2.6 ("Może właśnie Sybilla")

121 24 333
                                    

śmierć zwierząt

1921 wyrazów

---------------------

Mari siedziała rozluźniona, z kieliszkiem wina w dłoni. Ostatnie dni wreszcie szły tak, jak zaplanowała. Coś z tyłu głowy jej podpowiadało, że Neve tak łatwo nie odpuści genialnego planu, ale Mari miała nadzieję, że do tego czasu zdąży wybić nieodpowiedzialne pomysły z tego łba pokrytego farbą w śnieżnobiałym kolorze.

Na razie cieszyła się namiastką nieoczekiwanego rodzinnego spotkania, próbując równocześnie odpędzić swojego nowego kota wsadzającego długowłosy pyszczek do jej pojemnika z zupą tajską, który przyniosła z kuchni.

— Przydałby mi się Andres – wpisała w pole tekstowe szyfrowania wiadomości, tęskniąc za robotem wykonującym wszystkie prace w domu państwa Arteta. – Muszę sama sprzątać kuwetę. Wyobrażasz to sobie? Przecież ja nigdy nie miałam zwierząt.

Jak na zawołanie, nienazwany kot wskoczył w sam środek pojemnika służącego mu za ubikację i zaczął energicznie rozsypywać piasek wprost na puchaty dywan gabinetu Mari.

— Obedrę ze skóry – mruknęła kobieta. – Przysięgam.

Kot w odpowiedzi posłał jej spojrzenie zniesmaczone taką eskalacją żądań, zauważając, że ich umowa obejmowała jedynie niepozostawianie kłaków na swetrach.

— Mieliśmy chomika – przypomniał Neve. – Wypadł mi przez okno.

Mari przewróciła oczami. Zajmowała się przygotowaniami do matury w momencie, w którym Neve zajmował się niepilnowaniem chomika. Teraz po raz kolejny usłyszała w swej głowie to wycie młodszego siblinga, przebijające każdą betonową ścianę.

Zadaniem psa i kota było nauczyć młodego człowieka troski o przyjaciela, podczas gdy zadaniem chomika było nieoczekiwanie i spektakularnie umrzeć, pokazując dzieciom, czym tak naprawdę była śmierć.

Mari miała już to w adekwatny sposób skomentować, gdy odczytała wiadomość w komunikatorze:

— Stanowisko 38, widziałaś to? – napisał Neve.

Brunetka kliknęła w powiększenie z kamery, zaś na drugim ekranie uruchomiła plik z danymi przesłuchiwanej osoby. Dla pracowników działu, który prowadziła, Kwalifikacja trwała przez cały rok. W tym czasie na bieżąco były analizowane formularze, a kilka osób nadzorowało komputerowe obliczanie szans danego kandydata oraz ustawianie odpowiednich kursów w poszczególnych konkurencjach. Dane te mogły ulec zmianie. Przy ich szacowaniu uwzględniano takie zmienne jak trafienie na określonego przeciwnika lub podejście do urzędnika o specyficznych predyspozycjach. Zadaniem Mari była obsługa graczy o najwyższym profilu. Ta część projektu ONZ była objęta ścisłą tajemnicą.

— Jakaś laska dostała reject – odpowiedziała Mari, nie widząc nic szczególnego w profilu Poliny Puczkowej. – Coś się stało?

— Powiedziała, że mówi po baskijsku – tłumaczył Neve, mając świadomość, że jego siostra zajmowała się kilkoma rzeczami naraz. – Ruda w okienku odpowiedziała, że nikt nie używa tego języka.

— Bo nikt nie używa – zdenerwowała się Mari. – O co ci chodzi?

— A po jakiemu w tej chwili rozmawiamy?

Mari westchnęła. Przed nieoczekiwanym pojawieniem się Neve, po raz ostatni używała swojego ojczystego języka również w rozmowie z Neve, trzy lata temu. Ponadto rozmawiała po baskijsku z rodzicami, a ostatnio także ze swoim kotem.

— Selekcjonerka zrobiła to, co uznała za stosowne – wyjaśniła oczywistość. – Nie pracuję za nich.

Alicja nadrabiała liczbę osób nieprzepuszczonych. Mari to rozumiała i nie chciała się wtrącać. Zerknęła jeszcze raz w formularz, żeby ocenić tę problematyczną dziewczynę. Ktoś taki, jak Puczkowa, mógł, ale wcale nie musiał przejść dalej.

Jedna z tysiącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz