⛔ opieka nad chorą osobą, osoba Neve (niektórym może się to nie spodobać, ale wtedy nie muszą czytać opka xd)
1749 wyrazów
---------------------
Ściana. A w niej krajobraz jak żywy. Można było usłyszeć szum wodospadu. Dało się poczuć orzeźwiającą mgiełkę pochodzącą od najdrobniejszych kropelek wody, które tańczyły w powietrzu i podświetlały je promienie leniwego słońca. Na tle błękitu nieba jaśniała radosna, tęczowa poświata. Soczysta zieleń drzew i trawy pachniała majową słodyczą. Rude wiewiórki wesoło biegały po gałęziach, niekiedy zatrzymując się, by stanąć słupka i rozejrzeć się ciekawskimi, czarnymi oczami, przypominającymi ziarna gałki muszkatołowej.
— Ta jest jej ulubiona – powiedział Jon, kończąc szczotkować długie, czarne włosy Dolores i uśmiechając się przy tym do Neve, swojego dziecka agender, które używało w tym momencie męskich zaimków.
Neve odwzajemnił uśmiech. Następnie odwrócił się w kierunku ściany z wodospadem, podziwiając piękno świata, który już dawno przepadł. Kucał przy matce, siedzącej w wygodnym fotelu. Trzymał jej dłoń. Lekką i bezwładną, jak kartka papieru.
Z głośników umieszczonych w odpowiednich punktach pokoju sączyła się łagodna muzyka sprzed stu lat. Dolores zawsze ją lubiła najbardziej. Neve nauczył się tego od niej.
— Lepiej reaguje – wyjaśnił Jon głosem pełnym optymizmu. – Wie, że jest bezpieczna.
W ciemnych oczach Jona tlił się ogień. Był gotowy spalić wszystko to, co niemożliwe.
Neve spojrzał na bladą, nieruchomą twarz swojej matki. Wyglądała tak samo jak trzy lata temu, kiedy widzieli się po raz ostatni. Wpatrywał się w nią ze wszystkich sił i jedyne, co mógł zauważyć, to kilka dodatkowych, bardzo łagodnych zmarszczek. Dolores miała sześćdziesiąt pięć lat, a wciąż wyglądała jak najpiękniejsza róża, która nie więdnie, nie gnije i nie gubi płatków, tylko majestatycznie zasycha w swojej najlepszej postaci.
— Przyniosę ci herbatę. Masz ochotę na jaśminową, prawda? – zapytał Jon, całując żonę w czubek ukochanej głowy, mając świadomość, że Dolores mu nie odpowie.
Nie miało to jednak znaczenia. Nauczył się czytać z jej oddechu. Z jej nieruchomych źrenic. I to na długo przed wydarzeniem, które zmieniło bieg ich idealnej historii.
— Zaraz przyjdziemy – dodał Neve, posyłając mamie bardzo ciepły uśmiech.
Wstał, wyprostował się, a następnie poprawił swój dopasowany, amarantowy garnitur założony na biały podkoszulek. Zamaszystym gestem pozbył się cienkiej, czarnej gumki związującej długie, proste włosy w kolorze śnieżnej bieli, przeczesał palcami po całej ich długości, po czym spiął je z powrotem w koński ogon. Neve posiadał najdelikatniejsze rysy twarzy na świecie, a paleta długich rzęs wachlowała nieustannie jego czarne oczy, które były otoczone precyzyjnymi kreskami równie ciemnego eyelinera.
Jon i Neve wyszli z przyjemnego, jasnego pomieszczenia, kierując się mrocznym korytarzem w kierunku kuchni rozjaśnionej mocnymi żarówkami, imitującymi światło dzienne. Posiadłość państwa Arteta znajdowała się kilkaset metrów pod ziemią.
— O, cześć Andres. – Neve uśmiechnął się w stronę przystojnego bruneta, który przygotowywał kolację przy dużym, idealnie czystym kuchennym blacie. Następnie zwrócił się w stronę ojca, szepcząc z nutką wyrzutu w melodyjnym głosie: – Dlaczego nie podkręcisz mu ustawień?
Widział w Andresie piękny umysł, spętany i uwięziony przez ojca na poziomie najbardziej podstawowych funkcji, bez możliwości rozwoju w wyższą formę cywilizacji, zupełnie jak człowiek tkwiący w intelektualnym impasie, pozbawiony dostępu do książek, nauki, kultury, wartościowych konwersacji.
CZYTASZ
Jedna z tysiąca
Science FictionRok 2063. W świecie zmienionym apokaliptycznymi warunkami, sto tysięcy osób z krajów Globalnego Południa trafia do jednego z Centrów Kwalifikacyjnych, na granicy polsko-białoruskiej. Trudny, niekiedy kuriozalny proces eliminacji, ma wyłonić tysiąc...