⛔ śmierć, przemoc, brutalność, traumy
3268 wyrazów
Trochę długi wyszedł, ale nie chciałam tego rozbijać.
---------------------
Nowe fale ludzi wpływały do naszej hali sypialnej jak na wpół śnięte zwierzęta wyrzucane na piaszczysty brzeg przez spieniony przypływ morza. Siedziałam na podłodze pod limonkowym kocem i z niepokojem patrzyłam na kolejne zdziwione twarze, których właściciele rozglądali się po wypełnionym pomieszczeniu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Ostatnia organizatorka z tabletem, próbująca zapanować nad chaosem, wycofała się kilka godzin temu. To oznaczało jedno. Nawet sztab główny spodziewał się wszystkiego.
Już poprzednia noc była nerwowa. Cała nasza piątka spędziła ją na podłodze, odstępując łóżka tym, którzy podniesionym głosem, histerycznym wymachiwaniem rąk i rzucaniem torbami upominali się o swoje. Wielu wolało po prostu ustąpić, żeby nie zaogniać sytuacji.
— Ty, a jeżeli to jest test? – spytała Wiera, kradnąc mi zamaszystym gestem więcej niż połowę naszego wspólnego koca. – W sensie, kto jak się zachowuje?
— To jest możliwe – odrzekłam, zastanawiając się, czy to dobrze, że ustąpiliśmy miejsca, czy wręcz przeciwnie. Z jednej strony wyszliśmy na osoby unikające konfliktów, ale z drugiej, nie walczyliśmy o swoje.
Powoli odpłynęłam, patrząc na kolejne osoby szukające sobie miejsca na środku podłogi. Każda wykazała się jakąś wartościową cechą, żeby uzyskać przepustkę w pierwszym etapie. Każda, oprócz mnie. Z każdą nową twarzą czułam, że niezasłużenie zajmowałam metr kwadratowy jasnych paneli. Kradłam tlen, który był przewidziany dla ludzi, którzy mogli wnieść więcej do społeczeństwa po drugiej stronie muru. Zostałam sklasyfikowana jako nieprzydatna. Dostałam czerwone światło. Przeszłam przez bramkę z niewyjaśnionego powodu.
Spojrzałam w górny róg pomieszczenia, kierując swe oczy na jedną z kamer. Czy po drugiej stronie siedziała osoba, która napisała do mnie ten dziwny list? Czego mogła ode mnie chcieć? W jaki sposób miałabym zostać jej własnością, skoro wciąż siedziałam w tym szarym pomieszczeniu, czekając na rozpoczynające się jutro konkurencje?
Wszyscy próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale musieliśmy to robić dyskretnie. Na razie najbliższy rozwiązania tajemnicy listu wydawał się Joe, który poznał muzyka z południowego Maroka. Chłopak grał na gitarze dla urzędniczki, która decydowała o mojej kwalifikacji. Polubiła go. Była zainteresowana jego piosenkami. Gdyby udało mu się odnaleźć tę kobietę i z nią porozmawiać, wtedy mógłby wybadać grunt.
Przeniosłam wzrok na Maxa, który zbliżał się z oddalonej części pomieszczenia, ze zwiniętym kocem w ręku. Stanął tuż przy mnie. Zawsze pachniał czystością i bezpieczeństwem. Był jedynym domem, jaki teraz miałam. Choćby i na końcu świata.
— Zdobyłem dla ciebie koc. – Rzucił we mnie limonkową kulką. Wylądowała na mojej głowie. – Nie siedź na ziemi.
— A co, martwisz się o stan mojej dupy? – zapytałam, posługując się żartem, który kiedyś utworzyła autokorekta, zmieniając wiadomość: Oglądam stand-upy na oglądam stan dupy.
Podłożyłam sobie pod tyłek kawałek akrylu. Obserwowałam podkurwionych facetów, wyglądających na jakichś gangsterów, a co najmniej na zawodników MMA, którzy gangsterami mieli dopiero zostać.
Widziałam mięśnie ramion rozsadzające T-shirty, nosy tak rozpłaszczone, że kokaina nie miała prawa by się przez nie prześlizgnąć, oraz oczy czarne jak węgiel, które szukały najdrobniejszej zaczepki, żeby dać sobie powód do uwolnienia światowych pokładów testosteronu. Mówili w jednym z języków turkijskich. Po wyglądzie i po liczbie rosyjskich przekleństw wplatanych co drugie słowo, obstawiałam Azerbejdżan.
CZYTASZ
Jedna z tysiąca
Science FictionRok 2063. W świecie zmienionym apokaliptycznymi warunkami, sto tysięcy osób z krajów Globalnego Południa trafia do jednego z Centrów Kwalifikacyjnych, na granicy polsko-białoruskiej. Trudny, niekiedy kuriozalny proces eliminacji, ma wyłonić tysiąc...