⛔ śmierć zwierząt
1921 wyrazów
---------------------
Mari siedziała rozluźniona, z kieliszkiem wina w dłoni. Ostatnie dni wreszcie szły tak, jak zaplanowała. Coś z tyłu głowy jej podpowiadało, że Neve tak łatwo nie odpuści genialnego planu, ale Mari miała nadzieję, że do tego czasu zdąży wybić nieodpowiedzialne pomysły z tego łba pokrytego farbą w śnieżnobiałym kolorze.
Na razie cieszyła się namiastką nieoczekiwanego rodzinnego spotkania, próbując równocześnie odpędzić swojego nowego kota wsadzającego długowłosy pyszczek do jej pojemnika z zupą tajską, który przyniosła z kuchni.
— Przydałby mi się Andres – wpisała w pole tekstowe szyfrowania wiadomości, tęskniąc za robotem wykonującym wszystkie prace w domu państwa Arteta. – Muszę sama sprzątać kuwetę. Wyobrażasz to sobie? Przecież ja nigdy nie miałam zwierząt.
Jak na zawołanie, nienazwany kot wskoczył w sam środek pojemnika służącego mu za ubikację i zaczął energicznie rozsypywać piasek wprost na puchaty dywan gabinetu Mari.
— Obedrę ze skóry – mruknęła kobieta. – Przysięgam.
Kot w odpowiedzi posłał jej spojrzenie zniesmaczone taką eskalacją żądań, zauważając, że ich umowa obejmowała jedynie niepozostawianie kłaków na swetrach.
— Mieliśmy chomika – przypomniał Neve. – Wypadł mi przez okno.
Mari przewróciła oczami. Zajmowała się przygotowaniami do matury w momencie, w którym Neve zajmował się niepilnowaniem chomika. Teraz po raz kolejny usłyszała w swej głowie to wycie młodszego siblinga, przebijające każdą betonową ścianę.
Zadaniem psa i kota było nauczyć młodego człowieka troski o przyjaciela, podczas gdy zadaniem chomika było nieoczekiwanie i spektakularnie umrzeć, pokazując dzieciom, czym tak naprawdę była śmierć.
Mari miała już to w adekwatny sposób skomentować, gdy odczytała wiadomość w komunikatorze:
— Stanowisko 38, widziałaś to? – napisał Neve.
Brunetka kliknęła w powiększenie z kamery, zaś na drugim ekranie uruchomiła plik z danymi przesłuchiwanej osoby. Dla pracowników działu, który prowadziła, Kwalifikacja trwała przez cały rok. W tym czasie na bieżąco były analizowane formularze, a kilka osób nadzorowało komputerowe obliczanie szans danego kandydata oraz ustawianie odpowiednich kursów w poszczególnych konkurencjach. Dane te mogły ulec zmianie. Przy ich szacowaniu uwzględniano takie zmienne jak trafienie na określonego przeciwnika lub podejście do urzędnika o specyficznych predyspozycjach. Zadaniem Mari była obsługa graczy o najwyższym profilu. Ta część projektu ONZ była objęta ścisłą tajemnicą.
— Jakaś laska dostała reject – odpowiedziała Mari, nie widząc nic szczególnego w profilu Poliny Puczkowej. – Coś się stało?
— Powiedziała, że mówi po baskijsku – tłumaczył Neve, mając świadomość, że jego siostra zajmowała się kilkoma rzeczami naraz. – Ruda w okienku odpowiedziała, że nikt nie używa tego języka.
— Bo nikt nie używa – zdenerwowała się Mari. – O co ci chodzi?
— A po jakiemu w tej chwili rozmawiamy?
Mari westchnęła. Przed nieoczekiwanym pojawieniem się Neve, po raz ostatni używała swojego ojczystego języka również w rozmowie z Neve, trzy lata temu. Ponadto rozmawiała po baskijsku z rodzicami, a ostatnio także ze swoim kotem.
— Selekcjonerka zrobiła to, co uznała za stosowne – wyjaśniła oczywistość. – Nie pracuję za nich.
Alicja nadrabiała liczbę osób nieprzepuszczonych. Mari to rozumiała i nie chciała się wtrącać. Zerknęła jeszcze raz w formularz, żeby ocenić tę problematyczną dziewczynę. Ktoś taki, jak Puczkowa, mógł, ale wcale nie musiał przejść dalej.
CZYTASZ
Jedna z tysiąca
Ciencia FicciónRok 2063. W świecie zmienionym apokaliptycznymi warunkami, sto tysięcy osób z krajów Globalnego Południa trafia do jednego z Centrów Kwalifikacyjnych, na granicy polsko-białoruskiej. Trudny, niekiedy kuriozalny proces eliminacji, ma wyłonić tysiąc...