Rozdział VII.

2.3K 150 7
                                    

Uśmiechnęłam się w strone woźnej wchodząc niechętnie do szkoły, no cóż.. skoro tatuś karze, to trzeba się go słuchać. Ubrałam się dziś na czarno, jakby mi ktoś  umarł. Umarła moja przyjaźń z Ashton'em. Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłam się z nim być, może dlatego, że chciałam udowodnić sobie, że moja miłość do Luke'a- nie istnieje. Ale to było idiotyczne posunięcie.
-Hej!- zaszła mi drogę Becky, nie mam pojęcia co chce, ale już jej słodki głos zwiastuje problemy.
-Co chcesz?- mruknęłam uciekając od niej wzrokiem.
Przygryzła wargę, widocznie starając się aby nie palnąć głupstwa.
-No, bo.. Jejku.. Chciałabym żebyś poszła dzisiaj ze mną na kolacje z moją macochą.- uśmiechnęła się głupio, poprawiając okulary słoneczne, które były jej potrzebne do niewiadomych celów, w końcu od rana słońce jest za chmurami.
-Co? A dlaczego ja?- uniosłam brew z trudem powstrzymując śmiech. Jak zwykle, kiedy powinnam być poważna, chce mi się śmiać.
-Bo jesteś taką no.. kochaną dziewczynką, grzeczną i w ogóle, a ona nienawidzi moich przyjaciółek, zawsze karze mi znaleźć inne.- oznajmiła pewnie, jakby już miała pewność, że się zgodze.
-Okay, ale jeżeli zrobisz coś dla mnie.- uśmiechnęłam się zadowolona z takiej okazji.
-Co?- przymrużyła oczy.
-Luke ma jakiś układ z Carą, a jak wiesz, żadne z nich nie powie mi o co chodzi..- nie dokończyłam, bo Becky uciszyła mnie krótkim gestem ręki.
-Ja wiem o co chodzi, ale najpierw kolacja, później nagroda.- parsknęła głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół.
-To, gdzie i o której?- spytałam się jej, gdy chciała już odejść.
-Będę po ciebie o 8.- machnęła ręką, na pożegnanie.

Poprawiłam kostium na w-f, starając się zakryć jak najbardziej moje pośladki, niepotrzebnych spojrzeń jest już za dużo.
-Dziewczynki, zbiórka!- starała się nas przekrzyczeć nauczycielka, pani Jones. Ustawiłyśmy się niechętnie w dwóch szeragach, czekając na polecenia.
-No, co dziś chcecie robić?- uśmiechnęła się przyjaźnie, spoglądając na zmierzających w naszym kierunku chłopaków wraz z ich panem- Black'iem.
-Może jakieś wyścigi?- zaproponowała największa lizuska- Amy. Pochodzi z włoch, zawsze się tłumaczy tym, że tam wssyscy są mili i rozmowni.
-Świetny pomysł!- klasnął w dłonię nauczyciel naszych klasowych debili.
-No, to kto chce wybierać?- odezwała się po raz kolejny babka.
-Myślę, że Calum i Amy powinni.- wskazał na nich palcem Black.
-Dziewczyny mają pierszeństwo.- oznajmił Hood, ohh.. proszę was, bo zwymiotuje. On nigdy nie był dżentelmenem i nie będzie.
-Sara.- i tak wybierali przez następne kilka minut.
Trafiłam na szczęście do drużyny z Calum'em i Michael'em, a reszta idiotów, dobrze mi znanych poszła do drużyny przeciwnej. Usłyszałam parsknięcie po mojej lewej, więc niechętnie się odwróciłam, czego po części żałowałam. Mam się ścigać z Lukey'em.. Z długonogim kosmitą.
-Równie dobrze, możesz już się poddać.- wyszczerzył zęby, starając się fałszywie uśmiechnąć. Przekręciłam oczami ignorując jego słowa.
Biegi się zaczęły, moja kolej zaraz będzie.. Jak narazie prowadzimy, ale wolę nie wiedzieć co się stanie, kiedy ja wybiegnę.
Po minucie zaczęłam biec, unikając różnych przeszkód przygotowanych przez nauczycieli. W pewnym momencie spojrzałam się na Hemmings'a i straciłam równowagę. Uderzyłam o płotek czując okropny ból. Uderzyłam się w głowę.
Spojrzałam się zdezorientowana na blondyna o niebieskich oczach stojącego nade mną. Miałam łzy w oczach i zdawałam sobie sprawę z tego, że zaraz zemdleje.
-Zaniose ją do pielęgniarki!- oznajmił głośny Lukas, podnosząc moje bezwładne ciało.
Wyszliśmy z sali dosyć szybko. Czułam się bezpiecznie, pierwszy raz w życiu.
-Fajny tatuaż.- mruknął Hemmo, przerywając tak piękną chwilę.
-Jesteś naprawdę śliczna, kiedy nie gadasz.- dodał po chwili zdając sobie sprawę z tego, że zemdleje i mogę tego nie pamiętać.
-Przepraszam..- powiedział, kiedy mi urwał się już film.

Obudziłam się w gabinecie pielęgniarki, nie byłam tu po raz pierwszy, bo chyba po raz setny. Mdleje przynajmniej raz na miesiąc, nie mam pojęcia czemu. Może to poprostu kwestia zmęczenia i dlatego się tym szczególnie nie przejmuje.
-Ile tu już leże?- odezwałam się cicho, byłam zbyt zmęczona.
-Jakieś pięć minut.- posłała mi szczery uśmiech. Postawiłam nogi na podłodze i żwawo wstałam z łóżka, nie zwracając uwagi na to, że nadal kręci mj się w głowie.
-Zawołam tego chłopaka, który cię tu przyniósł, żeby odprowadził cię do domu.- oznajmiła mi. Pamiętałam każde jego słowo, jednak nie mam pojęcia za co mnie przepraszał.
-Nie trzeba.- pokręciłam głową, starając się powstrzymać ją od zawołania Lukey'a.
-Wolę żebyś wróciła cała i zdrowa.- otworzyła drzwi w, których po chwili zjawił się blondyn z moich częstych snów.
-Mógłbyś zaprowadzić ją do domu?- to było raczej stwierdzenie niż pytanie, skierowane w stronę chłopaka.
-Jasne.- spojrzał w moim kierunku, ale ja.. jak to ja, odwróciłam wzrok. Wyszłam z gabinetu i w ciszy przechodziłam przez szkołę czując spojrzenia innych osób na sobie. Oni wiedzą szybciej ode mnie, w kim ja się kocham, kogo nienawidzę czy co mam ochotę zjeść na drugie śniadanie. Czasami się ich boję.
-Lepiej się czujesz?- Hemmings przerwał ciszę, zresztą jak zwykle. Cała czwórka gada 24 godziny na dobę.
-Ta.- mruknęłam przyspieszając kroku.
-Masz naprawdę fajny tatuaż. Co oznaczają litery L i H?- przymrużył oczy, jednocześnie przygryzając dolną wargę na, której ma kolczyka.
-Oh.. L to znaczy Like(lubię), H to Hugs(przytulasy).- opuściłam głowę mając nadzieję, że w to uwierzy. Nie jest taki głupi, za jakiego go ma połowa nauczycieli w tej szkole.
-Oo.. A już myślałem, że to moje inicjały.- uśmiechnął się pod nosem, co wyglądało jakby naprawdę miał taką nadzieję.
-Za dużo myślisz, myślenie nie wychodzi ci na dobre.- mrugnęłam do niego, cicho parskając.
-Wolałem cię kiedy nic nie mówiłaś.- powiedział powodując u mnie ciarki na ciele.
-No wiem, bo przecież jak nic nie mówię to jestem, taka słodka.- zachichotałam mając wrażenie, że..
-OMG! Luke Hemmings się zarumienił! Muszę zrobić zdjęcie, sorry.- zrobiłam zdjęcie, a on nic nie mówił. Nie kłócił się, jak to on.
-Masz naprawdę ładny uśmiech.- spojrzałam na niego. Przygryzł wargę, ale w dalszej części nic nie mówił.
-Już jesteśmy. Dasz radę?- wskazał na zakrwawiony bandaż na mojej głowie.
-Tak. Dziękuje ci.- opuściłam głowę wchodząc do mieszkania. Dzisiaj naprawdę świetnie się bawiłam, chyba pierwszy raz od naprawdę długiego czasu. I to za sprawą mojego arcywroga, zarazem chłopaka w, którym się kocham. Luke'a Hemmings'a.

ΠΠΠΠΠΠΠΠΠ
1000słów. Proszę o komentarze.
Rozdział nie sprawdzany.
MADCZII ×o×o

Maybe (L.H)- zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz