25

236 18 19
                                    

Pierwszego stycznia, gdy Harry się obudził, czuł, jak jego głowa pulsuje. Jęknął cicho z bólu. Poczuł, że kleił się od potu i chciał obrócić swoją poduszkę na drugą stronę. Bez otwarcia oczu włożył pod nią dłoń i wtedy dopiero poczuł, że wcale nie była to poduszka.

Otworzył gwałtownie oczy i zauważył, że był przyklejony do klatki piersiowej Louisa Tomlinsona, który nadal spał.

Momentalnie, wydarzenia z poprzedniej nocy zaczęły mu przypływać do myśli. Nie pamiętał jednak chyba wszystkiego, bo nie pamiętał kiedy zasnął i w jaki sposób to zrobił i jakim cudem spał przytulony do szatyna.

Ale nie musiał nawet sobie przypominać o tym gdzie był i co tu robił wcześniejszej nocy. Na wspomnienie rozmowy z Louisem i pamiętnym smaku jego ust uśmiechnął się pod nosem i odruchowo poprawił swoją głowę nieco wyżej.

Nie chciał tego robić, bo nie wiedział jak zareaguje Louis, ale szatyn na jego ruch, mocnej objął go wokół łopatek.

Harry zdecydowanie zdziwił się na ten gest i myślał, że może nie było to celowe, dlatego postanowił delikatnie unieść się z klatki Louisa. Przy okazji też dlatego, że jego połowa twarzy była spocona.

Wstał więc i usiadł. Przetarł twarz i oczy i spojrzał po raz pierwszy dzisiejszego dnia dokładniej na twarz Louisa. Była jednak ona cała spięta, tak, jakby światło mu zaczęło przeszkadzać i jeszcze z zamkniętymi oczami przeczesał reką swoje włosy.

-Dlaczego wstałeś...- wymruczał nie otwierając oczu, zaspanym głosem, a Harry uznał, że jego głos o tej porze to była melodia dla jego uszu.

Zaśmiał się, myśląc, że szatyn powiedział to przez sen.

-Chodź tutaj.- wychrapał po raz kolejny.- Zimno...

Brunet spiął lekko swoją twarz, bo pomyślał, że tamten może myślał, że jest Eleanor lub jakąś inną dziewczyną. Przesunął więc tylko dłoń na jego odkryte biodro i zaczął go powoli masować.

Starszy chłopak wydał z siebie cichy pomruk przyjemności i oddał się dotykowi. Harry uśmiechnął się na to i wtedy pozwolił sobie podziwiać Louisa po raz kolejny. Tym razem zszedł z twarzy i przyglądał się jego tatuażom na klatce piersiowej, gdzie zauważył ogromny napis it is what it is. Chciał się spytać potem szatyna co on oznacza, ale sądził, że mogłoby to być zbyt osobiste.

Chciał pochylić się nad chłopakiem by móc przejechać palcami po tuszu, ale gdy to zrobił, opadł na bok z cichym skomleniem.

Czy po alkoholu, głowa musi aż tak boleć?

-Ej, Haz, co jest?- Louis gwałtownie otworzył oczy i obrócił głowę w jego stronę z zaspaną miną.

-Głowa... boli...- wymamrotał i włożył nos w poduszkę. No i może delikatnie się zarumienił na to, że Louis doskonale wiedział, kim był, ale nikt wcale nie musiał o tym wiedzieć.

-Aw Harreh...- powiedział słodkim głosem.- Biedny Hazza właśnie ma swojego pierwszego kaca w życiu.

-Przestań!- uniósł wzrok przed siebie i rzucił w szatyna małą poduszką, która leżała obok jego głowy.

-Ah, tak się bawimy...- brunet obrócił głowę w jego stronę i zobaczył jak szatyn wstawał z leżącej pozycji i pochylał się w jego kierunku. Od razu obrócił się na bok i przytrzymał mu ręce.

-Nie, nie, zostaw mnie!- krzyknął z żartobliwym przerażeniem do Louisa i sztywno trzymał jego ręce, które sam nie wiedział co chciały mu zrobić.

-Sam zacząłeś.- zaśmiał się i jakimś cudem wyrwał się z rąk loczka i zaczął go łaskotać.

Brunet śmiał się panicznie i próbował się wyrwać.

things we'd never say to someone else out loud | L.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz