Rozdział 20.

1.5K 127 2
                                    

Jestem coraz bardziej słabsza, nie mogę nawet zerkać na pączki, które całkiem nie dawno wydawało mi się najpyszniejszą rzeczą na świecie. Przynieśli mi je do tego psychicznego (mówię tak dlatego, że nawet ze względu na mój wiek i tak przyklejają mi do ściany naklejki z napisem "dzielny pacjent") pokoju pewnie dlatego, że ktoś wygadał lekarzowi, że uwielbiam pączki. No, bo kto by nie uwielbiał tego tłustego i cholernie kalorycznego jedzenia? Podniosłam się na łokciach, co szło mi strasznie trudno i usiadłam na łóżku, którego też szczerze nienawidziłam. Nienawidziłam wszystkiego i wszystkich, ale to jest tylko mały szczegół. Nawet już ktokolwiek przestał do mnie przychodzić, może ze względu na moje częste ataki, które już nie są takie częste. Usłyszałam dźwięk otwierania się drzwi, więc moją niepodzielną uwagę skierowałam właśnie na nie. W progu stał ten sam niebieskooki blondyn, który jeszcze tak nie dawno mnie zranił. Nawet nie jestem pewna, czy aby to może przez niego przestałam jeść. Mam zaniki pamięci.
-Cześć Mel.- chłopak usiadł przy moim łóżku, delikatnie łapiąc mnie za rękę. Poczułam te cholerne motyle w brzuchu, które swoją drogą znałam aż za dobrze.
-Hej Lucas. Jak chłopaki? Co w ogóle u was? Dawno nie byłeś tutaj, co dziwne, bo podobno ci na mnie zależy. Luke czemu.. ty płaczesz?- lekko zaskoczona patrzyłam na jego spuchnięte oczy. Byłam skołowana. No, bo kto jak kto, ale on nigdy nie płakał, choćby przy mnie.
-Nie potrafię patrzeć jak umierasz.- wypowiedział to drżącymi wargami. Chciałam zacząć płakać, ale nawet na to mój osłabiony organizm mi nie pozwalał.
-Nie umieram. Jeszcze nie.- ścisnęłam jego rękę jak najmocniej potrafiłam tzn. tak delikatnie jak mucha chodzi po skórze człowieka.
-Zjedz coś, dla mnie.- powiedział tym razem, pewnym siebie tonem, takim który już znakomicie znałam, do którego zdążyłam się przyzwyczaić.
-Spróbuję, ale musisz mi to podać, bo nie dan rady wstać.- uśmiechnęłam się do niego słabo, co było raczej grymasem spowodowanym bólem. Każdy ruch kosztował mnie okropnym wysiłkiem. Czułam się jakby dopiero przebiegła ziemię wszerz i wzdłuż. Wzięłam z tacy jakąś kanapkę, nawet nie patrzyłam z czym była, teraz wszystko miało dla mnie ten sam smak. Wzięłam gryza do buzi, nic wielkiego, codziennie mi się to udawało. Gorzej jest z przełknięciem tego. Nie daję rady i wymiotuję. Ale tym razem musi mi się udać. Chce jeszcze mieć dużą rodzinę wraz z Luke'iem. Przełknęłam pożywienie i od razu wzięłam miskę do ręki, czekając na pierwszą falę wymiotów.
-Nie zwróciłaś.- uśmiechnął się uradowany blondyn. Odwzajemniłam uśmiech, bo to było naprawdę coś wielkiego. Tak jakbym została wyleczona z nieuleczalnej choroby. Jeszcze będę żyć.
Dla Luke'a Hemmingsa.
xxxxxx
To jeszcze nie koniec. Ten rozdział mi się bardziej spodobał. Ale jest niesprawdzany, bo piszę na telefonie.
Rozdziały będą krótsze.

Maybe (L.H)- zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz