie jest? – Oddech Wiosny kucnął przy kobiecie, sprawdzając czy wampir nic jej nie zrobił.

- Chciała mnie pożreć! – Zaczęła panikować gospodyni, do której dotarło co tu się dzieje.

- Posłuchaj, zwołaj ludzi. Niech chwytają za broń jaką mają pod ręką i pochodnie. W waszej wiosce są wampiry. Nie dajcie się zabić cokolwiek by się nie działo, ostatecznie uciekajcie, jednak trzymajcie się w zwartej grupie.

- A więc to prawda, stary Gadon miał rację, a ja mu nie wierzyłam. – Zaszlochała.

- Tak, miał rację, teraz jednak musimy działać, bijcie na alarm, bo właśnie włożyliśmy kołek w trybiki maszyny Keboshina. – Oznajmił mężczyzna.

- Ale kim wy w ogóle jesteście? Czy poszukiwacze przygód mają na tyle siły by walczyć z wampirami?

- Jesteśmy pomocną dłonią Stwórcy. – Zrzucił z ramion futro odsłaniając zielony płaszcz.

- Oddech Wiosny! Ty jesteś... - Zaczęła.

- Bij na alarm, nie mamy czasu! – Powiedział surowo Oddech.

Również zdjąłem futro i wyszedłem na zewnątrz. Wampir powoli zbierał się z posypanej piaskiem, częściowo odśnieżonej, drogi.

- Ty! – Wychrypiał, patrząc na mnie z nienawiścią. – Zapłacisz mi za to! Aaaaaaaaa! – Wydała z siebie przeraźliwy krzyk, tak intensywny, iż musiałem zatkać dłońmi uszy.

Gdy krzyk ustał usłyszałem łomot, jakby stado koni, zbliżało się w naszym kierunku. Zarówno na dachach jak i na drodze, oświeconej światłem księżyca, zaczęły zbierać się kolejne wampiry.

Życie po katastrofie? To niesprawiedliwe! Tom I UKOŃCZONOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz