Rozdział III.

3.2K 185 13
                                    

Na zdjęciu jest Becky.
Kolejny raz budzę się miejąc myśli samobójcze. Nie mam siły ruszyć nawet tyłka, po tym jak mój ojciec mnie uderzył. To działo się wczoraj. Wróciłam z próby chłopaków, wiedząc, że będę mieć przesrane. I tak było. Zaczął mi wypowiadać, że jestem taka jak moja matka. Zastanawiam się czasem, dlaczego nas zostawiła. Wiem, że z ojcem nie mieli dobrych kontaktów, ale co ze mną? Ostatecznie, to ja zostałam ta najbardziej poszkodowana. Krzyknęłam żeby dał mi spokój i wtedy poczułam pieczenie na policzku. Nie spałam do 4 w nocy, nie potrafiłam wiedząc, że to się może kiedyś powtórzyć. Pragnęłam ojca, który spyta się mnie chociaż raz jak było w szkole, albo zaopiekuje się mną jak kiedyś matka. Ale jedyne na co mogłam liczyć z jego strony to wieczne narzekanie. Pościeliłam łóżko i niechętnie ruszyłam do łazienki starając się nie obudzić ojca. W ciągu godziny byłam już gotowa do szkoły, pozostało mi jeszcze zjedzenie śniadania wraz z tatą. Weszłam do kuchni czując na sobie ten jego obrzydliwy wzrok. Gdybym nie była jego córką, pomyślałabym, że patrzy się na mój tyłek. Ale to przecież niemożliwe, nie? Wzięłam kanapkę do ręki, ale gdy już miałam wychodzić, usłyszałam jego krzyk:
-Po szkole masz wrócić od razu do domu!
Przekroczyłam próg, starając się jak najgłośniej trzasnąć drzwiami.
-Niedoczekanie twoje.- szepnęłam w stronę znienawidzonego przeze mnie wielkiego mieszkania. Szłam z opuszczoną głową przez jakiś czas myśląc o wszystkim. Nie było czegoś o czym nigdy nie myślałam. Lubiłam to robić i można powiedzieć, że to jest takie moje nienormalne hobby.
-Adams, czekaj!- ktoś krzyknął. Odwróciłam się gwałtownie, nie do końca rozpoznając ten męski głos.
-Hej Lukey.- powiedziałam, mrużąc oczy, aby upewnić się czy to aby na pewno on. -Tatuś cię nie zawozi do szkoły?- niestety nie obyło się bez głupich i nikomu niepotrzebnych komentarzy.
-Jakby cię to ciekawiło.- spojrzałam na niego kątem oka.
-Wiesz, wczorajszego zastanawiałem się czemu tak bardzo Cię nienawidze, nawet chciałem dać ci szanse. Wszystko zepsułaś.- nawet na mnie nie spoglądał. Nie umiał kłamać.
-Ha! Ha! Świetny żart. Nie zapomniałam, że dzisiaj jest 1 kwietnia.- wyjaśniłam mu, że tak naprawdę to on jest głupszy skoro twierdzi, że to ja jestem.
-A miało być tak pięknie.- zaśmiał się cicho, jednak ja go doskonale usłyszałam.
-W sensie?- nie rozumiałam do końca jego słów.
-Miałaś mnie pocałować, zaciągnął bym Cię w jakieś krzaki i pieprzyłbym jak pierwszą lepszą kurwe.- szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Spojrzałam się na niego zmieszana. Z jednej strony te słowa mnie ucieszyły, z drugiej jednak miałam ochotę go porządnie walnąć. Przyspieszyłam kroku, nie chcąc kontynuować z nim tej rozmowy.
-Nie wierzę!- usłyszałam czyjś krzyk. Byliśmy już w szkole, więc równie dobrze mogły być to skierowane słowa nie do mnie.
-Mel i Luke przyszli razem do szkoły!- tym razem uniosłam głowę, wpadając na Ashtona.
-Nie pozabijaliście się?- przyciągnął mnie do siebie, przytulając na powitanie. Obok niego stał Michael.
-Mało brakowało.- oderwałam się od Irwina, niechętnie.
-Co tym razem zrobił?- Mikey postanowił zaszczycić mnie swoją troską.
-Używałem za sprośnych słów.- Hemmo uniósł ręce w geście obronnym.
-Typu?- Ashton śmiesznie unosił brwi. Jeżeli ten bezczelny blondyn odpowie mu na pytanie, to obiecuje, że spełnię jeden punkt z listy DO ZROBIENIA PRZED ŚMIERCIĄ.
-Przepiepszyłbym jak pierwszą lepszą kurwe.- oblizał suche usta. Odwróciłam się na pięcie czując, że łzy polecą mi przy ich obecności. Nie mogłam być przy nich słaba. Musieli mnie brać za silną kobietę, miejącą wszystko pod kontrolą. Ale tak nie było.
-Hej Mel!- przede mną stanął zaskoczony moimi łzami Hood.
-Oh.. To ty.- opuściłam głowę licząc w myślach na to, żeby nie zaczął rozmowy o mnie.
-Wszystko okej?- uniósł mój podbródek.
-Ta, jak zwykle.- uśmiechnęłam się fałszywie. Tylko na tyle było mnie stać. -Chodź.- objął mnie w pasie, a ja z przyzwyczajenia bardziej się w niego wtuliłam.
-Ej. Ona jest moja.- odezwał się Ashton gdy dochodziliśmy do grupki naszych przyjaciół, jeżeli oczywiście mogę ich tak nazwać.
-Tak. Właśnie.- przekręciłam oczami spoglądając na reakcję Irwina.
-Jestem twoja!- parsknęłam całując go w policzek.
-Ohh.. Bo zwymiotuje.- usłyszałam damski głos, który kiedyś już słyszałam.
-O, Becky!- Mikey aż podskoczył. A teraz kilka słów wyjaśnień. Becky jest laską, ktorą dosłownie wszyscy uwielbiają, nawet jeśli nie, to i tak muszą. Brana jest za dziewczyne pieprzącą się na prawo i lewo. Dla mnie jest brzydką gówniąrą, o chorym charakterze, a jedyne co mnie w niej kręci to jej tyłek.
-Lukas to przychodzisz dzisiaj na moją imprezę?- mrugnęła do blondyna przygryzając cholernie seksownie wargę.
-Jasne.- pocałował ją krótko w usta po czym ona poprostu odeszła.
-Lukas? Serio?- zaczął się śmiać Ash.
-Wymyśla mi słodkie przezwiska odkąd, no wiesz..- nie potrafił dokończyć. A może nie chciał? Wszyscy się na mnie spojrzeli. No jasne. Jestem jedyną osobą, która o tym nie wie.
-Odkąd co?- szturchnęłam w ramię Caluma stojącego od jakiegoś czasu obok mnie.
-Odkąd zaczęli chodzić.- opuścił głowę Hood.
Pieprzony, samolubny, zakochany tylko w sobie, perfekcyjny ideał Hemmings chodzi z taką dziwką?
-A co z Carą?- uniosłam brwi nic nie rozumiejąc.
-A z nią zawarliśmy pewien układ. Nie muszę Ci się tłumaczyć.- odszedł od nas. Chciałam zapaść się pod ziemię. Zostałam upokorzona przez swój własny los.

Wyszłam ze szkoły ruszając niepewnym krokiem do mojego mieszkania. Chciałam się gdzieś wybrać, ale Mikey bawiący się za mojego brata został już powiadomiony przez mojego ojca, że mam wrócić od razu do domu. Mój tatuś, uważa aktualnie różowowłosego za najodpowiedzialniejszego chłopaka z tej całej chorej paczki.
-Wsiadasz, mała?- usłyszałam znany mi charakterystyczny głos.
-Jasne, Luke. A jaką mam pewność, że mnie nie zgwałcisz?- krzyknęłam do niego starając się przyspieszyć kroku.
-Zamknij się i wsiadaj.- mruknął pod nosem. Przeklinałam się w myślach wsiadając do jego sportowego samochodu.
-Co powiesz ciekawego?- już sam jego głos mnie irytował.
-Nic.- warknęłam pragnąc aby moja męka wreszcie się skończyła. Nie jestem złym człowiekiem, widziałam gorszych, ale to mnie Bóg wybrał na celownik i to ja muszę znosić jego obecność.
-Pocałuj mnie.- oznajmił stając na jakimś poboczu. Już nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Otworzyłam usta zaskoczona jego słowami. Tego się nie spodziewałam. W końcu to Luke. Myślałam nad za i nad przeciw temu pocałunkowi.
-Pieprzyć to, jeden nic nie warty pocałunek.- szepnęłam w myślach. Przybliżył się do mnie nie dając mi już nawet swobody ruchu. Jego oczy mnie hipnotyzowały. Usiadłam na jego kolanach delikatnie kręcąc biodrami. Uśmiechnęłam się słysząc jego mruczenie. Wplotłam palce w jego włosy psując przy tym jego idealną fryzurę. On objął mnie w pasie przyciągając jeszcze bliżej, tak, że czułam każdą część jego ciała. Po minucie patrzenia się na siebie, w końcu złączył nasze usta, penetrując moją buzię. I nic wtedy się nie liczyło. Byliśmy my obydwoje.
I co z tego, że na drugi dzień będzie chciał mnie zabić.

××××××××××××
Ojeej.. Tak słodko! Co myślicie o rozdziale! Dziękuje za jeden głos oddany na poprzedni rozdział. I co
z tego, że jeden. Ważne, że jest chociaż jeden. Jestem optymistką. I'm sorry.
MELUKE GÓRĄ! Jako, że nie wiem jak złączyć ich imiona, to proszę.
Rozdział głupi.
Kocham was. Będę was nazywać moje pengłinki! Chyba wiecie czemu :*

Maybe (L.H)- zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz