2.1 ("Lock Me In")

121 27 183
                                    

 sytuacja za wschodnią granicą

1712 wyrazów

---------------------

Mari Arteta siedziała w ciemnym gabinecie z wysokimi, szarymi ścianami. Na sygnał dźwiękowy, który natychmiast ścisnął ją za serce, pospiesznie zasłoniła okno i włączyła jedynie niewielką, punktową lampkę nadającą pomieszczeniu srebrzystej poświaty.

Wróciła na krzesło. Niecierpliwie zaczęła stukać paznokciem w mahoniową powierzchnię szerokiego biurka. Wpatrywała się w wyświetlany na jej tablecie podgląd programu, który nadzorowała. Interesowała ją w tym momencie tylko ta jedna, najmniej na świecie oczekiwana ikona. Biała koperta, przy której rozciągał się napis: Wiadomość otrzymana od: Neve_A.

— Czego ty możesz do cholery chcieć, Neve? – mruknęła w swoim ojczystym, baskijskim języku, którego nie używała na co dzień w pracy ani przy znajomych. Jej myśli stanowiły idealną mieszankę angielskiego i hiszpańskiego. Mari nie miała z tym żadnego problemu, dopóki widok imienia nadawcy nie wprowadził jej w bardzo określony nastrój. Wątpiła w to, czy pożądany.

Tak długo, jak nie klikała w nadesłaną DMkę, nie mogła się ucieszyć z zawartej w niej treści, ale nie mogła się również rozczarować, a tego spodziewała się przede wszystkim.

Odgarnęła za ucho opadające na jej twarz czarne, niezbyt długie kosmyki, które wiele lat temu na swych końcach świeciły po oczach krwistoczerwoną farbą. Dziś nie było już farby. Ani ramoneski z ćwiekami, glanów, koszulki z Sex Pistols. Była biała bluzka z najlepszego jedwabiu, czarne spodnie oraz buty na niewysokim obcasie.

Nadeszła pora na dorosłość i wzięcie odpowiedzialności za najbliższych, którzy sami najwyraźniej mieli z tym duży problem. Zastanawiała się, jak wytłumaczyć bombelkowi, że spekulacyjne zachwianie rynkiem kilkudziesięciu państw przy użyciu dostępu do Skarbca Narodowego Hiszpanii i zniknięcie z niewyobrażalną ilością złota oraz pieniędzy skonwertowanych do kryptowalut nie okazało się jednak najlepszym pomysłem.

Bombelek miał siedemdziesiąt dwa lata i był jej ojcem.

Mari usłyszała pojedyncze puknięcie w drzwi i zanim z łomoczącym sercem skasowała powiadomienie o nadchodzącej wiadomości, już ujrzała w przerwie pomiędzy stalowoszarymi drzwiami a framugą kudłatą, rudą głowę Alicji.

— Hej Mari, George woła cię na słówko.

Alicja poprawiła swój zawieszony na szyi identyfikator, uśmiechnęła się ciepło i oparła się ramieniem o framugę, licząc na jakieś plotki.

— Ciekawe, czego chce, skoro nie zawołał cię przez intercom? – zastanawiała się głośno.

Mari pospiesznie powyłączała wszystkie urządzenia, które stały bądź leżały na jej trzyczęściowym biurku. Wiedziała, czego chciał George. Tego, co zwykle. Informacji o Neve.

— Pewnie chodzi o implementację jakiejś nowej funkcji – próbowała bagatelizować. – Zaczynamy za kilka minut. Wszystko powinno być już dawno dograne i skatalogowane. A najwyraźniej nie jest.

Logi z intercomu trafiały do generowanych automatycznie raportów, które były archiwizowane i udostępniane na życzenie do wglądu kilku najważniejszym osobom tego wciąż istniejącego świata, czyli pięciu członkom Rady Kryzysowej przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Szwajcar George Brassens należał do kręgu znajdującego się zaledwie o jeden poziom niżej. Był szefem europejskiego Centrum Kwalifikacji. Przeprowadzał proces kwalifikacyjny do dystryktu B oraz do dystryktu A.

Alicja niechętnie pożegnała koleżankę na długim korytarzu z miedzianymi ścianami, ozdobionymi jasnymi, drewnianymi elementami oraz pnącymi roślinami wyrastającymi z podświetlonych instalacji. Czekało ją dziesięć bardzo trudnych godzin, w trakcie których miała odrzucić połowę spośród ocenianych przez siebie kandydatów oraz zarekomendować testy, jakim powinna być poddana reszta. Z maszyny ustawionej przy windach wybrała profilaktycznie kilka napojów energetycznych, z których każdy zawierał kofeinę właściwą dla trzech filiżanek kawy.

Jedna z tysiącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz