⛔ śmierć, łapanki
2723 wyrazy
---------------------
Malena przechyliła głowę w lewą stronę. Następnie zrobiła to samo w prawą. Usłyszała charakterystyczne strzelenie kości, które pomogło jej rozluźnić mięśnie karku. Wyprawiała się w nieznane. Na samą myśl o tym jej serce zaczęło pompować krew chyba dwa razy szybciej niż dotychczas.
Kirgizka była jedną z dziesięciu osób, których bransoletki zaczęły wibrować w tym samym momencie, oznaczając konieczność przejścia do miejsca zbiórki, według instrukcji podanych przez kobiecy głos z głośnika.
Strzałki wykonane z taśmy samoprzylepnej w limonkowym kolorze skierowały ją na forum mieszczące się na poziomie pierwszym. Ujrzała tam kilkadziesiąt osób, takich jak ona. Wśród nich krzątali się organizatorzy, sprawdzający przychodzącym ludziom numery, po czym odhaczali ich w swoich tabletach. Pod ścianami czujnie stali uzbrojeni żołnierze ochrony w czarnych hełmach na głowach i z karabinami w dłoniach.
Malena rzuciła najbliżej stojącemu żołnierzowi bardzo uważne spojrzenie, na co ten aż poprawił swoją pozycję w staniu na baczność. Zastanawiała się, co to była za nocna awantura na drugim piętrze, która wymagała poblokowania wind, zmasowanej interwencji służb porządkowych oraz – jeśli była w stanie poprawnie zidentyfikować hałas – nawet użycia armatek wodnych.
Z głośników na pierwszym piętrze popłynęły w tym czasie spokojne takty muzyki klasycznej, zagłuszające niepokojące, a później wręcz przerażające odgłosy na górze. Mimo to, ludzie opuszczali swoje hale sypialne i z ciekawością wzmocnioną niepokojem, wyglądali na korytarz. Napotykali tam uzbrojonych żołnierzy, którzy kierowali ich z powrotem do środka, dbając o zachowanie porządku.
Przypomniało jej to wszystkie najgorsze wydarzenia, które przeżyła w trakcie tłumienia rewolucji w Biszkeku. Wracała ulicą z nocnego dyżuru w szpitalu. Z opancerzonych wozów bojowych zaczęli wyskakiwać żołnierze i – bez sprawdzania przepustek wydawanych do poruszania się po mieście w trakcie godziny policyjnej – rozpoczęli strzelanie z karabinów do przypadkowych ludzi.
Malena zasłoniła głowę torebką i rzuciła się pędem do bramy, w której mieszkał jej przyjaciel. Przepełniona strachem, nieomal czująca nad sobą ostrze miecza rzeczy ostatecznych, nacisnęła na mosiężną klamkę w przedwojennej kamienicy i rzuciła się w głąb ciemnego korytarza. Dopadła do wygryzionych, drewnianych schodów. Skakała co dwa stopnie, kierując się na trzecie piętro. W końcu białe drzwi malowane farbą olejną uchyliły się, a za nimi ukazała się kojąca jej nerwy postać człowieka, którego znała bardzo dobrze.
Mężczyzna bez słowa wpuścił ją do środka, a Malena zdjęła buty i włożyła przygotowane dla gości zdobione kapcie. Stąpając po betonowej podłodze przykrytej dywanem skierowała się do salonu, po czym usiadła przy stole z ciemnego drewna, przykrytym białą, szydełkowaną serwetą. Podziękowała za podaną herbatę. Dodała do niej kostkę cukru i, mieszając napój w nieskończoność cynową łyżeczką, podejmowała decyzję, która miała zaważyć o jej dalszym życiu. To właśnie wtedy, w takich okolicznościach, zdecydowała się opuścić Kirgistan, żeby wziąć udział w Kwalifikacji.
Pierwszy etap wydawał jej się śmiesznie prosty. Pracowała jako internistka. Jej rozmowa przy okienku potrwała niespełna minutę, z czego przez większość czasu urzędnik otwierał plik z jej nazwiskiem i potwierdzał, że miała trzydzieści pięć lat. Kirgizka poczuła jak ulga wypełniła całe jej ciało na widok zielonej poświaty, która odbiła się na szybie. Ostatnim ruchem głowy spojrzała na kolejkę i na odrzucanych ludzi, często usuwanych wręcz siłą, od czego aż przeszył ją zimny dreszcz, wywołany współczuciem. Wiedziała, że wszyscy mieli powód, żeby trafić w to miejsce. Wszyscy z nich walczyli o to samo.
CZYTASZ
Jedna z tysiąca
Ciencia FicciónRok 2063. W świecie zmienionym apokaliptycznymi warunkami, sto tysięcy osób z krajów Globalnego Południa trafia do jednego z Centrów Kwalifikacyjnych, na granicy polsko-białoruskiej. Trudny, niekiedy kuriozalny proces eliminacji, ma wyłonić tysiąc...