PROLOG ("Chervi")

302 55 178
                                    

apokalipsa, śmierć, zniszczenie, katastrofa klimatyczna

375 wyrazów

---------------------

W czasie najgorszego prześladowania Świętego Kościoła Rzymskiego [na tronie] zasiądzie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu cierpień, po czym miasto siedmiu wzgórz [Rzym] zostanie zniszczone i straszny Sędzia osądzi swój lud. 

– przepowiednia św. Malachiasza

***

Rok 2063.

Dzisiaj już to wiedzieliśmy ponad wszelką wątpliwość. Świat nie otrzymał łaski śmierci szybkiej ani bezbolesnej.

Przez całe dekady miał konać w mękach, przewracając się resztkami sił na zardzewiałym łożu podarowanej mu przez nas agonii. Podczas gdy my walczyliśmy między sobą o to, co najmniej istotne, jego rany pogłębiały się, a gęsta, brudna ropa wylewała się z nich na naszych oczach. Falą tsunami przykrywała potężne budynki ze stali, które powstały jako zwycięstwo człowieka nad naturą, a teraz łamały się niczym pożałowania godne zapałki. Autostrady zamieniały się w koryta nieokiełznanej rzeki, zabierającej ze sobą na zatracenie wszystko, co ośmieliło się stanąć jej na przeszkodzie. Pola uprawne pokrywały się niekończącą błotną powodzią, w której życie tracili tak samo ludzie, jak i zwierzęta.

Od ostatnich wysiłków obumierającego świata najwyższe góry trzęsły się i rozsypywały. Zapadała się ziemia. Rozstępowały się jej powłoki, pochłaniając w piekielnym ogniu artefakty wielowiekowych kultur, unicestwiając kolejno wszystkie gatunki zwierząt oraz dematerializując całe narody wraz z ich ginącymi językami.

Gorączka wypalała swoimi pożarami lasy – źródło powietrza, czystej wody i wszelkiego schronienia.

Syberia zmieniła się w kraj wiecznego lodu. Żywe tkanki czerniały od mrozu i rozpadały się, aż nie stały się niczym więcej, niż tylko ulotnym popiołem.

Księżyc pokrył się barwą czerwoną, niczym krew. Czarnymi kraterami widocznymi na horyzoncie już nie tylko w nocy, ale również za dnia, przypominał o nieuchronności powolnej, bolesnej śmierci wszystkiego, co było nam umiłowane.

Oceany wzbijały się do nieba, zaś ich miejsce wypełniały poskręcane, wysuszone pozostałości po tych, którzy próbowali po raz ostatni dotknąć chociaż ich kropli.

Ludzie...

Ludzie robili to, co od wieków wychodziło im najlepiej.

Powstawali jeden przeciwko drugiemu. Budowali mury, by zabezpieczyć to, o czym marzyli, że będzie istniało i służyło im wiecznie. Inni – z szaleństwem w oczach i ze śmiercią kołyszącą się tuż za ich plecami – próbowali te mury sforsować, żeby odnaleźć wśród nich strużkę wody i kęs pożywienia.

***

I zostali uwolnieni czterej aniołowie,

gotowi na godzinę, dzień, miesiąc i rok,

by pozabijać trzecią część ludzi.

– apokalipsa wg św. Jana

Jedna z tysiącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz